Piraci z Karaibów 3-kontynuacja dyskusji spod recenzjiFM.pl

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#16 Post autor: Paweł Stroiński » wt maja 29, 2007 23:57 pm

Wiadomo, że musimy propagować bezpieczny seks :P

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26136
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#17 Post autor: Koper » śr maja 30, 2007 00:04 am

Thedues pisze:A Tomuś R. od poczatku ten sam avatarek;) zmieniłbyś Tomaszu na coś ciekawszego;) Dżordż Dablju Busz w kontrascie z małpką - fajne aczklowiek przestarzałe;)
No... poza tym... wejdzie ta małpka kiedyś na neta, trafi tu, zobacyz ten obrazek... i szlag ją trafi, że ją z Dablju zestawili. Smutno jej będzie.

;)

Paweł - myślałem, że my muzykę filmową propagujemy a nie seks - bezpieczny czy nie... ;)

Awatar użytkownika
Gosia
Gość od wnoszenia fortepianu
Posty: 68
Rejestracja: czw sty 05, 2006 19:37 pm
Lokalizacja: Wrocław/Kraków
Kontakt:

#18 Post autor: Gosia » śr maja 30, 2007 00:18 am

Moze muzyka Hansa pelna jest testosteronu ale zeby tak od razu zejsc na takie tamaty?
To moze niech chociaz jakis wszechwladny admin zmieni tytul topiku na "Seks a muzyka filmowa" albo "Avatary i nakladki na penisy" bo jeszcze jakas niewinna duszyczka przeczyta to co napisaliscie i pomysli ze rozmawiacie o tym:
http://www.amazon.com/Pirates-Original- ... 25&sr=1-55
"Never let your wife prevent you from buying equipment. A house will not buy a synthesizer, but a synthesizer can buy a house." Hans Zimmer

Awatar użytkownika
Mariusz Tomaszewski
Szofer w RCP
Posty: 164
Rejestracja: sob kwie 30, 2005 21:04 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

#19 Post autor: Mariusz Tomaszewski » śr maja 30, 2007 01:25 am

Gosia pisze:Moze muzyka Hansa pelna jest testosteronu ale zeby tak od razu zejsc na takie tamaty?
To moze niech chociaz jakis wszechwladny admin zmieni tytul topiku na "Seks a muzyka filmowa" albo "Avatary i nakladki na penisy" bo jeszcze jakas niewinna duszyczka przeczyta to co napisaliscie i pomysli ze rozmawiacie o tym:
http://www.amazon.com/Pirates-Original- ... 25&sr=1-55
Nie wiem czy jest się czym chwalić, ale ja mam ten film :P Nawiązując jednak do tematu, oficjalnie przepraszam za rozpoczęcie tego wątku, ale nie moja wina, że alek ma fiuty z daleka jako swój avatar :wink:
Koper pisze:No cóż. Balto niestety dawno już opuścił ten świat, ale gdzieś tam pomnik jego stoi, jak pewnie z bajki pamiętasz.
Nie za bardzo rozumiem, jak to Balto opuścił ten świat? :(
Seksowny redaktor portalu www.filmmusic.pl :P

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10218
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

#20 Post autor: Ghostek » śr maja 30, 2007 09:18 am

Mariusz Tomaszewski pisze:[Nawiązując jednak do tematu, oficjalnie przepraszam za rozpoczęcie tego wątku, ale nie moja wina, że alek ma fiuty z daleka jako swój avatar :wink:
No i co? Zazdrościsz? Takich fiutów nikt nie ma jak ja... na awatarze :P
Obrazek

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26136
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#21 Post autor: Koper » śr maja 30, 2007 18:32 pm

Mariusz Tomaszewski pisze:Nie wiem czy jest się czym chwalić, ale ja mam ten film :P
Pożycz! :D
Mariusz Tomaszewski pisze:Nie za bardzo rozumiem, jak to Balto opuścił ten świat? :(
Hmm... żeby Cię nie smucić, to niech będzie, że niczym rosyjska Łajka wybrał się w podróż kosmiczną. ;)

