HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9320
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Pewnie dlatego, że film ma czarnos.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9320
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
A poza tym nie robię z niego rycerza na białym/czarnym koniu, tylko nigdy się nie zgodzę, że Hans jest po prostu starą cyniczną kurwą, jaką WY z niego robicie.
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
a po czym poznać starą cyniczną kurwę? przydała by mi się taka wiedza 

#FUCKVINYL
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Ale że jak? Że Wawrzek jest rasistą? W to nie wierzę. Przecież on jest modelowym przykładem obywatela europejskiego, absolutnie liberalny, tolerancyjny i poprawny polityczniePaweł Stroiński pisze:Pewnie dlatego, że film ma czarnos.

To już ja bym prędzej siebie uznał za rasistę

Jeżeli chodzi o kontrowersje w muzyce filmowej i robienie sztucznego zamieszania wokół siebie, to Hansu zdominował ten rok jak mało kto. Szkoda, że jedynie jego osiągnięcia muzyczne są takie płytkie... Ten temat to 11 stron psychoanalizy Hansa.

Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
i to błędnej
Hansu w tym roku się skundlił tym robieniem hypu wokół tego McQueena strasznie...

#FUCKVINYL
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9320
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Dla kogo jak dla kogo. Rush pewnie jeszcze nie widziałeś, na przykład, a jakoś mało kto się tu zgadza po obejrzeniu filmu.
Dlaczego Wawrzyniec przyczepił się akurat tego filmu i score'u? Nie mam pojęcia. W przypadku akurat tego filmu (gdybyś czytał amerykańskie recenzje zresztą, to byś widział, że postępowanie Hansa i tak jest delikatne w porównaniu z tamtymi peanami, ale to szczegół) czepia się kopii z TTRL/Incepcji. A dlaczego się nie czepiał TTRL w Incepcji? Dlaczego wobec Zimmera przyjmujemy zupełnie inne standardy oceny niż w przypadku innych kompozytorów?
Pamiętam jak Southall był obiektem śmiechu wśród paru moich znajomych, po tym jak wystawił jedynkę Man of Steel, a Rush uznał za (!) score roku w swojej recenzji i dał 4,5. Gdzie tu jakikolwiek rozsądek? I jak rozsądnie ma się zachowywać obyty skądinąd w internecie kompozytor, którego się z jednej strony zjeżdża jak burą sukę, z drugiej strony wychwala w niebogłosy za MoS-a czy, nawet (!) publicznie przez niego samego uznanych za najgorszy score w karierze Piratów 4? Nikt tu nie jest racjonalny, ani ja, ani Wawrzyniec, ani Marek, ani ty. Dlaczego akurat Zimmer? Jesteśmy się w stanie zgodzić, że np. Spiderman Hornera jest bądź niezły, bądź całkiem dobry i jakoś nikt się nie kłóci. Zimmer w obiegu internetowym lawiruje ciągle między jedynkami a piątkami. I niczym pośrodku.
Może po prostu wszystkim odwaliło, a nie jemu, który może akurat w wagę filmu autentycznie wierzyć (przecież nigdzie nie twierdzi, że to najważniejszy film w historii kina, tylko jeden z najważniejszych, jakie zrobił od paru ładnych lat, a to jest jakaś różnica, nie, bo co ma wagę społeczną? Może Sherlock? Piraci 4? Frost/Nixon? Madagaskar 3? Kung Fu Panda 2?), a właśnie TEMU staracie się przeczyć.
I skoro Zimmer jest takim cynicznym hipokrytą, to wyjaśni mi kto, dlaczego w 2008 roku (5 lat temu, tak wiele się chyba nie zmieniło od tego czasu, jego wielki PR zaczął się od 2003 roku, mówiąc ściśle, kiedy powiedział w wywiadzie, jakie ma ZAJEBISTE sample taiko w Ostatnim samuraju) zrobił niskobudżetową meksykańską komedię, o której nikt nie słyszał, za dolara i jeszcze (zgodnie z jej (!) wypowiedzią) zaprosił reżyser na wystawną kolację, by jej podziękować za to, że mu POZWOLIŁA zrobić ten film? Jakoś Hans nigdy się na tę historię nie powoływał i nigdy o tym filmie nie mówił.
Dlaczego Hans minimalnie promował Frost/Nixon (jedyna wypowiedź w wywiadzie? "Nie wiem, jak ten score napisać") i bardzo mało Rush? Pytań jest wiele. I ciekawe ile osób ma na to odpowiedź.
Dlaczego Wawrzyniec przyczepił się akurat tego filmu i score'u? Nie mam pojęcia. W przypadku akurat tego filmu (gdybyś czytał amerykańskie recenzje zresztą, to byś widział, że postępowanie Hansa i tak jest delikatne w porównaniu z tamtymi peanami, ale to szczegół) czepia się kopii z TTRL/Incepcji. A dlaczego się nie czepiał TTRL w Incepcji? Dlaczego wobec Zimmera przyjmujemy zupełnie inne standardy oceny niż w przypadku innych kompozytorów?
Pamiętam jak Southall był obiektem śmiechu wśród paru moich znajomych, po tym jak wystawił jedynkę Man of Steel, a Rush uznał za (!) score roku w swojej recenzji i dał 4,5. Gdzie tu jakikolwiek rozsądek? I jak rozsądnie ma się zachowywać obyty skądinąd w internecie kompozytor, którego się z jednej strony zjeżdża jak burą sukę, z drugiej strony wychwala w niebogłosy za MoS-a czy, nawet (!) publicznie przez niego samego uznanych za najgorszy score w karierze Piratów 4? Nikt tu nie jest racjonalny, ani ja, ani Wawrzyniec, ani Marek, ani ty. Dlaczego akurat Zimmer? Jesteśmy się w stanie zgodzić, że np. Spiderman Hornera jest bądź niezły, bądź całkiem dobry i jakoś nikt się nie kłóci. Zimmer w obiegu internetowym lawiruje ciągle między jedynkami a piątkami. I niczym pośrodku.
Może po prostu wszystkim odwaliło, a nie jemu, który może akurat w wagę filmu autentycznie wierzyć (przecież nigdzie nie twierdzi, że to najważniejszy film w historii kina, tylko jeden z najważniejszych, jakie zrobił od paru ładnych lat, a to jest jakaś różnica, nie, bo co ma wagę społeczną? Może Sherlock? Piraci 4? Frost/Nixon? Madagaskar 3? Kung Fu Panda 2?), a właśnie TEMU staracie się przeczyć.
I skoro Zimmer jest takim cynicznym hipokrytą, to wyjaśni mi kto, dlaczego w 2008 roku (5 lat temu, tak wiele się chyba nie zmieniło od tego czasu, jego wielki PR zaczął się od 2003 roku, mówiąc ściśle, kiedy powiedział w wywiadzie, jakie ma ZAJEBISTE sample taiko w Ostatnim samuraju) zrobił niskobudżetową meksykańską komedię, o której nikt nie słyszał, za dolara i jeszcze (zgodnie z jej (!) wypowiedzią) zaprosił reżyser na wystawną kolację, by jej podziękować za to, że mu POZWOLIŁA zrobić ten film? Jakoś Hans nigdy się na tę historię nie powoływał i nigdy o tym filmie nie mówił.
Dlaczego Hans minimalnie promował Frost/Nixon (jedyna wypowiedź w wywiadzie? "Nie wiem, jak ten score napisać") i bardzo mało Rush? Pytań jest wiele. I ciekawe ile osób ma na to odpowiedź.
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26513
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
A niech on sobie robi co chce, mówi co chce, promuje co chce, tylko gdzieś między tym wszystkim mógłby zacząć dobrą muzę znowu pisać.



