Pokemon pisze:O, widzę, że tu macie cały temat poświęcony Desplatowi, a ja strzępie klawiaturę pod recką New Moon;).
.
Szczerze to ja już od dłuższego czasu zabierałem się taki temat. Tylko zawsze obawiałem się, żeby nie była to znowu dyskusja "Ja" versus "The Rest of the World". Ale w sumie widząc Twój komentarz pod "New Moon" zobaczyłem, że jednak nie jestem sam:) Dlatego też w sumie mógłbym napisać, że ten temat częściowo jest "inspirated by Pokemon";)
Pokemon pisze:Więc nie powtarzając się, dodam, że faktycznie lubię też score z Dziewczyny z Perłą. Jak teraz myślę, to chyba nawet moja ulubiona praca by Alehandro. I pomimo, że bardzo ten score lubię to... nawet o nim nie pamiętałem!
Tutaj też się zgadzamy. Ładna muzyka, nawet pary razy ten soundtrack przesłuchałem, temat może nie zapada w pamięci, ale jednak coś posiada. Dobra muzyka, ale też nigdy nie mam takiej myśli, potrzeby, aby do tej płyty wrócić.
Pokemon pisze:Słyszę głosy, że to muzyka inteligentna, że trzeba się w nią wsłuchać itp. Ale czy aby na pewno ma to sens? Czy score, który nie poruszył we mnie żadnej struny na początku, po głębszej analizie mnie zachwyci? Nie sądzę. Analizy są dla muzykologów, ja muzyki chce słuchać, a nie nad nią dumać... "I niezwykłe pasaże na fortepianie we wspaniałym kontrapunkcie do fletu wygrywającego melodie Marsylianki wprowadzają nastrój niezwykle niepokojącej zadumy nad losem poległych" - no, tak też można "słuchać" muzyki. Ale myślenie nad muzyką gryzie mi się z - dla mnie podstawową funkcją - wzbudzaniem emocji. Bo nie wymyśle przecież sobie, że ta subtelność jest smutna i wnet poczuję się smutny.
Podpisuję się pod tym rękoma i nogami.
Pokemon pisze:Desplat nie daje mi żadnych emocji. Jest jak robot, piszący ładne melodie, które wiem, ze są ładne - bo tak podpowiada rozsądek - jednak serce milczy jak zaklęte.
Porównanie z robotem ostre i prowokacyjne, ale coś w nim jest. Gdyż kto powiedział, że robot, maszyna nie może tworzyć ładnych rzeczy? - teraz ja chyba za bardzo prowokuję. Tylko, żeby było jasne, ja nie mam nic do spokojnej ładnej muzyki. Twierdzę nawet, że taką słucham. Tylko tak jak Pokemon słusznie zauważył, przy Desplacie i moje serce milczy jak zaklęte. A wystarczy, że włączę np. "Memoirs of Geisha" i serce moje bije mocniej, mocno, odczuwając przy tym większość emocji od radości po smutek - proszę o wybaczenie, ale uwielbiam tę płytę:)
Pokemon pisze:I jeszcze jeden aspekt (już też z resztą wspomniany). Czy inteligencją jest pisanie "inteligentnego" score'u do Hollywoodzkiego blockbustera? Desplat ma problam na podstawowym poziomie, on zdaje się nie rozumieć kina. Wszystko robi tak subtelnie, że tak naprawdę nie wiadomo, czy coś robi w ogóle. Owszem, po przysłuchaniu się, przyjrzeniu, dojdzie ktoś do wniosku, że niesamowita subtelność tła dźwiękowego wspaniale kontrastuje z brutalnością scen. I owszem. Pewnie będzie miał rację. Ale czy będąc subtelnym, trzeba od razu nudzić na potęgę? Wspomniany gdzieś wcześniej Satie, w jednej nucie ma więcej emocji, niż Desplat w całych swoich partyturach.
Podstawowe pytanie brzmi jak długo będzie ta fascynacja Desplatem w Hollywood trwała? Czy jest to tylko takie chwilowe zauroczenie jak miało miejsce z "boskim Gustavo", czy króciutka fascynacja Rahmanem, która mam nadzieję się już skończyła. Na pewno ta zainteresowanie jeszcze potrwa, zwłaszcza, że Desplat "musi" dostać Oscara i coś czuję, że w tym roku tak się może stać, w końcu jest z czego wybierać.
A na przyszły rok mamy "Tree of Life" i "The Ghost" (zobaczymy co dalej z tym filmem), czyli dwa kolejne, znaczące projekty Desplata i nie będę ukrywał, że kiedy dowiedziałem się, że do tych filmów muzykę komponuje Francuz to palnąłem angielskie czteroliterowe słowo na "F".
Pokemon pisze:Nie rozumiem fenomenu tego kompozytora i nie sądzę żebym miał kiedyś zrozumieć. To najwyraźniej jest zwyczajnie nie dla mnie.
To witaj w grupie:)
Pokemon pisze:No. Wyrzuciłem z siebie co miałem do wyrzucenia;).
Czasami dobrze tak z siebie coś wyrzucić co leży na sercu. Ja sam czuję się lepiej, zwłaszcza, że moja opinia została bardzo obiektywnie przyjęta.
(trochę posłodzę na koniec)