Muzyka filmowa vs. Media
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10224
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Muzyka filmowa vs. Media
Korzestając z okazji pojawienia się artykułu "Muzyka filmowa vs Media" chciałbym otworzyć temat do szerszej dyskusji... Co sadzicie o ignorowaniu przez media "podrzędnych" gatunków muzycznych. Czy według was problem jest poważny czy też nie? Czekam na wasze opinie w tej sprawie. Piszcie co wam leży na duszy!
-
- Gość od wnoszenia fortepianu
- Posty: 97
- Rejestracja: wt maja 31, 2005 12:20 pm
Zdecydowanie tak! Już nie pierwszy raz mogłem się przekonać, że telewizja publiczna czy stacje komercyjne gloryfikują jedynie artystów muzyki pop, hop-hop czy rockowe grupy, których piosenki znajdują zastosowanie jedynie w filmach dla amerykańskich nastolatków. TVP bez przerwy promuje takie, wątpliwej zresztą kreatywności i muzykalności, zespoły jak np. Ich Trojgen czy Goła Orkiestra... Przecież tego się słuchać nie da! Jak słyszę Michała W., który swoim rozklekotanym głosem stara się jednocześnie udawać twardziela i poruszać serca, to mi się śmiać chce... Podobnie ma się sprawa z bliźniakami. Po prostu szkoda słów. Najlepszym tego przykładem była nagroda Oscara dla Jana A.P. Kaczmarka. Gdy go dostał nagle TVP się obudziło: "Ej! Nasz rodak dostał Oscara!" i wnet posypało się tysiąc sto audycji o Kaczmarku...
- Łukasz Wudarski
- + Sergiusz Prokofiew +
- Posty: 1326
- Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
- Lokalizacja: Toruń
- Kontakt:
W swoim tekście Tomek poddał analizie bardzo ważną kwestie a mianowicie obecność muzyki filmowej w mediach. Konkluzją artykułu było nieco nierealne życzenie brzmiące niemal jak slogan z amerykańskiego filmu: „wystarczy chcieć”. Ja jak zwykle jestem bardziej sceptyczny i wydaje mi się, że obecność muzyki filmowej na antenie ogólnopolskich telewizji nietematycznych jest (podkreślam dobitnie) NIE MOŻLIWA. Dlaczego? Tomek po części udzielił już na to pytanie odpowiedzi: Kwestia dochodowości i jej niskiej atrakcyjności w oczach typowego odbiorcy. O wiele łatwiej sprzedać coś gdzie wszystko podane jest na talerzu. Istnieje możliwa łatwa i prosta interpretacja danego utworu (a tutaj pomagają słowa piosenki). Zauważmy, że takie utwory hip hopowe, czy wcześniej punkowe, bazują nie na świetnej muzyce, lecz na tekście, który ma wyrażać to, co głupiemu nastolatkowi leży na sercu. W ten sposób podburza się jego młodzieńczy bunt (co tez ma dobre strony, bo buntując się rodzi się w nas krytycyzm). Oczywiście można zaraz odpowiedzieć, że każdy produkt, nawet największą szmirę, da się wypromować, więc czemu tak nie zrobić także z muzyką ilustrującą filmy? Otóż moim zdaniem istnieje kilka przeszkód obiektywnych, które skazuje soundtracki na pozostawanie w głębokim undergroundzie.