Awatar użytkownika
Thedues
Site Admin
Posty: 299
Rejestracja: śr lip 13, 2005 12:52 pm
Lokalizacja: Kraków(9miesiecy w roku:D)
Kontakt:

#22 Post autor: Thedues » śr maja 30, 2007 19:31 pm

Ło boże panowie... wy potrzebujecie jakies kuracji:P Nie chce was zboczeńcy w Krk;P na koncercie Morricone:P
psychiczny redaktor & admin portalu filmmusic.pl

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#23 Post autor: Tomek » czw cze 07, 2007 09:33 am

Powracając do Piratów i przeciętnej muzyki Zimmera (by nie powiedzieć poprostu słabej w większości), proponuję zerknąć do recenzji Krzesimira Dębskiego w Dzienniku. Nie tyle samej płyty Zimmera, co dygresji w jej kierunku w następnej...
Obrazek
Nie potrafię zrozumieć osób, które twierdzą, że POTC 3 ma "dobre" orkiestracje, jest muzyką napisaną bardzo dobrze technicznie. Gdzieś zaciera się nam chyba różnica między rozrywką płynącą z muzyki filmowej (którą reprezentują muzycznie Piraci - nie przeczę temu) a kompozycjami i płytami naprawdę wykonanymi, wyprodukowanymi, nagranymi i skompilowanymi w sposób imponujący. I mówię tu o dziesiątkach (ba, setkach) partytur filmowych, które pod względem kolorytu muzyki, bogactwa form, treści i tematów, wykonania, akustyki jak i technicznej jakości wyprzedzają Piratów 3 o wiele mil morskich.

Nieporozumieniem jest również przejawiające się w paru recenzjach (w tym na polskich portalach) stwierdzenie, które mówi, że jeżeli na ścieżce Zimmera słychać wreszcie orkiestrę i nawet (wow!) solówki, to znaczy, że to są dobre orkiestracje. To zupełnie dwie różne rzeczy!
Obrazek

Awatar użytkownika
Łukasz Wudarski
+ Sergiusz Prokofiew +
Posty: 1326
Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
Lokalizacja: Toruń
Kontakt:

#24 Post autor: Łukasz Wudarski » czw cze 07, 2007 14:03 pm

A mnie się wydaje, że wszystko zależy od punktu odniesienia. Co chyba też zaznaczyłem w swojej recenzji. Orkiestracje są dobre jeśli oceniamy muzykę z Piratów na tle dokonań samego Zimmera i oczywiście pierwszej części POTC. Jeśli będziemy rozważali płytę z "Na krańcu świata" w kontekście muzyki klasycznej to przecież nie dojdziemy do żadnych wniosków. Wszyscy wiemy że Hans to nie Mozart, Strauss czy Prokofiew. I nie pomogą mu w tym rzesze orkiestratorów i aranżerów choćby nie wiem jak dobrych. Podobnie rzecz ma się jeśli będziemy piać z zachwyty nad tym co zrobił Zimmer w odniesieniu do całości muzyki filmowej. Tylko chciałbym zauważyć jedno. Orkiestracje Zimmera są niemal zawsze w jakimś stopniu eksperymentatorskie. Wynika to głównie z braku wykształcenia muzycznego, a co za tym idzie braku skażenia akademickiego. Owszem częstokroć brak tu poprawności co ciągnie za sobą święte oburzenie wykształciuchów oraz karczemne oskarżenia o kicz i kabotynizm, jednak jeśli spojrzeć na to co robi Hans chyba trzeba docenić w jakiś sposób jego próby. To iż chce wnieść coś nowego do już skodyfikowanych zasad. Jest takim buntownikiem muzyki filmowej i choćby za to należy mu się sympatia (wszak wszyscy wiemy że dobra muzyka filmowa to nie tylko pełne splendoru orkietracje – przykład niemal zawsze dobrze orkiestrującego swoje epickie partytury Hornera jest znamienny). To co napisał Dębski w Dzienniku ma swoje racje i bez dwóch zdań jest to sprawiedliwa recenzja. Co do kwestii czy splendor muzyki wbija w ziemie, czy nie to już dwie różne dyskusje. Jednych wbije moc Prokofiewa innych moc zespołu Metallica. Mnie wbija i to i to. Wszystko zależy od gustu, wiedzy, wrażliwości i innych jeszcze czynników. Chociaż może Hans nie zawrócił mi w głowie, to spędziłem z jego muzyką kilka ciekawych dni. Czy jeszcze będę wracał do Piratów? Czasami pewnie tak, ale problem muzyki filmowej jest taki, że jest jej zdecydowanie za dużo żeby ją ogarnąć, więc aby być na bieżąco nie można się za długo zatrzymywać tylko gnać. Do przodu.
Why So Serious !?

