
Pamiętam lato 1995 roku, kiedy podczas tygodniowego pobytu nad morzem myślałem głównie o tym, że wrócę do domu i od razu wrzucę do odtwarzacza "Legends of the Fall" - chyba nawet zanudzałem otoczenie opowieściami o tej płycie. Pamiętam emocje, jakie towarzyszyły mi w tym samym roku, kiedy wybrałem się do gliwickiego kina Bajka na "Braveheart", wiedząc już, kto napisał muzykę. I jak wielką role odgrywała w tym filmie. Zanim Williams i Goldsmith stali się moimi numerami 1 i 1.5, koło 1996 roku, to właśnie Horner najpełniej kształtował mój muzyczny gust, przynajmniej jeśli mowa o muzyce filmowej. I do dziś pozostaje jednym z kilku ulubionych kompozytorów.
Muzyka powinna wyprzedzać wyobraźnię, przenosić nas do innego wymiaru, odpowiadać na niezadane pytania. I On to potrafił.