qnebra pisze:Tak się zastanawiam trochę, można powiedzieć że ta elektronika (i układ albumu) to chyba efekt przyjętej koncepcji. Na początku powieści główny bohater ma amnezję i olbrzymi mętlik w głowie, który w miarę rozwoju fabuły pomału zanika i Langdon odzyskuje pełnię zdolności umysłowych.
No i coś w tym jest.
Film faktycznie całkiem ciekawie koresponduje z przyjętą tu koncepcją, ale tylko... przez pierwsze 20-30 minut. Później w ogóle zapomina się o czymś takim jak muzyka. W tle jest zupełnie pasywnym elementem, który jakieś tam funkcje motoryczno-dramaturgiczne spełnia, ale daleko mu pod tym względem do poprzednich dwóch części.
Aporopos poprzednich części, to w skanach bookletów wyczytałem, że "Portions of the Inferno score contain music from the motion pictures The Da Vinci Code and Angels And Demons" i tu odnotacja do wydawcy. Można to rozumieć, że Hans po prostu wklejał gotowe fragmenty projektu i edytował je pod nowy score. To tłumaczyłoby bardzo podbity chór w napisach końcowych (przypominający ten z "Chevaliers"), które grają utwór "Life Must Have It's Mysteries".
Fakt, film rzuca troszkę światła na drogę, którą obrał Hans. Jest to w jakimś stopniu wytłumaczalne, nawet te odnośniki do HGW z lat 90. Skojarzenia wirus, epidemia = elektronika... to też sprawdza się w zamyśle ideowym. Zimmer prowadzi jednak zbyt oczywistą rozgrywkę, jakby odartą z przyczynowości i konsekwencji - szczególnie, gdy już przesuwamy się fabularnie ku finałowi. Tutaj muzyka zdecydowanie traci swoją moc, charakter, stając się tylko pasywnym tłem. I chyba można to zawdzięczać temu, że Zimmer stał się niewolnikiem swojej koncepcji. Wymyślił sobie, że ten socre oprze na elektronice, a resztę dośpiewa sobie fragmentami z poprzednich dwóch prac (ewentualnymi dogrywkami z Synchron Stage Orchestra). No niestety plan zdołał zrealizować może w jakichś 30-35%. No ale z drugiej strony film w żaden sposób nie inspirował do kreatywnej pracy. Całość rozjeżdża się na detalach, jest przewidywalna, a główny bohater to drewno.