Dziś posłuchałem sobie
„Lionhearta” Goldsmitha.
Bardzo, bardzo lubię ten score, choć niestety nie ustrzegł się on kilku problemów. Filmu nie oglądałem (ponoć żenujący), trudno mi więc powiedzieć jak muzyka się w nim sprawuje, ale lubię ten score jako słuchowisko. Plusy ścieżki to z pewnością nobliwy, rycerski temat główny – piękna sprawa. Asystą dla tematu „rycerskiego” jest śliczny motyw miłosny, który bardzo ładnie wypada szczególnie w kameralnych aranżacjach. Muzyka akcji jest bardzo, bardzo dobra, na czele z kapitalnym „Failed Knight”. Podobają mi się też takie fragmenty jak końcówka „The Banner” oraz różne użycie grzechotek i tym podobnych – z całą pewnością „Lionheart” ma znacznie więcej „średniowiecznego” ducha i feelingu niż późniejszy „First Knight”.
Bardzo fajny jest też motyw (tak podejrzewam) czarnego charakteru, z „Children in Bondage” i „Forest Hunt”. Niestety trzeba powiedzieć otwarcie że Goldsmith kopiuje tutaj bardzo dosłownie instrumentalny podkład chóralnego „O Fortuna” Carla Orffa. High-lighty to też fantastyczny, pełen przygody „Mathilda” oraz pasjonujący finał „King Richard”, w pięknym stylu konkludujący partyturę.
„Lionheart” ma też jednak wady. Pierwszy problem to w mojej opinii syntezatory, które dość mocno się zestarzały i w niektórych fragmentach jakoś nie pasują do średniowiecznej opowieści. Trzeba też zdać sobie sprawę że część partii syntezatorów w tym score zostały zmiksowane do muzyki nie z pierwotnego zamysłu kompozytora ale z konieczności, wynikającej z problematycznego wykonania. Ogromna szkoda że z powodu niskiego budżetu filmu, „Lionhearta” Goldsmith musiał nagrywać na Węgrzech. Gdyby Goldsmith dostał do nagrania National Philharmonic Orchestra, to partytura ta z pewnością zyskałaby wiele. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na album "Goldsmith conducts Goldsmith" na którym to maestro nagrał temat z "Lionhearta" właśnie z National Philharmonic Orchestra, a temat ten zyskał znacznie więcej symfonicznej epickości, instrumentalnego "oddechu" i splendoru. Jeden z dźwiękowców, pracujących nad tym score, Bruce Botnick, wspominał że Goldsmith, po odsłuchaniu nagranego w Budapeszcie materiału, był zmuszony dograć (już w Londynie) tzw. „synth patches”, które nakładano na orkiestrowy materiał w celu ukrycia niesatysfakcjonującego wykonania trąbek i zwłaszcza waltorni (słychać to wyraźnie w drugiej połowie „The Wrong Flag”).
Trudno jakoś szczególnie winić Węgrów, po prostu nie była to wówczas orkiestra przyzwyczajona do rygoru nagrywania muzyki filmowej, gdzie nie ma czasu na wiele powtórek i prób. Warstwa liryczna scoru brzmi bardzo, bardzo dobrze, problem pojawia się przy muzyce akcji i dynamicznych fragmentach, gdzie sekcja dęta często szwankuje – szczególnie cierpią pomniejsze fanfary, zwłaszcza w pierwszej minucie „The Wrong Flag”, gdzie trąbki kompletnie się rozjeżdżają.
Frustrujące są też wydania tego scoru, wydanie „Volume 2” to już kompletna pomyłka Townsona – już wtedy powinien on wydać całość bądź rozszerzyć pierwszą edycję. Osobiście posiadam trzecie wydanie Varese, które jest pomostem pomiędzy vol 1 i vol 2. Bardzo podoba mi się okładka z dopiskiem „The Epic Symphonic Score”, który to nadaje albumowi takiego splendoru i majestatu, podoba mi się to
Jest też ponoć jeszcze jedno, bardzo rzadkie wydanie (japońskie?) z kilkoma minutami więcej, ale jakoś nie sądzę by wydanie „Epic Symphonic Score” cokolwiek traciło. Jest niekompletne, aczkolwiek to solidne, ponad godzinne słuchowisko.
Podsumowując - „Lionheart” to świetna muzyka przygodowa, szkoda jednak że nie doczekała się mocniejszego wykonania, na miarę ”Legendy” czy „First Knighta”. Niemniej jednak, zdecydowanie wart znać i warto mieć, bo to kawał naprawdę konkretnej muzyki filmowej od Goldsmitha. „Mathilda” wprost wymiata!