"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9320
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Niestety doszło do tego, że ważniejsze niż jakość jego muzyki, stało się to, jak się o nim mówi. W tej chwili nawet jakby napisał drugą Cienką czerwoną linię (poziom), to byśmy gadali o tym, co mówił w wywiadach, a nie o samej muzyce. I tak cały świat.
Jest w tym jego wina, oczywiście, choć ciekawi mnie, ile w tym cynizmu (nie pod względem finansowo-PR-owym, ale pod względem: "Powiem coś idiotycznego i ciekawe, co oni na to, coś przecież powiedzieć MUSZĘ"), ale my z naszej strony też za bardzo się w to wczytujemy.
Wiecie, w ilu ostatnich recenzjach Hansa mam za sobą przeczytane wywiady-rzeki o danych score'ach?
W żadnej.
Czasem go dopytuję prywatnie o naprawdę pojedyncze szczegóły (czy ten temat oznacza to? Odpowie albo nie), by się upewnić, że dobrze rozumiem jego zamysł, a w przypadku każdego kompozytora jako swoje zadanie rozumiem zestawienie teorii z praktyką - to, co kompozytor chciał moim zdaniem osiągnąć - a wywiady wbrew pozorom nie są tutaj tak dobrym źródłem jak interpretacja własna, nie tylko kwestia przesady Hansa, ale np. kwestia zupełnej niezdolności do intelektualizacji i werbalizacji własnych pomysłów u Goldsmitha i, ostatnio, Tylera (gdybym miał oceniać score'y Briana na podstawie jego wypowiedzi w wywiadach, to by powyżej dwójki nie wyszedł nigdy w ocenach). Kompozytor w takich sytuacjach zawsze wpada albo w prawie poetycki słowotok (Hans, ale nie tylko), który nic nie znaczy, albo nie mówi zupełnie nic merytorycznego (Brian "Dałem w Expendables jeden temat, bo bohater jest zbiorowy, no i tak wyszło" Tyler).
Dlatego wolę sam zbadać strukturę score'u, a potem zestawić ją z filmem (i własnym wyobrażeniem tego, co ta muzyka ma robić w filmie, nikt nie powiedział, że krytyka może być w pełni obiektywna). A jak zadam kompozytorowi (bo mogę w swojej sytuacji!) pytanie, to jest ono na tyle precyzyjne, że odpowie mi - jeśli w ogóle - "tak" albo "nie". I tyle.
Ja nie czytam wywiadów z Hansem odkąd z nim gadam, a o aktualne score'y pytam go BARDZO rzadko, bo wiem, że mi po raz setny powie o tym, jak się przytulał do reżysera podczas seansów testowych (pierwszy Sherlock, to było chyba z 10 wywiadów...), a nie to mnie u niego interesuje. Ryzykując brak odpowiedzi, pytam go raczej o rzeczy sprzed 10-15 lat, jak mi coś wyskoczy. I tyle.
A akurat 12 Years a Slave jestem w stanie zrozumieć i nie sądzę, by się "skundlił". Ma prawo wierzyć w film i ma prawo podejmować jeszcze decyzje, które niekoniecznie są finansowo rentowne.
Jest w tym jego wina, oczywiście, choć ciekawi mnie, ile w tym cynizmu (nie pod względem finansowo-PR-owym, ale pod względem: "Powiem coś idiotycznego i ciekawe, co oni na to, coś przecież powiedzieć MUSZĘ"), ale my z naszej strony też za bardzo się w to wczytujemy.
Wiecie, w ilu ostatnich recenzjach Hansa mam za sobą przeczytane wywiady-rzeki o danych score'ach?
W żadnej.
Czasem go dopytuję prywatnie o naprawdę pojedyncze szczegóły (czy ten temat oznacza to? Odpowie albo nie), by się upewnić, że dobrze rozumiem jego zamysł, a w przypadku każdego kompozytora jako swoje zadanie rozumiem zestawienie teorii z praktyką - to, co kompozytor chciał moim zdaniem osiągnąć - a wywiady wbrew pozorom nie są tutaj tak dobrym źródłem jak interpretacja własna, nie tylko kwestia przesady Hansa, ale np. kwestia zupełnej niezdolności do intelektualizacji i werbalizacji własnych pomysłów u Goldsmitha i, ostatnio, Tylera (gdybym miał oceniać score'y Briana na podstawie jego wypowiedzi w wywiadach, to by powyżej dwójki nie wyszedł nigdy w ocenach). Kompozytor w takich sytuacjach zawsze wpada albo w prawie poetycki słowotok (Hans, ale nie tylko), który nic nie znaczy, albo nie mówi zupełnie nic merytorycznego (Brian "Dałem w Expendables jeden temat, bo bohater jest zbiorowy, no i tak wyszło" Tyler).
Dlatego wolę sam zbadać strukturę score'u, a potem zestawić ją z filmem (i własnym wyobrażeniem tego, co ta muzyka ma robić w filmie, nikt nie powiedział, że krytyka może być w pełni obiektywna). A jak zadam kompozytorowi (bo mogę w swojej sytuacji!) pytanie, to jest ono na tyle precyzyjne, że odpowie mi - jeśli w ogóle - "tak" albo "nie". I tyle.
Ja nie czytam wywiadów z Hansem odkąd z nim gadam, a o aktualne score'y pytam go BARDZO rzadko, bo wiem, że mi po raz setny powie o tym, jak się przytulał do reżysera podczas seansów testowych (pierwszy Sherlock, to było chyba z 10 wywiadów...), a nie to mnie u niego interesuje. Ryzykując brak odpowiedzi, pytam go raczej o rzeczy sprzed 10-15 lat, jak mi coś wyskoczy. I tyle.
A akurat 12 Years a Slave jestem w stanie zrozumieć i nie sądzę, by się "skundlił". Ma prawo wierzyć w film i ma prawo podejmować jeszcze decyzje, które niekoniecznie są finansowo rentowne.
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Dokładnie. Paweł, zrozum wreszcie, że ludzi tak naprawdę nie interesuje co myślał Hans, dlaczego promował coś a dlaczego nie, dlaczego zrobił jakiś meksykański film za dolara (ciekawe ile kasuje za blockbustery?Koper pisze:A niech on sobie robi co chce, mówi co chce, promuje co chce, tylko gdzieś między tym wszystkim mógłby zacząć dobrą muzę znowu pisać.![]()