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#25 Post autor: Tomek » czw cze 14, 2007 08:35 am

Łukasz Wudarski pisze:A mnie się wydaje, że wszystko zależy od punktu odniesienia. Co chyba też zaznaczyłem w swojej recenzji. Orkiestracje są dobre jeśli oceniamy muzykę z Piratów na tle dokonań samego Zimmera i oczywiście pierwszej części POTC. Jeśli będziemy rozważali płytę z "Na krańcu świata" w kontekście muzyki klasycznej to przecież nie dojdziemy do żadnych wniosków. Wszyscy wiemy że Hans to nie Mozart, Strauss czy Prokofiew. I nie pomogą mu w tym rzesze orkiestratorów i aranżerów choćby nie wiem jak dobrych. Podobnie rzecz ma się jeśli będziemy piać z zachwyty nad tym co zrobił Zimmer w odniesieniu do całości muzyki filmowej. Tylko chciałbym zauważyć jedno. Orkiestracje Zimmera są niemal zawsze w jakimś stopniu eksperymentatorskie. Wynika to głównie z braku wykształcenia muzycznego, a co za tym idzie braku skażenia akademickiego. Owszem częstokroć brak tu poprawności co ciągnie za sobą święte oburzenie wykształciuchów oraz karczemne oskarżenia o kicz i kabotynizm, jednak jeśli spojrzeć na to co robi Hans chyba trzeba docenić w jakiś sposób jego próby. To iż chce wnieść coś nowego do już skodyfikowanych zasad. Jest takim buntownikiem muzyki filmowej i choćby za to należy mu się sympatia (wszak wszyscy wiemy że dobra muzyka filmowa to nie tylko pełne splendoru orkietracje – przykład niemal zawsze dobrze orkiestrującego swoje epickie partytury Hornera jest znamienny). To co napisał Dębski w Dzienniku ma swoje racje i bez dwóch zdań jest to sprawiedliwa recenzja. Co do kwestii czy splendor muzyki wbija w ziemie, czy nie to już dwie różne dyskusje. Jednych wbije moc Prokofiewa innych moc zespołu Metallica. Mnie wbija i to i to. Wszystko zależy od gustu, wiedzy, wrażliwości i innych jeszcze czynników. Chociaż może Hans nie zawrócił mi w głowie, to spędziłem z jego muzyką kilka ciekawych dni. Czy jeszcze będę wracał do Piratów? Czasami pewnie tak, ale problem muzyki filmowej jest taki, że jest jej zdecydowanie za dużo żeby ją ogarnąć, więc aby być na bieżąco nie można się za długo zatrzymywać tylko gnać. Do przodu.
OK Łuksz, rozumiem wszystko, ale nie mogę się zgodzić z jednym - wszyscy porównują Piratów do "dołów", czyli słabych prac Zimmera, ale to żadna skala porównawcza. Należy porównywać zawsze do największych utworów gatunku, a tu Piraci sromotnie przegrywają. I dlatego uważam, że Twoja ocena (jakby prowokacyjna nie była ;) ) jest wysoce niesprawiedliwa. Bo jednym z argumentów "podpierających" ocenę jest niejaka "sprawność" orkiestracyjno-techniczna partytury. Zgadzam się, że Zimmer eksperymentuje, ale to odbiega od głównego "tematu" moich zarzutów. Uważam poza tym, że Piraci prezentują słabą bazę tematyczną (bo chyba nie napiszesz, że tematy w Piratach są olśniewająco dobre i oryginalne...) co dodatkowo pogłębia wrażenie nieudolności Zimmera, który porusza się po tym gatunku. Może nasze oczekiwania się rozmijają. Jestem dość konserwatywny jeżeli chodzi o gatunek action-fantasy-adventure. Uważam, że za rok nikt nie będzie pamiętał o tej pozycji (tak jak nikt nie pamięta już tak naprawdę o muzyce z 2 części).

