
Wczoraj odebrałem przesyłkę z długo poszukiwanym 'boxem'. Z namaszczeniem zerwałem celafon, a ręce mi drżały, jak przy pierwszym odpinaniu stanika dziewczynie. Gdy było już po wszystkim, delikatnie pogładziłem poligrafię, napawając się jej zapachem,a następnie zająłem się tymi cudownym, srebrnymi krągłościami. Schlebiając własnej próżności, zapragnąłem ujrzeć swe promienne oblicze w wyczekiwanych z takim utęsknieniem klejnotach. Wiadomo przecież, wszem i wobec, że płyta cd ze swoim gładkim 'lustrem', jest najlepszym przedmiotem ku temu służącym. Ciągle rozdygotany, wziąłem więc je delikatnie w dłonie, jakby to były piersi młodej dziewczyny, z namaszczeniem przysunąłem do twarzy i ... skamieniałem. W tej właśnie chwili poczułem się jak Bazyliszek, gdy potraktowano go zdradziecko lustrem w piwnicach Starego Miasta. To nie są oryginalne tłoczone płyty, tylko jakaś 'fuszerka' na cd-r, skonstatowałem, gdy szok minął. Wziąłem głęboki wdech, jak mnie w komandosach uczyli. Nie, nie możliwe, to musowo alkohol jeszcze krąży beztrosko w organizmie, próbowałem się pocieszać Szybka technika specjalna , kolejny rzut okiem na moje cacuszka i co? Nic, myślę sobie, to chyba jakaś gra psychologiczna, chcą sprawdzić moją wytrzymałość na stres i przetestować działanie w warunkach bojowych, w połączeniu ze sporą ilości środków wysokoprocentowych. No dobra, wzrok zawodzi, ale przecież jeszcze inne zmysły działają. Spojrzałem więc na sprawę całościowo, raz jeszcze. Celafon, był, czułem go pod ręką i słyszałem, szeleścił jak Trybuna Ludu. Wkładka , a jakże jest, grubaśna niczym dzieła zebrane Lenina, a gładka w dotyku i pachnąca niczym „Kraj Rad'. Wszystko się zgadza, tylko te cholerne płyty nie pasują do całości. Myślę sobie, nic to, trzeba kontakt nawiązać ze sprzedawcą. Napisałem więc grzecznie, że paczkę gołąb pocztowy na parapecie zostawił, wszystko fajnie, tylko płyty jakby gdzieś za Wielkim Murem nagrywane i musowo to cd-r, bo ani Matrix kodu nie maja, ani numeru IFPI. Odpowiedź przyszła błyskawicznie, a w zasadzie zapytanie, co to za Matrixy i o co mnie się rozchodzi, czy ja aby nie szatanista jakiś. Wyjaśniłem, najprościej jak potrafię w czym rzecz, zapewniając jednocześnie, że zapach siarki jest mi obcy( no dobra, skłamałem, ale jakbym musiał dodatkowo tłumaczyć, czym jest 'jabol', to bym nie zdzierżył) i zależy mi tylko na jak najszybszym wyjaśnieniu sprawy. Po wymienieniu kilku wiadomości, już chciałem dać za wygraną, bo kwestia matrixa okazała się prawdziwym matrixem, j.angielski z radzieckim nagle zaczął stawać się jednością, a pora była naprawdę późna, ale powiedziałem sobie, o nie, takie numery ze starym sierżantem nie przejdą! W tej samej sekundzie wpadłem na iście diabelski plan, ściągnąłem z sieci zdjęcie płyty z ilością matrixów i innych numerów wszelakich, która mogła o zawrót głowy przyprawić, dołączyłem do listu i napisałem tylko: Smotri picture! Ostatkiem sił wcisnąłem ENTER. 'Kości zostały rzucone', przemknęło mi jeno przez myśl, a powieki same opadły łagodnie.
Obudziłem się gwałtownie, z monitora tryskała feeria barw , świat wirował, a biurko kręciło się niczym tabliczka ouija. Gdy mój wzrok przebił się przez ten świetlny armagedon, ujrzałem ją, tą esencję prostoty. Wiadomość była krótka, ale mówiła wszystko 'Okay!!!!Understand !!!'. Niestety była to ostatnia wiadomość od sprzedawcy z dalekiego kraju.
Morał jest z tego taki, że jak kogoś z was podkusi aby sprawić sobie ' Fly Trilogy' Sawtella i Sheftera, to pierwsze co należy zrobić, to kazać sprzedawcy sprawdzić, jaki płyty posiada. Percepto dało dupy i w niewiadomej liczbie kopii są cd-r, a nie fabrycznie tłoczone krążki. Niestety, tej wytwórni już nie ma, więc późniejsze zażalenie można pisać, na Berdyczów.