
Z racji, że nie jestem mega wielkim fanem tego typu ilustracji jakoś ciężko mi się było zebrać do obadania tego czegoś. No ale nazwisko widniejące na okładce w końcu skusiło.
Powiem szczerze, że bardzo pozytywnie się zaskoczyłem.
Spodziewałem się kolejnej porcji spływającej po mnie porcji Mickey Mousingu, a tu proszę... bardzo bogaty brzmieniowo i różnorodny stylistycznie score.
Trochę ilustracyjności jest, bo w sumie musi, ale z drugiej strony mamy całą masę ciekawych numerów z niewybrednymi fanfarami, athemami no i te tanga...
Ciekawa jest też strona techniczna. Smyki zjadają większość sekcji panosząc się dosłownie w każdej możliwej sytuacji. Master również zwrócił moją uwagę. Tyle przestrzeni i głębi raczej się nie spotyka w animacjach. W co bardziej dostojniejszych kawałkach czuć po prostu Goldsmitha z jego warsztatem stosowanym w kinie... s-f!
Ogólnie całkiem pozytywne zaskoczenie, choć jako ogólne doświadczenie muzyczne, gdzie i przebojowość odgrywa duże znaczenie, to dupy nie urywa.
Ot solidny Eshkeri na swoim poziomie.
A już niedługo rzucę ten socre na konkurs.