Ostatniego Smoka w calosci od deski do deski przesluchalem dopiero niedawno - kilka razy na domowych stereo i w samochodzie. Dalej sie bede upieral, ze calosciowo wypada najslabiej. Co zaskakujace nawet dla mnie, to po przesluchaniu poprzednich czesci, musze stwierdzic, ze dla mnie najlepsza muzycznie jest czesc druga - tematycznie, dramatycznie, emocjonalnie, orkiestracyjnie i sposob w jaki tematy sa rozbudowywane i sie uzupelniaja (stare z nowymi, pomimo, ze jest najmniej powtorek z pierwszej czesci). Brzmi bardzo dojrzale.Tak napisałem 1 Kwietnia 2010 roku zakładając ten temat. Niesamowicie się nostalgiczny zrobiłem, szczególnie słuchając już trzeciej części smoka 9 lat później! Tyle czasu minęło i chyba wielu się ze mną zgodzi, że Smocza Trylogia to jedna z najlepszych muzycznych trylogii XXI. wieku!!! Tyle wrażeń, wspaniałych tematów, pięknych orkiestracji i nielicznych momentów, kiedy my wszyscy na forum jesteśmy zgodni.
Pierwsza czesc sprawdza sie jako muzyka przygodowa kapitalnie - tematyka i ta przygodowa wybuchowosc. Niestety w trzeciej czesci czuc troche zmeczenie materialu - szczegolnie pierwsza polowa plyty jest taka lekko bez polotu - tym bardziej, ze temat dla zlego jest troche schematyczny i dosyc kiepsko wyglada w porownaniu z tematyka zlych z drugiej czesci. Dopiero Exodus daje prawdziwego kopa - tak jakby Powell w koncu sie zainteresowal na powaznie komponowaniem. I wtedy muzyka pokazuje pazura - Third Date, Furies in Love, The Hidden World i cala koncowka plyty. Wraca stara tematyka, ale z nowymi smaczkami i znowu fajnie sie laczy z nowymi tematami.
Jako calosc - trylogia muzyczna wypada bardzo okazale. W odbiorze porownalbym ja nawet do LOTRa, owszem troche inna skala, ale radocha ze sluchania ta sama. Nie za wiele takich muzycznych dokonan. Widac, ze Powell wlozyl w to serce i dusze
