Super 8
SPOJLERY!
Film ogólnie mi się podobał. Lekka rozrywka na jeden raz, ale zrobiona profesjonalnie i z odrobiną serca, nawet jeśli całość roi się od chwytów z typowego, hollywoodzkiego produkcyjniaka.

Np. jeśli któryś dzieciak fascynuje się petardami, to znaczy że w dalszej części filmu na pewno do czegoś się ten skill przyda, a jeśli główny bohater nie rozstaje się z medalikiem po zmarłej matce, to na pewno medalik ten wróci w jakiejś wzruszającej, patetycznej scenie na koniec.

Ale w gruncie rzeczy takie detale nie rażą. Film ogląda się bardzo przyjemnie, potrafi wciągnąć, nie odczułem też ogólnie przesadnego "hołdowania" Spielbergowi - w sensie nawiązań jest dużo, ale film jest jednak inaczej ukierunkowany niż ET czy CE3K, a przez to całkiem świeży. Dzieciaki grają świetnie.
Co mi się nie podobało - momentami zbytnie efekciarstwo, głównie chodzi o potwora. Dzisiaj jak twórcy mogą już zrobić wszystko z CGI to oczywiście muszą nas zarzucić szpanerskim designersko monstrum, które rusza się superefektownie i robi w ogóle wiele wybuchowych rzeczy, które kosztowały zapewne wiele godzin renderingu. I niby potwora wiele w filmie nie ma, ale nawet gdy pojawia się gdzieś w rogu ekranu to wymachuje, podrzuca samochodami i bóg wie co jeszcze wyczynia. Wróćcie czasy oszczędnych ufoli animatronicznych!!! Nie podobało mi się też rozwiązanie finału. Inaczej niż u Spielberga, u Abramsa relacja chłopca z potworem jest zupełnie szczątkowa, potwór raczej ma straszyć w filmie, ale na koniec nagle okazuje się, że jednak jest dobry, no i mamy wzruszającą scenę odlotu, po której lżej robi nam się na sercu, bo sprawiedliwości stało się zadość...

Kłopot w tym, że 5 minut wcześniej potwór odgryzał głowy niewinnym ludziom, a dzieciaki oszczędził tak naprawdę w naciągany sposób - o żadnej relacji, przyjaźni nie ma tu mowy, więc wyciskanie łez w finale (obok oczywiście wątku rodzinnego) to dla mnie wkurzający przykład Spielberg-wannabe. Abrams za wszelką cenę chciał zrobić finał po spielbergowsku, więc przestało go obchodzić, czy to wszystko ma sens - zresztą Giacchino też wpadł w tę pułapkę.
Dobra, ponarzekałem.

Film jest spoko i polecam go wszystkim, którzy mają ochotę przyjemnie rozerwać się w kinie.

Ale spielbergowskiej magii już tu nie ma.
A, jeszcze jedno. Ten film mógłby spokojnie się rozgrywać w naszych czasach, kwestia 80s ma tu marginalne znaczenie. No ale trzeba było czymś przyciągnąć do kina sentymentalnych fanów Spielberga.
