Dla mnie gala była w porządku, Goldenthal zmiażdżył, Incepcja mi się podobała (choć ciut mniej basu byłoby mile widziane), piękne To Kill a Mockingbird, fajny Frankenstein... Nawet Thor, który jest ogólnie słabym scorem, wypadł w porządku - co dowodzi, że suitowa formuła służy takim koncertom i powinna na nich dominować (zamiast pojedynczych kawałków jak Spartacus, Harry Potter, czy zwłaszcza The Brokeback Mountain - nawet nie ma czasu się w nie wczuć). Co do Anny Kareniny, to zgodzę się, że była trochę zbyt długa, ale głównie z tego względu, że niezbyt fortunnie dobrano materiał i wydawało się, że ciągle grają ten sam temat (a płyta ma dużo więcej "smaczków"). Konferansjerka żenująca, ale te kilkanaście minut Goldenthala zapamiętam długo.
Co do formuły galowej - i tak wydaje mi się, że jest poprawa w stosunku do poprzednich lat, gdzie co 3 minuty słyszeliśmy Torbicką albo co 2 minuty orkiestra robiła przerwę między kawałkami - tym razem przynajmniej dawano muzyce dłużej wybrzmieć, zanim prowadzący wracali na scenę. Gdyby setlista tego typu koncertów była złożona wyłącznie z dłuższych suit (nawet zróżnicowanych personalnie - bo rozumiem, że całego koncertu jednemu artyście nie poświęcą), to doznania byłyby świetne.
Przy czym podkreślę jeszcze, że dla mnie chybionym pomysłem jest zapraszanie aż tylu kompozytorów naraz. Doyle powinien mieć swój osobny panel, a tak jego obecności praktycznie nie wykorzystano. Podobnie zresztą ma się sprawa z innymi artystami, nawet Zimmerem.