Dowodów na hipokryzję Zimmera można znaleźć setki, dlatego zrozum także, że ludzi mają wobec jego osoby taki dystans i mu już po prostu nie wierzą. Nawet gdy cytujesz jego wypowiedzi z priva.
MY CHCEMY MUZYKI. DOBREJ. Nic więcej od niego.

- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9320
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
To odwalcie się od niego i tyle.
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 34883
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Dzisiaj jest 6 Grudzień, Mikołaj i zamiast obdarowywać się prezentami w postaci grzecznych i serdecznych postów, to naprawdę musimy robić tę całą przepychankę? Ale dobrze forum dyskusyjne, to dyskusja musi być, a skoro jestem wywoływany do tablicy to naturalnie odpowiadam. Przy czym zamiast świątecznego nastroju, też już powoli zaczyna skakać mi ciśnienie, dlatego też najmocniej przepraszam, ale możliwe, że jak się rozpędzę to coś z siebie wyrzucę. Gdyż jednej rzeczy nie rozumiem? Przez lata musiałem się nasłuchiwać jakim to jestem fanbojem Zimmera. Moje wypowiedzi odnośnie jego muzyki, nigdy nie były traktowanie poważnie, a bardziej patrzono na nie jak na "bredzenia napalonego fanboja". I oczywiście ja nic sensownego na temat jego muzyki nie mogłem powiedzieć, mimo że już od ponad 13 lat słucham jego muzyki, kupuję regularnie jego soundtracki i chodzę na filmy z jego muzyką. Ale wiadomo to fanbojskie fanaberie. Mniejsza oto, gdyż nie chcę się tutaj samobiczować, tylko już sam nie wiem jak mi się muzyka Zimmera podoba to fanbojstwo, jak mi się coś nie podoba, raz na jakiś czas, to znowu wychodzę na hejtera. To jak w końcu ma być?
I niestety widzę, że dyskusja stoi w miejscu i choć nie lubię się powtarzać, to chyba będę musiał.
(A tak na marginesie czy tylko mi się wydaje to dziwne, że JA muszę się bronić przed zarzutami o hejterstwo Zimmera?)
Ja nigdzie nie atakuję Zimmera i nie twierdzę i nie śmiałbym stwierdzić, że się "skurwił", zresztą nie wiem kto wyszedł z takim argumentem. I nie atakuję, krytykuję go jako osoby, co bym też nie uczynił wobec nikogo. I jak wspomniałem, nie ma w tym wściekłości i agresji, ale jest żal, smutek, a wręcz współczucie jak się bardzo w tej całej kampanii promocyjnej tego filmu pogubił.
Ja nie widzę nic złego w PRerze, szczególnie jak się pracuje w Hollywood. Kampanie promocyjne muszą być i akurat te z Zimmerem lubię, gdyż ma talent do ciekawego opowiadania i chętnie je słucham. Tak samo nie widzę nic złego, że ktoś chce i zależy mu na Oscarze. Dla wielu to jest najwyższe oznaczenie w tej branży, a więc naturalnie nie widzę i w tym nic złego.
Tylko jak wspomniałem już nie raz, nie dwa, a kilkanaście razy kampania promocyjna "12 Years a Slave" w wykonaniu Zimmera wygląda tak, że dzięki niej nie mam najmniejszej ochoty oglądać ten film. I to nie dlatego, że jestem rasistą co mi się tutaj za często zarzuca. Jak mi się Spike Lee zwali na chatę, to upomnę się później o zwrot kosztów za takiego współlokatora.
Nie będę się powtarzał, tylko zacytuję Adama, który cytuje mnie:
I naprawdę kupiłbym, zresztą kupiłem pierwsze wiadomości, że ta muzyka nie nadaje się do wydania. OK McQueen walnął temptrackiem, w filmie sobie radzi, ale nie ma co promować tego score'u, nie ma co go wydawać. OK, to jest dla mnie fair. Ale skoro nagle słyszę, że Zimmer jest zadowolony z tego score'u, plus, że jest nominowany do prestiżowych nagród, to coś mi tutaj nie pasuje. Ale oczywiście mogę tego nie rozumieć, gdyż jestem niedorozwiniętym fanbojem, którego i tak interesują tylko płytki, aby można było sobie czegoś posłuchać obierając ziemniaki.
Przy czym naturalnie nie zgadzam się z Tomkiem Rokitą, który pisze tak jakby Zimmer same gnioty tworzył. Nie "Man of Steel" był średni (lubię action score, ale średnio podoba mi się liryka), całkiem dobry "Lone Ranger", i naprawdę dobry "Rush". A dobrze, że o tym scorze wspomniałem:
To jest naprawdę niełatwe do zrozumienia: Nie chce aby muzyka przyćmiła film, dlatego wydaje tylko te 4 minuty zrzynki, z drugiej strony promuje mocno film, do którego napisał muzykę, której nie chce wydać, ale która najwidoczniej nadaje się, aby mogła się ubiegać o najbardziej prestiżowe nagrody. Czyli jednak jest to wartościowa muzyka, a nie tania podróbka. Ale skoro tak to dlaczego zwykli słuchacze są niegodni jej usłyszeć, a czy w takim razie członkowie Akademii są bardziej godni. I czy w takim razie Johna Williams postąpił niegodnie wydają "Listę Schindlera" i "Amistad"...???
Tutaj chyba nawet ekspozycja w stylu Christophera Nolana by nie pomogła, aby to zrozumieć...