Po pierwsze jest to mała ich autonomiczność (przynajmniej w obiegowym rozumieniu). Nie oszukujmy się, większość z pisanych partytur nie może istnieć bez obrazu. To jest główna przeszkoda. Zauważmy iż masową popularnością cieszą się przeważnie ścieżki silnie tematyczne, łatwo słuchalne (Braveheart, Tańczący z Wilkami, Amelia, Gladiator, a nawet Piraci z Karaibów – płycie Badelta można odmówić wszystkiego, ale nie to że jest nie słuchalna i pozbawiona tematyczności) . Takie dokonania jak pełne specyficznego underscoru płyty Williamsa, Goldsmitha i innych, nie są w stanie dotrzeć do odbiorcy, głównie ze względu na swą „specjalizację”, do docenienia której potrzeba odpowiedniej wiedzy i pewnego znawstwa. Ktoś może zaraz zripostować, że przecież jazz jest równie trudny, równie (jeśli czasem nie trudniejszy) w odbiorze, a rzesze jego fanów są znaczne. Zgoda, tylko spójrzmy na specyfikę jazzu, muzyki buntu, zadymionych pubów, studenckich, inteligenckich biesiad, podczas których gada się o filozofii, sztuce i literaturze. Te bohemowe konotacje sprawiają, że łatwiej sięgnąć po muzykę jazzową i zakochać się w jej brzmieniu. Jazz jest więc w jakimś tam sposób zdefiniowany, ma określone ramy, będące w swym pierwotnym znaczeniu autonomiczne (jazz filmowy jest wtórny). Z muzyka filmową jest inaczej. Ona jeśli się z czymś wiąże, to tylko z samym filmem. I koło się zamyka. Proszę zauważyć, że wciąż jest ona traktowana jako immanentna część obrazu. Jeśli wspominana jest jakaś partytura, bądź kompozytor, to tylko i wyłącznie przy okazji programu poświeconemu kinu. Rzadko, kiedy twórca pojawia się w magazynie/gazecie dotyczącej muzyki. Czemu? Bo taka muzyka nie jest uważana jako autonomiczna muzyka. I koło się zamyka. Kolejną kwestią utrudniającą odbiór partytur filmowych jest jej nikła atrakcyjność wizualna. To może paradoks, ale muzyka filmowa jest zupełnie niemedialna. Kompozytorzy filmowi to bardzo często ustatkowani, poważni panowie, często niegrzeszący urodą. O paniach nie wspominam, bo jak wiadomo jest ich bardzo mało, i najczęściej również nie należą do piękności. Jak zatem tego typy twórcy, kryjący się za obrazem, mają konkurować z Britney Spears, Shakirą, Robbie Williamsem epatującym seksownym wyglądem. To bowiem ciało, a już szczególnie to piękne i odsłonięte, można bez problemu sprzedać. I zupełnie nie ważny jest poziom jaki osiąga muzyka danego wykonawcy, skoro jego persona ładnie prezentuje się na ekranie.
Na całe szczęście istnieje coś co w świetny sposób może zweryfikować prawdziwą jakość owych utworów. To coś to czas. Tak, większość z tych jednosezonowych szmirek nie przetrwa w pamięci potomności i wątpię, aby wielkie tryumfy dzisiejszych mizernych gwiazdek weszły do skarbnicy ludzkości.
Jakie zatem konkluzję? Moim zdaniem nie ma co liczyć na wypromowanie muzyki filmowej tak aby stała się gatunkiem pełnoprawnym z innymi popularnymi słuchadłami. Jedyna nadzieją jest stworzenie małego aczkolwiek prężnego środowiska, skupionego wokół jakiejś instytucji. Mam na myśli choćby coś takiego jak jakiś program tematyczny nadawany przez stacje w rodzaju TVP Kultura czy jakiś kanał filmowy. To chyba jedyna możliwość. Na więcej bym nie liczył.
Po pierwsze jest to mała ich autonomiczność (przynajmniej w obiegowym rozumieniu). Nie oszukujmy się, większość z pisanych partytur nie może istnieć bez obrazu. To jest główna przeszkoda. Zauważmy iż masową popularnością cieszą się przeważnie ścieżki silnie tematyczne, łatwo słuchalne (Braveheart, Tańczący z Wilkami, Amelia, Gladiator, a nawet Piraci z Karaibów – płycie Badelta można odmówić wszystkiego, ale nie to że jest nie słuchalna i pozbawiona tematyczności) . Takie dokonania jak pełne specyficznego underscoru płyty Williamsa, Goldsmitha i innych, nie są w stanie dotrzeć do odbiorcy, głównie ze względu na swą „specjalizację”, do docenienia której potrzeba odpowiedniej wiedzy i pewnego znawstwa. Ktoś może zaraz zripostować, że przecież jazz jest równie trudny, równie (jeśli czasem nie trudniejszy) w odbiorze, a rzesze jego fanów są znaczne. Zgoda, tylko spójrzmy na specyfikę jazzu, muzyki buntu, zadymionych