Ja właśnie dostrzegam sporą poprawę pod tym względem od czasów AUJ. Polichromatyka Smauga nie kiksuje tylko odtwarza pewne oczywiste oczywistości nakreślone już dekadę temu. Sceny z Mrocznej Puszczy, pająki, Elfy - to wszystko już było i nie skupia uwagi jak pewne novum jakim jest Smaug i jego etnika. Poza tym weźmy pod uwagę, że mamy tu nowych orkiestratorów, którzy pracę domową z warsztatu Shore'a odrabiali ad-hoc.Marek Łach pisze: Wracając do Smauga - melodia melodią, ale barwności faktury też tu brakuje. W takim TTT nie było może pamiętnych melodii dla Golluma czy Entów, ale za sprawą samej faktury i instrumentarium można było te wątki rozpoznać (cymbały, drewniane elementy perkusyjne). W Hobbicie rzekome motywy dla Beorna, Barda czy Thranduila nie mają nawet tego - to są takie "atrapy", które sądząc po montażowych preferencjach Shore'a będą funkcjonalne, ale czy mówią cokolwiek o tych postaciach? Hobbitowi poza utworami dotyczącymi Smauga rozpaczliwie brakuje tej instrumentalnej kreatywności, z której Shore był zawsze znany i która zastępowała lub przykrywała czasami jego niedoróbki melodyczne.
Nie wiem czemu każdy oczekuje od trylogii Hobbita jakiegoś zupełnie nowego podejścia, czegoś co kompletnie zrywa ze starą trylogią i idzie nowym torem (casus NT Star Wars).