Jedyny pozytyw to taki, że walczymy ze stereotypami. Podobno Niemcy nie mają poczucia humoru, ale tutaj to naprawdę osiągnęliśmy poziom Monty Pythona. Ale Zimmer mieszkał długo w Londynie, więc może dlatego, tym bardziej, że niemieckie poczucie humoru zawsze zorientowane jest na puencie, a tutaj jej brak. Lubię takie absurdalne poczucie humoru, a więc może nie jestem takim hejterem Zimmera na jakiego wyglądam.
Ale puenta tego gagu jest dalej możliwa, jeżeli soundtrack ten dostanie Oscara, zważywszy, że ani "The Thin Red Line" ani "Inception" Oscara nie dostały. Tylko, że raczej będzie to nie śmieszny i niesmaczny żart.
Dziękuję uprzejmie za uwagę i w sumie przeraża mnie jak się naprodukowałem zważywszy ile trwa ten temp-track.
I niestety widzę, że dyskusja stoi w miejscu i choć nie lubię się powtarzać, to chyba będę musiał.
(A tak na marginesie czy tylko mi się wydaje to dziwne, że JA muszę się bronić przed zarzutami o hejterstwo Zimmera?)
Ja nigdzie nie atakuję Zimmera i nie twierdzę i nie śmiałbym stwierdzić, że się "skurwił", zresztą nie wiem kto wyszedł z takim argumentem. I nie atakuję, krytykuję go jako osoby, co bym też nie uczynił wobec nikogo. I jak wspomniałem, nie ma w tym wściekłości i agresji, ale jest żal, smutek, a wręcz współczucie jak się bardzo w tej całej kampanii promocyjnej tego filmu pogubił.
Ja nie widzę nic złego w PRerze, szczególnie jak się pracuje w Hollywood. Kampanie promocyjne muszą być i akurat te z Zimmerem lubię, gdyż ma talent do ciekawego opowiadania i chętnie je słucham. Tak samo nie widzę nic złego, że ktoś chce i zależy mu na Oscarze. Dla wielu to jest najwyższe oznaczenie w tej branży, a więc naturalnie nie widzę i w tym nic złego.
Tylko jak wspomniałem już nie raz, nie dwa, a kilkanaście razy kampania promocyjna "12 Years a Slave" w wykonaniu Zimmera wygląda tak, że dzięki niej nie mam najmniejszej ochoty oglądać ten film. I to nie dlatego, że jestem rasistą co mi się tutaj za często zarzuca. Jak mi się Spike Lee zwali na chatę, to upomnę się później o zwrot kosztów za takiego współlokatora.
Nie będę się powtarzał, tylko zacytuję Adama, który cytuje mnie:
Adam pisze:Wawrzyniec pisze:I naprawdę jeżeli Zimmer nie chce, aby mówiono o muzyce, tylko skoncentrowano się na samym filmie, to niech sam zakończy jego promocję. Gdyż od kompozytora w kontekście filmu oczekuje się muzyki i po niej się go ocenia. Nie muszę znać całej zawiłej otoczki. A jeżeli jedyne co ma do zaoferowania to 4 minuty i taniej podróbki, to nie dziwota, że się pojawiają takie spekulacje, że dlatego nie wydano normalnego soundtracku, gdyż tak naprawdę to po najniższej linii oporu skopiowana "Inception" i "The Thin Red Line". OK, żeby poznać może lepiej ten score, najwidoczniej trzeba obejrzeć film, ale właśnie przez taką dziwaczną i niezrozumiałą kampanię promocyjną, niestety Zimmer kompletnie mnie zniechęcił.
Paweł Stroiński pisze:Czy Hans chce się tu promować? Tak i nie. Wygląda to tak, jakby chciał popchnąć film swoim nazwiskiem, (która przekłada się na jego kasowość, bo ludzie kupują jego score'y za nazwisko, mając gdzieś film) ale bez możliwości oceny muzyki poza filmem,by jego popularność nie przesłoniła filmu.
No właśnie jakie "tak"? "Czy kupiłem kiedyś nowego Williamsa i nie chciałem oglądać filmu?" NIE! Zawsze oglądałem film, a jak sytuacja finansowa pozwalała, kupowałem soundtrack. Tak samo z Zimmerem, zobaczyłem "Gladiatora" kupiłem soundtrack i tak czyniłem mniej więcej przez 14 lat. I z żadnego musu, aby nie było, ale robiłem to z przyjemnością. I jak pisałem boli, mnie że traktowany jestem przez Zimmera jak debil z IQ40, który uważa go za kogoś pokroju Justina Biebera i interesuję mnie tylko jego płyty, a filmy mam w dupie. To naprawdę przykre. Ale skoro bawimy się "chcesz usłyszeć więcej niż 4 minuty zrzynki to idź do kina!" To ja się bawię: "Nie ma soundtracku nie ma mnie w kinie".Paweł Stroiński pisze: , kto z was nie kupił np. nowego Williamsa i nie chciał oglądać filmu i ile osób tutaj ma płyty z filmów, których nie widziały? No, właśnie tak)
I naprawdę kupiłbym, zresztą kupiłem pierwsze wiadomości, że ta muzyka nie nadaje się do wydania. OK McQueen walnął temptrackiem, w filmie sobie radzi, ale nie ma co promować tego score'u, nie ma co go wydawać. OK, to jest dla mnie fair. Ale skoro nagle słyszę, że Zimmer jest zadowolony z tego score'u, plus, że jest nominowany do prestiżowych nagród, to coś mi tutaj nie pasuje. Ale oczywiście mogę tego nie rozumieć, gdyż jestem niedorozwiniętym fanbojem, którego i tak interesują tylko płytki, aby można było sobie czegoś posłuchać obierając ziemniaki.
Przy czym naturalnie nie zgadzam się z Tomkiem Rokitą, który pisze tak jakby Zimmer same gnioty tworzył. Nie "Man of Steel" był średni (lubię action score, ale średnio podoba mi się liryka), całkiem dobry "Lone Ranger", i naprawdę dobry "Rush". A dobrze, że o tym scorze wspomniałem:
No właśnie dlaczego tak mało o "Rush"? To jest dobre pytanie. Zresztą pamiętam, że wraz z premierą tego filmu było parę wywiadów. To chyba był jeden zaraz po premierze londyńskiej, ale mogę mylić. I sobie myślę: "O świetnie Zimmer powie coś o Rush, 3/4 forum będzie się wściekać, że PR, ale ja usłyszę sobie coś ciekawego". To oczywiście odpalam wywiadzik, nachosy są przygotowane i się zaczyna: Wiadomo na początku taka typowa gadka "Ron (Howard), tyle wspólnych filmów itd". To ma się rozumieć, takie rzeczy się mówi, a tu nagle mi Hans wyskakuje i zaczyna mówić, że "zrobił jeszcze muzykę do '12 Years a Slave' taki ważny film i w ogóle". To ja sobie myślę: "No OK, bardzo fajnie, ale może powiesz coś o "Rush" Formuła 1, emocje Brum! Brum! Brum!". A nie ten mi dalej wałkuje "12 Years a Slave" i jaki ważny film dla społeczności amerykańskiej itd. To ja sobie myślę: "No spoko mieszkasz tam długo, możesz się czuć po troszku zamerykanizowany, ale urodziłeś się w Niemczech, gdzie jest Nürburgring, powiedz coś o 'Rush'," A ten mi dalej nawija o "12 Years a Slave". Podczas Festiwalu w Toronto chyba było podobnie: 40 minutowy wywiad 5 minut "Rush" 35 minut "12 Years a Slave".Paweł Stroiński pisze:Dlaczego Hans minimalnie promował Frost/Nixon i bardzo mało Rush? Pytań jest wiele. I ciekawe ile osób ma na to odpowiedź.
To jest naprawdę niełatwe do zrozumienia: Nie chce aby muzyka przyćmiła film, dlatego wydaje tylko te 4 minuty zrzynki, z drugiej strony promuje mocno film, do którego napisał muzykę, której nie chce wydać, ale która najwidoczniej nadaje się, aby mogła się ubiegać o najbardziej prestiżowe nagrody. Czyli jednak jest to wartościowa muzyka, a nie tania podróbka. Ale skoro tak to dlaczego zwykli słuchacze są niegodni jej usłyszeć, a czy w takim razie członkowie Akademii są bardziej godni. I czy w takim razie Johna Williams postąpił niegodnie wydają "Listę Schindlera" i "Amistad"...???
Tutaj chyba nawet ekspozycja w stylu Christophera Nolana by nie pomogła, aby to zrozumieć...
Tylko o jakiej my muzyce mamy mówić, skoro otrzymaliśmy 4 minuty zrzynki? O tej muzyce co jest w filmie i aby którą można było usłyszeć trzeba wybrać się do kina, gdyż nie nadaje się ona na normalny soundtrack, ale nadaje się aby była nominowana do nagród, która z jednej strony jest temptrackiem, ale tak naprawdę nie, gdyż...Paweł Stroiński pisze:Niestety doszło do tego, że ważniejsze niż jakość jego muzyki, stało się to, jak się o nim mówi. W tej chwili nawet jakby napisał drugą Cienką czerwoną linię (poziom), to byśmy gadali o tym, co mówił w wywiadach, a nie o samej muzyce. I tak cały świat.