pubów, studenckich, inteligenckich biesiad, podczas których gada się o filozofii, sztuce i literaturze. Te bohemowe konotacje sprawiają, że łatwiej sięgnąć po muzykę jazzową i zakochać się w jej brzmieniu. Jazz jest więc w jakimś tam sposób zdefiniowany, ma określone ramy, będące w swym pierwotnym znaczeniu autonomiczne (jazz filmowy jest wtórny). Z muzyka filmową jest inaczej. Ona jeśli się z czymś wiąże, to tylko z samym filmem. I koło się zamyka. Proszę zauważyć, że wciąż jest ona traktowana jako immanentna część obrazu. Jeśli wspominana jest jakaś partytura, bądź kompozytor, to tylko i wyłącznie przy okazji programu poświeconemu kinu. Rzadko, kiedy twórca pojawia się w magazynie/gazecie dotyczącej muzyki. Czemu? Bo taka muzyka nie jest uważana jako autonomiczna muzyka. I koło się zamyka. Kolejną kwestią utrudniającą odbiór partytur filmowych jest jej nikła atrakcyjność wizualna. To może paradoks, ale muzyka filmowa jest zupełnie niemedialna. Kompozytorzy filmowi to bardzo często ustatkowani, poważni panowie, często niegrzeszący urodą. O paniach nie wspominam, bo jak wiadomo jest ich bardzo mało, i najczęściej również nie należą do piękności. Jak zatem tego typy twórcy, kryjący się za obrazem, mają konkurować z Britney Spears, Shakirą, Robbie Williamsem epatującym seksownym wyglądem. To bowiem ciało, a już szczególnie to piękne i odsłonięte, można bez problemu sprzedać. I zupełnie nie ważny jest poziom jaki osiąga muzyka danego wykonawcy, skoro jego persona ładnie prezentuje się na ekranie.
Na całe szczęście istnieje coś co w świetny sposób może zweryfikować prawdziwą jakość owych utworów. To coś to czas. Tak, większość z tych jednosezonowych szmirek nie przetrwa w pamięci potomności i wątpię, aby wielkie tryumfy dzisiejszych mizernych gwiazdek weszły do skarbnicy ludzkości.
Jakie zatem konkluzję? Moim zdaniem nie ma co liczyć na wypromowanie muzyki filmowej tak aby stała się gatunkiem pełnoprawnym z innymi popularnymi słuchadłami. Jedyna nadzieją jest stworzenie małego aczkolwiek prężnego środowiska, skupionego wokół jakiejś instytucji. Mam na myśli choćby coś takiego jak jakiś program tematyczny nadawany przez stacje w rodzaju TVP Kultura czy jakiś kanał filmowy. To chyba jedyna możliwość. Na więcej bym nie liczył.
Ostatnio zmieniony pt cze 10, 2005 19:02 pm przez Łukasz Wudarski, łącznie zmieniany 1 raz.
Why So Serious !?
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10224
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Dzięki Łukasz, bardzo dobrze rozwinąłeś temat jaki poruszyłem w artykule.
...
...
Nie chodzi bynajmniej o to by wypromować kompozytorów na gwiazdy estrady, bo to nie możliwe (aczkolwiek ciekaw jestem jak by to mialo wyglądać... "Williams bożyszcze młodzieży"? ), chodzi generalnie o uświadamianie społeczeństwa odnośnie muzyki filmowej, pokazanie, że mimo swojej undergroundowości pod względem słuchalnosci pełni jednak kluczową rolę nie tylko w filmie ale i w tworzeniu kultury... jak niegdyś klasyka.Łukasz Wudarski pisze:Rzadko, kiedy twórca pojawia się w magazynie/gazecie dotyczącej muzyki. Czemu? Bo taka muzyka nie jest uważana jako autonomiczna muzyka...Jak zatem tego typy twórcy, kryjący się za obrazem, mają konkurować z Britney Spears, Shakirą, Robbie Williamsem epatującym seksownym wyglądem...
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Warto tu wskazać na coś, o czym mówił Bernard Herrmann. Kompozytor POWINIEN dzisiaj tworzyć muzykę filmową, tak jak Bach tworzył muzykę kościelną, Mozart dworską. W tej materii zgodził się ze mną Gabriel Yared. Herrmann uważał, że muzyka filmowa to po prostu fucha, jaką każdy musiał robić. Jerry Goldsmith postanowił pisać tylko filmową (potem, jak wiadomo, stworzył parę dzieł poważnych, jak oratorium Christus Apollo z libretto Raya Bradbury, Music for Orchestra czy Soarin' Over California).
Jeśli zwrócimy uwagę na kompozytora tylko dlatego, że robi muzykę filmową, możemy go mocno skrzywdzić, ponieważ większość i tak uznaje muzykę filmową za odrabianie pańszczyczny (pamiętajmy o tym). Trzeba chyba zacząć od tych hitów. Może przydałaby się jakaś porządna audycja radiowa?
