#41
Post
autor: Paweł Stroiński » pt maja 17, 2013 18:29 pm
Po pierwsze, muzyka typu Oblivion odnosi wielki sukces komercyjny i nie można tego przecenić. Tron: Legacy, Incepcja, Batmany Hansa, jak na muzykę filmową te soundtracki sprzedały się jak świeże bułeczki. Na pewno producenci to widzą i mają także świadomość prostej rzeczy - ten typ muzyki nieźle wpisuje się w aktualne trendy w muzyce popularnej (choć nie tak aktualne może, zawsze twierdziłem, że muzyka filmowa jest jakieś 10 lat za trendami, zarówno w muzyce poważnej, jak i popularnej).
Po drugie, ty oczekujesz, że wszyscy będą pisać muzykę filmową taką, jaką ty lubisz. Chciałbym zwrócić uwagę na kilka prostych faktów. Po pierwsze, w porównaniu z ogólną populacją, fanów muzyki filmowej jest naprawdę niewielu. Fakt, że w Stanach Zjednoczonych muzyka filmowa jest przedmiotem badań naukowych (co ciekawe, naukowcy ci pisują także w popularnych pismach filmowych takich jak Hollywood Reporter czy branżowe Variety, by zwrócić tylko uwagę na karierę Jona Burlingame'a, który ostatnio popełnił bestseller - historyczną monografię muzyki do serii bondowskiej; podobno spytano go, kto powinien zaśpiewać piosenkę do Skyfall i to on zalecił Adele!), zakrawa prawie na cud, zwłaszcza, że wielu kompozytorów muzyki poważnej, a nawet (chyba) teoretyków muzyki traktuje muzykę filmową jako coś dużo gorszego niż Prawdziwa Muzyka (czytaj Bach czy, jeśli idziemy za nowymi trendami, Penderecki).
Co to oznacza? Parę rzeczy: Kompozytorzy muzyki filmowej traktują tę pracę jako coś, gdzie muszą się dostosować do filmu i dać dla filmu to, co najlepsze, niezależnie od tego, jak tego da się słuchać na płycie. Ma tego świadomość także Elliot Goldenthal, jeden z czołowych awangardzistów, który zgodził się ze swoją długoletnią partnerką, że The Tempest to pierwszy jego score, którego da się słuchać przy obiedzie (!). Myślisz, że Don Davis, kiedy komponował wysoce awangardowego (i genialnego) pierwszego Matrixa, myślał, że to się będzie sprzedawać wśród fanów, nie wiem, Eltona Johna? Chyba raczej nie. Druga rzecz: jeśli producenci myślą o tym, by sprzedać płyty, nie celują w fanów Williamsa z lat 80. (których trochę jest, ale to garstka w porównaniu z większością), tylko w fanów aktualnej muzyki popularnej. Stąd tak wysoka popularność kompozytorów z RCP czy Briana Tylera - oni się sprzedadzą na rynku i zrobią to, czego się od nich chce (swoją drogą fakt, że wypowiedzi Hornera na temat The New World nie zniszczyły jego kariery to cud i to wynikający chyba głównie stąd, że, z tego, co wiem, miał po swojej stronie studio filmowe, które miało duży problem z tym, co zrobił w ostatecznym rozrachunku Malick) bez protestów.
Więc fani tradycyjnej muzyki filmowej nie mają nic do gadania. Ani producenci, ani reżyserzy (którzy wychowani zostali na trochę innej muzyce niż, nie wiem, Spielberg; Abrams to wielki fan starego kina, więc i starej muzyki filmowej, dlatego Giacchino może komponować, tak jak komponuje i nie dostaje jako temp-tracka np. Why So Serious), ani gawiedź, która leci do kin na takiego Mrocznego rycerza czy Iron Mana 3... tego nie chcą. Koniec i kropka.