Jedyny pozytyw to taki, że walczymy ze stereotypami. Podobno Niemcy nie mają poczucia humoru, ale tutaj to naprawdę osiągnęliśmy poziom Monty Pythona. Ale Zimmer mieszkał długo w Londynie, więc może dlatego, tym bardziej, że niemieckie poczucie humoru zawsze zorientowane jest na puencie, a tutaj jej brak. Lubię takie absurdalne poczucie humoru, a więc może nie jestem takim hejterem Zimmera na jakiego wyglądam.
Ale puenta tego gagu jest dalej możliwa, jeżeli soundtrack ten dostanie Oscara, zważywszy, że ani "The Thin Red Line" ani "Inception" Oscara nie dostały. Tylko, że raczej będzie to nie śmieszny i niesmaczny żart.
Dziękuję uprzejmie za uwagę i w sumie przeraża mnie jak się naprodukowałem zważywszy ile trwa ten temp-track.
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9320
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Ale ja mówię o czym innym zupełnie. To ty się ciągle czepiałeś akurat McQueena nie wiedzieć czemu w tej dyskusji i tego, że film jest o niewolnikach.
Nie, Zimmer nie twierdzi, że Amistad i Lista Schindlera na płytach są "niegodne" i nigdy czegoś takiego nie powie. To byłoby idiotyczne, ale także Hans jest fanbojem Williamsa nie mniejszym niż ty
.
Prawdą jest natomiast to:
Kiedy zrobił się boom na Hansa, z którym wywiad dzisiaj robi nawet chyba Ferdynand Kiepski? Kiedy zaczął się jego dość agresywny i coraz agresywniejszy PR?
Kiedy Zimmer miał swój najlepszy okres w karierze zdaniem wielu (moim też), np. Tomka Rokity, Hans miał za sobą może 5-6, najwyżej dziesięć wywiadów od 10 lat samodzielnej kariery. Nagle w ciągu następnych 10 lat, tych wywiadów zrobiło się ponad setka. Poza tym. Tomek Rokita na przykład (ale ja, chyba Marek i wielu innych) za najlepszy okres Hansa uznają lata 1998-2003 (Tomek w tych czasach dał Hansowi pięć piątek, jeśli dobrze liczę - TTRL, Książę Egiptu, Gladiator, Samuraj i Tears of the Sun). Kiedy Hans strzelił pierwszego, moim zdaniem PR-owego faila? 2003 i zachwalanie z tego wszystkiego taiko w Ostatnim samuraju. Nie, akurat taiko w tym score dobre nie jest i nawet na albumie (swoją drogą jeden z najlepszych montażowo w jego karierze) go za wiele nie ma, nawet w samej muzyce akcji.
Potem słynna wypowiedź na temat wesolutkiego tematu Batmana autorstwa Elfmana i POOOOOOOOSZŁO.
Z drugiej strony zaczęło się to straszne fanbojstwo, które mnie szokuje. Sam się kłóciłem o parę słabych score'ów i to nawet byłem za to blokowany. Ktokolwiek czyta nie tylko recenzje Southalla, ale także komentarze wie, że to JA tego tekstu aktywnie broniłem w komentarzu, bo ze wszystkich jedynek dla MoS-a, tekst Southalla był najmniej hejtujący i najbardziej uargumentowany (nagroda dla największego hejtera przypada dla Clemmensena, który nawet nie potrafi sprawdzić, o jakich instrumentach Hans w wywiadach mówi, jeśli się na nie powołuje).
Najbardziej w tym wszystkim wkurwia mnie i mówię to z pełną powagą i świadomością wulgarności (Tomek, Marek, pozwólcie mi na zachowanie tego języka w tym poście, po prostu innych słów mi brakuje i jeśli to o czymś negatywnie świadczy, to nie o moim wykształceniu, a o moich emocjach, do czego otwarcie się przyznaję) moich ostatnich wypowiedzi, że z Zimmera robi się albo najlepsiejszego kompozytora w historii muzyki, a chuj, że jest John Williams, James Horner, Jerry Goldsmith (zapewne w przypadku zwłaszcza tego kompozytora gawiedź z youtuba zrobi wielkie WTF) czy Wolfgang Amadeusz Mozart, Igor Strawiński, Ryszard Wagner czy Antonio Vivaldi. NIE, HANS JEST NAJLEPSIEJSZY I W OGÓLE ZAJEBISTY A JAK GO NIE KOCHACIE TO NIE WIECIE CO DOBREE BO TAK ZAJEBISTYYYY JEST NAWET JEŚLI KAWAŁEK ZIMMERA NAPISAŁ BRIAN TYLER A JA NIE WIEDZIAŁEM, ŻE TO SCORE TYLERA.
Z drugiej strony jest to NAJGORSZY kompozytor w historii muzyki filmowej (przynajmniej tyle...), który nie napisał Cienkiej czerwonej linii, Gladiator to totalny szajs, bo nie brzmi jak Miklós Rozsa i w ogóle. No i chuj. Najgorszy i w ogóle. Nic nie osiągnął poza tą straszną Fabryką Sztucznych Kompozycji, która Tworzy McScore (MV i obecność tam Johna Powella wyparto z pamięci oczywiście, jak się nawet ceni TTRL, to wyparto z pamięci nawet UDZIAŁ Powella w tym score, a Mark Mancina, jakby co, zapewne nigdy nie istniał, wszystko jest ZŁE, odkąd zgwałcono biednego od kilkudziesięciu lat martwego Korngolda w formie pierwszych Piratów z Karaibów i chuj, że Bruckheimer nie lubi drewna i, jak twierdzi sam Silvestri, wypieprzono go z filmu, bo miał czelność napisać partię na flety, a... i chuj, że to jeszcze MV było).
Gdzieś tu chyba zagubiliśmy to, co nazywam zdrowym rozsądkiem. Tak, mamy do czynienia z kompozytorem, który z jednej strony napisał Cienką czerwoną linię i Gladiatora, z drugiej zaś Piratów 4, Madagaskar i Sherlocka 2. Ale czy to się nie zdarza każdemu? Horner ma Legends of the Fall i The Forgotten lub Chumscrubbera. Goldsmith na Pattona czy Chinatown odpowiedział Along Came a Spider i US Marshals. I tak dalej. Każdy traci formę. To, w jaki sposób z niej wyjdzie, zależy wyłącznie od niego. Jaki jest powód kryzysu formy Hansa? Nie wiem, nie mam pojęcia, ale zwalanie wszystkiego (jak mój kumpel z MainTitles) na obecność na Facebooku jest chyba pewnym uproszczeniem.
Czy podoba mi się fakt, ze Hans robi kapelę z nowego Spidermana? Nie, wcale mi się to nie podoba. Czy spuszczam się nad tym, że Dave Stewart gra na gitarze i przez to, jak twierdzi Adam, będzie megakult? Nie. Bo, widzisz, Adamie, Dave Stewart grał też na Madagaskarze 3, Hans mi nawet puszczał materiał z nagrań, jak go widziałem w Londynie, tylko że na jego iPhonie praktycznie nic nie widziałem, ani nie słyszałem
. NIE podoba mi się to, że Hans de facto dostosowuje projekt do siebie po to, by najprawdopodobniej... czuć się po prostu bezpiecznie.
Tylko, do jasnej cholery, czy nie można na to wszystko patrzeć rozsądnie, a nie od razu posądzać kogoś o hipokryzję, bo nie chce wydać score'u, by go znowu bezmyślnie wrzucano na youtuba i twierdzić, Jaki To Hansu Jest Genialny bez myślenia o tym, że jednak film ma pewną wagę gatunkową? Może po prostu o to Hansowi tak naprawdę chodzi, a wy mu odmawiacie, po prostu, ludzkich odruchów, bo stał się, co jest faktem, machiną biznesową?
Nie, Zimmer nie twierdzi, że Amistad i Lista Schindlera na płytach są "niegodne" i nigdy czegoś takiego nie powie. To byłoby idiotyczne, ale także Hans jest fanbojem Williamsa nie mniejszym niż ty