Jeśli zwrócimy uwagę na kompozytora tylko dlatego, że robi muzykę filmową, możemy go mocno skrzywdzić, ponieważ większość i tak uznaje muzykę filmową za odrabianie pańszczyczny (pamiętajmy o tym). Trzeba chyba zacząć od tych hitów. Może przydałaby się jakaś porządna audycja radiowa?
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33879
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re:
Naprawdę to takie niemożliwe? A Hans Zimmer aktualnie? Nie wspominając o rzeszy fanek podczas spotkania z Alexandre Desplatem na FMFieGhostek pisze: ↑pt cze 10, 2005 18:49 pmDzięki Łukasz, bardzo dobrze rozwinąłeś temat jaki poruszyłem w artykule.
...Nie chodzi bynajmniej o to by wypromować kompozytorów na gwiazdy estrady, bo to nie możliwe (aczkolwiek ciekaw jestem jak by to mialo wyglądać... "Williams bożyszcze młodzieży"? ).Łukasz Wudarski pisze:Rzadko, kiedy twórca pojawia się w magazynie/gazecie dotyczącej muzyki. Czemu? Bo taka muzyka nie jest uważana jako autonomiczna muzyka...Jak zatem tego typy twórcy, kryjący się za obrazem, mają konkurować z Britney Spears, Shakirą, Robbie Williamsem epatującym seksownym wyglądem...
Sami epatując seksownym wyglądem?Łukasz Wudarski pisze:ak zatem tego typy twórcy, kryjący się za obrazem, mają konkurować z Britney Spears, Shakirą, Robbie Williamsem epatującym seksownym wyglądem...
#WinaHansa #IStandByDaenerys
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10224
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: Muzyka filmowa vs. Media
Wawrzek w jednej kopalni z Adamem robi :d
Aod tamtego czasu wiele sie pozmieniało jak widać. Muza filmowa jest promowana przez medialnych rekinów jak Zimmer czy Tyler
Aod tamtego czasu wiele sie pozmieniało jak widać. Muza filmowa jest promowana przez medialnych rekinów jak Zimmer czy Tyler
- muaddib_dw
- Zdobywca Oscara
- Posty: 3237
- Rejestracja: wt lis 24, 2009 16:40 pm
- Lokalizacja: Kargowa
Re:
I dlatego kocham muzykę Williamsa. Papa John nigdy nie dał mi odczuć, że odwala fuszerkę. Polecam jego muzykę klasyczną, zwłaszcza tą w której tak pięknie opisuje drzewa, np;Paweł Stroiński pisze: ↑pt cze 10, 2005 19:02 pmWarto tu wskazać na coś, o czym mówił Bernard Herrmann. Kompozytor POWINIEN dzisiaj tworzyć muzykę filmową, tak jak Bach tworzył muzykę kościelną, Mozart dworską. W tej materii zgodził się ze mną Gabriel Yared. Herrmann uważał, że muzyka filmowa to po prostu fucha, jaką każdy musiał robić. Jerry Goldsmith postanowił pisać tylko filmową (potem, jak wiadomo, stworzył parę dzieł poważnych, jak oratorium Christus Apollo z libretto Raya Bradbury, Music for Orchestra czy Soarin' Over California).
Jeśli zwrócimy uwagę na kompozytora tylko dlatego, że robi muzykę filmową, możemy go mocno skrzywdzić, ponieważ większość i tak uznaje muzykę filmową za odrabianie pańszczyczny (pamiętajmy o tym). Trzeba chyba zacząć od tych hitów. Może przydałaby się jakaś porządna audycja radiowa?
https://www.youtube.com/watch?v=tdRiaNWMazU
czy
https://www.youtube.com/watch?v=bh9M-rGypCs
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10224
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re:
Mówisz i masz.Paweł Stroiński pisze: ↑pt cze 10, 2005 19:02 pmMoże przydałaby się jakaś porządna audycja radiowa?
Za tydzień 11 lutego w Muzycznych Pejzażach.
Re: Muzyka filmowa vs. Media
Ludzie, Paweł o tym pisał 13 lat temu. xD
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10224
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: Muzyka filmowa vs. Media
No wiadomo. Po 13 latach doczeka się w końcu swojej audycji :d
- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 33879
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: Muzyka filmowa vs. Media
#WinaHansa #IStandByDaenerys