Nie chodzi mi już o żadną klasykę, ten wycinek z Dziennika był tylko przykładowy, chodzi mi o setki partytur filmowych (tak, myślę że są ich setki), które obiektywnie rzecz biorąc są lepsze. Dlatego też będę głównym zrzędzicielem :), który uważa, że nie można promować miernoty tylko dlatego, że nic innego ciekawego nie ukazało się w ostatnich 6 miesiącach... Ten stan doskonale określa kondycję współczesnej muzyki filmowej, która jest poprostu coraz GORSZA. Dlatego tym bardziej powinniśmy być bardziej trzeźwi w ocenach. Ale to tylko moje zdanie.
Obrazek

Awatar użytkownika
Łukasz Wudarski
+ Sergiusz Prokofiew +
Posty: 1326
Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
Lokalizacja: Toruń
Kontakt:

#26 Post autor: Łukasz Wudarski » pt cze 15, 2007 10:48 am

Czy Król Lew to dół? Nie sądzę a na pewno jest gorzej zorkiestrowany od Piratów. Co do promocji. Hmm wolę promować coś co się da słuchać zwykłemu słuchaczowi, a nie nam hardcorowcom. Bo nawet z całym szacunkiem dla ukochanej przez Ciebie Wyspy Piratów (która obiektywnie pewnie jest lepsza od Zimmera) nie wierzę, aby zwykły słuchacz przebrnął przez nią tak jak mknie się przez POTC. Myślę że wszystko tkwi w podejściu i punkcie siedzenia i wreszcie czego się od danej muzyki oczekuje. Ja w piratach znalazłem dobrą rozrywkę. Absolutnie pozbawioną klasy, subtelności, ale wspaniale dynamiczną prostą idealną do porannego biegania do pracy. Nie szukałem tu emocjonalności (którą u Hansa znalazłem może we dwóch ścieżkach), nie szukałem też piękna. To nie taka muzyka. Szukałem dobrej słuchalności, pulsującej adrenaliny wspomaganej komputerem. I znalazłem. Aha nie sądzę aby o Piratach tak szybko zapomniano. Tak jak pisałem oni już weszli do klasyki muzyki filmowej. Czy tego chcecie, czy nie. Zobaczycie za jakieś 10 lat. Piratów niemal zawsze będą grać (już teraz każda szkolna orkiestra na pierwszy ogień wybiera właśnie tematy Zimmera) podczas koncertów the best of muzyka filmowa. Tak jak grają Gwiezdne Wojny, LOTR-a Matrixa czy Jamesa Bonda. Pamiętajmy o tym że czy coś jest obiektywnie dobre decyduje przede wszystkim historia, a nie nasza marna pisanina.[/url]
Why So Serious !?

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

#27 Post autor: Paweł Stroiński » pt cze 15, 2007 13:22 pm

Zgodzę się, co do opinii na temat orkiestracji Króla lwa. Niestety aranżacja jest tam naprawdę kiepska. Zimmer co prawda bronił się tym, że dostał czarno-białe storyboardy i mógł popełnić przez to błędy, ale dla mnie takie tłumaczenie nie ma sensu.