Prawdą jest natomiast to:
Kiedy zrobił się boom na Hansa, z którym wywiad dzisiaj robi nawet chyba Ferdynand Kiepski? Kiedy zaczął się jego dość agresywny i coraz agresywniejszy PR?
Kiedy Zimmer miał swój najlepszy okres w karierze zdaniem wielu (moim też), np. Tomka Rokity, Hans miał za sobą może 5-6, najwyżej dziesięć wywiadów od 10 lat samodzielnej kariery. Nagle w ciągu następnych 10 lat, tych wywiadów zrobiło się ponad setka. Poza tym. Tomek Rokita na przykład (ale ja, chyba Marek i wielu innych) za najlepszy okres Hansa uznają lata 1998-2003 (Tomek w tych czasach dał Hansowi pięć piątek, jeśli dobrze liczę - TTRL, Książę Egiptu, Gladiator, Samuraj i Tears of the Sun). Kiedy Hans strzelił pierwszego, moim zdaniem PR-owego faila? 2003 i zachwalanie z tego wszystkiego taiko w Ostatnim samuraju. Nie, akurat taiko w tym score dobre nie jest i nawet na albumie (swoją drogą jeden z najlepszych montażowo w jego karierze) go za wiele nie ma, nawet w samej muzyce akcji.
Potem słynna wypowiedź na temat wesolutkiego tematu Batmana autorstwa Elfmana i POOOOOOOOSZŁO.
Z drugiej strony zaczęło się to straszne fanbojstwo, które mnie szokuje. Sam się kłóciłem o parę słabych score'ów i to nawet byłem za to blokowany. Ktokolwiek czyta nie tylko recenzje Southalla, ale także komentarze wie, że to JA tego tekstu aktywnie broniłem w komentarzu, bo ze wszystkich jedynek dla MoS-a, tekst Southalla był najmniej hejtujący i najbardziej uargumentowany (nagroda dla największego hejtera przypada dla Clemmensena, który nawet nie potrafi sprawdzić, o jakich instrumentach Hans w wywiadach mówi, jeśli się na nie powołuje).
Najbardziej w tym wszystkim wkurwia mnie i mówię to z pełną powagą i świadomością wulgarności (Tomek, Marek, pozwólcie mi na zachowanie tego języka w tym poście, po prostu innych słów mi brakuje i jeśli to o czymś negatywnie świadczy, to nie o moim wykształceniu, a o moich emocjach, do czego otwarcie się przyznaję) moich ostatnich wypowiedzi, że z Zimmera robi się albo najlepsiejszego kompozytora w historii muzyki, a chuj, że jest John Williams, James Horner, Jerry Goldsmith (zapewne w przypadku zwłaszcza tego kompozytora gawiedź z youtuba zrobi wielkie WTF) czy Wolfgang Amadeusz Mozart, Igor Strawiński, Ryszard Wagner czy Antonio Vivaldi. NIE, HANS JEST NAJLEPSIEJSZY I W OGÓLE ZAJEBISTY A JAK GO NIE KOCHACIE TO NIE WIECIE CO DOBREE BO TAK ZAJEBISTYYYY JEST NAWET JEŚLI KAWAŁEK ZIMMERA NAPISAŁ BRIAN TYLER A JA NIE WIEDZIAŁEM, ŻE TO SCORE TYLERA.
Z drugiej strony jest to NAJGORSZY kompozytor w historii muzyki filmowej (przynajmniej tyle...), który nie napisał Cienkiej czerwonej linii, Gladiator to totalny szajs, bo nie brzmi jak Miklós Rozsa i w ogóle. No i chuj. Najgorszy i w ogóle. Nic nie osiągnął poza tą straszną Fabryką Sztucznych Kompozycji, która Tworzy McScore (MV i obecność tam Johna Powella wyparto z pamięci oczywiście, jak się nawet ceni TTRL, to wyparto z pamięci nawet UDZIAŁ Powella w tym score, a Mark Mancina, jakby co, zapewne nigdy nie istniał, wszystko jest ZŁE, odkąd zgwałcono biednego od kilkudziesięciu lat martwego Korngolda w formie pierwszych Piratów z Karaibów i chuj, że Bruckheimer nie lubi drewna i, jak twierdzi sam Silvestri, wypieprzono go z filmu, bo miał czelność napisać partię na flety, a... i chuj, że to jeszcze MV było).
Gdzieś tu chyba zagubiliśmy to, co nazywam zdrowym rozsądkiem. Tak, mamy do czynienia z kompozytorem, który z jednej strony napisał Cienką czerwoną linię i Gladiatora, z drugiej zaś Piratów 4, Madagaskar i Sherlocka 2. Ale czy to się nie zdarza każdemu? Horner ma Legends of the Fall i The Forgotten lub Chumscrubbera. Goldsmith na Pattona czy Chinatown odpowiedział Along Came a Spider i US Marshals. I tak dalej. Każdy traci formę. To, w jaki sposób z niej wyjdzie, zależy wyłącznie od niego. Jaki jest powód kryzysu formy Hansa? Nie wiem, nie mam pojęcia, ale zwalanie wszystkiego (jak mój kumpel z MainTitles) na obecność na Facebooku jest chyba pewnym uproszczeniem.
Czy podoba mi się fakt, ze Hans robi kapelę z nowego Spidermana? Nie, wcale mi się to nie podoba. Czy spuszczam się nad tym, że Dave Stewart gra na gitarze i przez to, jak twierdzi Adam, będzie megakult? Nie. Bo, widzisz, Adamie, Dave Stewart grał też na Madagaskarze 3, Hans mi nawet puszczał materiał z nagrań, jak go widziałem w Londynie, tylko że na jego iPhonie praktycznie nic nie widziałem, ani nie słyszałem

