Ludzie, co jest z Wami i z analizowaniem jakichś zarobków filmów... Co to za współczesny fetysz...
Ci producenci/studia, będą na nim zarabiali czy też nadrabiali jeszcze latami - w grę wchodzą różne licencje, pozwolenia (nie przypadkowo nazwa "Blade Runner" ma dwie literki TM obok niej - wystarczy się popatrzeć choćby na okładki wydań DVD czy BD), sprzedaż praw do telewizji, pay-per-view, sprzedaż formatów kina domowego, itd.
Najważniejsze, że ten film powstał i wygląda spektakularnie - te setki milionów wydano widocznie właściwie. Nikt za rok czy pięć lat nie będzie rozpamiętywał, że film zarobił 31 milionów w otwarcie na rynku amerykańskim, na którym od dłuższego czasu zarobki filmów są odwrotnie proporcjonalne do ich jakości, a często w box officie królują tak bezdennie głupie filmy, że to tylko wystawia ocenę amerykańskiej "widowni" (głupsza jest chyba tylko chińska).
Inna sprawa - to co pisał Tomek Goska. Ale to jest problem studyjnych garniturów od finansów, księgowości czy PR-u. Z pewnością wielce nie przejął się tym ani Scott ani Villeneuve, tym bardziej, że film pewnie będzie bardzo mocnym "graczem" w sezonie nagród.