Wyspa Piratów, Mumia 2, Piraci z Karaibów. Wydaje mi się, że problem Zimmera leży w tym, że po pierwsze ma naturę pewnego rodzaju kontestatora - patrz wypowiedzi na temat Batmana Początek, które tak wściekły Clemmensena (nie słuchałem wcześniejszych ścieżek, bo to zupełnie inny film, a w ogóle dlaczego nikt nic nie mówi o Goldenthalu?). Klęska Piratów z Karaibów polega nie na zbyt dużej nowoczesności, nie na pisaniu w stylu MV, bo sam ostatnio doceniłem czystą rozrywkę, jaką ta ścieżka może ze sobą nieść i nie na oryginalności. Problem polega (poza fatalnym nagraniem, wykonaniem i ułożeniem albumu) na tym, że Zimmer tak naprawdę zatrzymał się pośrodku, tworząc piracki (jednak!) heavy metal, który Korngolda i klasykę zastępuje Van Halenem i Europe (wiadomo przecież, że źródłem inspiracji Zimmera jest w dużej mierze popularny w latach 80. hair-metal). I tyle. Co z tego? Ano to, że z jednej konwencji popada w drugą. Trochę tak jak problem gęby z końca Ferdydurke Gombrowicza, ale rzecz jasna na innej płaszczyźnie.

I wtedy przychodzą Piraci 3. W dużej mierze jest to muzyka przygodowa, chociaż zgodzę się z twierdzeniem o tym, że całość jest w jednej tonacji. Do cholery, w kwestii samych instrumentacji, a nawet częściowo polifonii (fugi Zimmer chyba nie stworzył nigdy i pewnie nie stworzy) się nam Hans bardzo rozwinął, w kwestii harmonii strasznie pogorszył. Całe ścieżki pisze w jednej tonacji (ściśle d-moll, gdzieś słyszałem, że to jest najłatwiej wykonalne dla sekcji smyczkowej). A potem słucham takiego To Die For z Króla lwa i co? Cały czas zmienia tonacje i nie można zrzucić tego na karb kopii z Mozarta (ściślej jego Lacrimosy, w ogóle Król lew to takie połączenie Misji, Requiem Mozarta z wokalem afrykańskim).

Wróćmy jednak do samych orkiestracji. 600 śladów... Tak jakby Zimmer zrobił 600-trackową (jedna ścieżka = jeden instrument) sekwencję. Chodzi o to, że Zimmer improwizował 600 partii instrumentalnych i je na siebie nakładał (przez tzw. sekwencer, warstwy są słyszane, tak samo działa zwykłe MIDI, chociaż ono ma tylko 16 kanałów, czyli ścieżek/tracków/śladów, pewnie ślad to Dębskiego tłumaczenie słowa "track"). Poprawienie się techniczne Zimmera w tej ścieżce (poza samym zwiększeniem instrumentacji w muzyce akcji, chodzi o w pełni świadome i udane - w przeciwieństwie do Peacemakera) włączenie dętych drewnianych do orkiestracji) opiera się tak naprawdę na czymś bardzo prostym. Szybkie smyczki (wzięte z Króla Artura, Batmana i Kodu Da Vinci) grają rytmiczną, szybką przygrywkę, na co dęte blaszane nakładają drugi temat, wolniejszy i heroiczny. To wprowadza jakiekolwiek zróżnicowanie, niech postawię jako opozycję Króla Artura, czyli jedna melodia na całą orkiestrę.

Jakość tematów... Moim zdaniem nie są takie kiepskie, zwłaszcza te miłosne...

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26136
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#28 Post autor: Koper » sob cze 16, 2007 00:41 am

Jeszcze Wam się nie znudzili ci piraci? :D Ja już przestałem słuchać nawet. Raz na tydzień może wrócę do Up Is Down. :P

Tomek, a czemu nie podkreśliłeś w tej recenzji Dębskiego, np. wyrażenia "świetnie zrobione"? :D:D

Jeśli chodzi o Króla Lwa to siłą tej ścieżki (notabene dużo lepszej od którejkolwiek z POTC) nie były orkiestracje, ino etnika, wysoka (zwłaszcza jak na HZ) emocjonalność i ładne, choć jak zwykle małooryginalne tematy. :P

A co do tematów w POTC3, to z nowych fajny jest jeno wspomniany Up Is Down. Co do tematów miłosnych... Paweł... Love-theme'y świetne to miał Morricone czy Delerue, a nie Zimmer. :P

ODPOWIEDZ