Tylko, do jasnej cholery, czy nie można na to wszystko patrzeć rozsądnie, a nie od razu posądzać kogoś o hipokryzję, bo nie chce wydać score'u, by go znowu bezmyślnie wrzucano na youtuba i twierdzić, Jaki To Hansu Jest Genialny bez myślenia o tym, że jednak film ma pewną wagę gatunkową? Może po prostu o to Hansowi tak naprawdę chodzi, a wy mu odmawiacie, po prostu, ludzkich odruchów, bo stał się, co jest faktem, machiną biznesową?
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Paweł, postem o "odwaleniu się", że tak to ujmę, lekko mnie zasmuciłeś...
W tym natomiast kilka dobrych spostrzeżeń padło, choć przywoływanie audytorium z jutjuba w kontekście tego forum, nie jest zbyt szczęśliwe. To tak jakby podstawówkę porównywać z studiami doktoranckimi
Współczesnym problemem Zimmera jest również to, że on w każdym projekcie próbuje za wszelką cenę coś wymyślić, sprowadzić topowego muzyka, kapelę itd. itp. Trudno mi uwierzyć, by producenci i reżyser Spider-Mana chcieli coś takiego na soundtracku. Oni pewnie chcieli tylko powtórzenia brzmienia Batmana
To wszystko nakręca się samo przez się w postaci sprzężenia zwrotnego - potem trzeba to zareklamować, wypromować, "sprzedać". Ale to jest też pewnie efekt niesamowitej presji, która na nim spoczywa. Nie ma innego kompozytora w branży, który musiałby z każdym nowym scorem tak dużo dowieść. A może on sam sobie za dużo chce udowodnić? Nie ma drugiego takiego kompozytora, który tak polaryzowałby otoczenie
Niestety nie działa to na jego korzyść. Że wspomnę temat stravidariusa w MoS-ie. Zerowy wpływ na ścieżkę dźwiękową, a Zimmer to tak zareklamował, jakby w składzie miał co najmniej Itzhaka Perlamana albo Joshuę Bella. On sam sobie wyświadcza krzywdę - pewnie o tym nie wie nawet. I BARDZO polaryzuje 
Tak jak napisałeś, stał się biznesową machiną - dlatego trudno go odbierać szczerze. I nie trzeba być hejterem, by odczuć to, że coś jest tu nie tak. Ten fałsz wyczuł nawet Wawrzek, co samo w sobie jest dużo mówiące.
PS. Te wszystkie "piątkowe" score'y nadal u mnie mają piąteczki
W tym natomiast kilka dobrych spostrzeżeń padło, choć przywoływanie audytorium z jutjuba w kontekście tego forum, nie jest zbyt szczęśliwe. To tak jakby podstawówkę porównywać z studiami doktoranckimi

