Premiera drugiego odcinka już dawno za nami, a tu cisza. Ale na szczęście ja wierny fan Abla Korzeniowskiego dokładnie śledzę jego poczynania.
Muszę się zgodzić z moim szanownym przedmówcą Templarem, że czołówka jest najbiedniejsza. W drugim odcinku było jeszcze więcej muzyki i wszystko to ładnie jest podłożone i buduje odpowiedni klimat. A czasami i muzyka ładnie się wybija. Wiadomo jak na standardy Abla nie zagłusza co prawda scen dialogowych, ale np. scena spaceru Doctora Frankensteina i jego "Monstra" po londyńskim targu, naprawdę wypadła bardzo ładnie. Trochę wręcz mi się skojarzyła z "Pachnidłem". Naprawdę okazale się to prezentowało.
Tylko właśnie ta czołówka.

Dałbym przysiąc, że w scenie z Evą Green I Dorianem Greyem, Abel aranżował ten temat. Czy też dokładniej jego ostatnie 30 sekund. Nawet, nawet to się prezentowało.
Sam serial, fakt ma gore, ale takie gore ze smakiem. Do tego jest naprawdę świetny klimat i lekkiego ducha Hammera czuć. Co prawda na razie dość powoli się to rozwija, ale jak na razie jeszcze mi się smak tego klimatu nie znudził. I muzyka Korzeniowskiego robi swoje i dlatego też pewnie kolejny odcinek też łyknę. Po czym za Waszym pozwoleniem podzielę muzycznymi wrażeniami.
Wszak w dobie syntetycznego brzmienia i nadmiaru McScore'ów warto docenić i zwracać uwagę na takich kompozytorów jak Abel Korzeniowski.