Współczesnym problemem Zimmera jest również to, że on w każdym projekcie próbuje za wszelką cenę coś wymyślić, sprowadzić topowego muzyka, kapelę itd. itp. Trudno mi uwierzyć, by producenci i reżyser Spider-Mana chcieli coś takiego na soundtracku. Oni pewnie chcieli tylko powtórzenia brzmienia Batmana

To wszystko nakręca się samo przez się w postaci sprzężenia zwrotnego - potem trzeba to zareklamować, wypromować, "sprzedać". Ale to jest też pewnie efekt niesamowitej presji, która na nim spoczywa. Nie ma innego kompozytora w branży, który musiałby z każdym nowym scorem tak dużo dowieść. A może on sam sobie za dużo chce udowodnić? Nie ma drugiego takiego kompozytora, który tak polaryzowałby otoczenie


Tak jak napisałeś, stał się biznesową machiną - dlatego trudno go odbierać szczerze. I nie trzeba być hejterem, by odczuć to, że coś jest tu nie tak. Ten fałsz wyczuł nawet Wawrzek, co samo w sobie jest dużo mówiące.
PS. Te wszystkie "piątkowe" score'y nadal u mnie mają piąteczki


Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
Bella miał przecież w Aniołach i skończyło się na jednym, krótkim trackuTomek pisze:albo Joshuę Bella.

- kiedyśgrześ
- + W.A. Mozart +
- Posty: 6064
- Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm
Re: HANS ZIMMER & VA - 12 YEARS A SLAVE (2013)
11 stron o muzie do marnego filmu, który nawet nie pozwolił wybrzmieć geniuszowi Hansika (no może poza mega przeciągłym brrrrfgjsrgjmmmmm) ehh 
