Żeby definitywnie zakończyć temat w wątku
Adama o Williamsie, tematyce i jej brakiem przed Williamsem:
Prawdopodobnie najważniejszym elementem stylu Williamsa jest wykorzystywanie przez niego tematów i motywów przewodnich. Nie jest to jednak w żadnym razie nowatorski pomysł –motyw przewodni jako taki (niem. leitmotif) wprowadził w swoich dziełach operowych Richard Wagner. W muzyce filmowej również nie był Williams odosobniony w stosowaniu tej techniki – z radością korzystali z niej pionierzy hollywoodzkiej symfoniki w latach trzydziestych (o których więcej za chwilę). Motywy przewodnie w najprostszej formie wspomagają identyfikację postaci, czy tematów filmu przez przypisywanie im stałych melodii, jakby sygnałów rozpoznawczych. W filmach tzw. złotej ery Hollywood był to rodzaj „prowadzenia widza za rękę” co często ocierało się o łopatologię. Jednak w bardziej wyrafinowanym wydaniu służą one przekazaniu odbiorcom złożonych treści, które nie wynikają z samego obrazu czy dialogów (może na przykład zasugerować związek sytuacji z postacią nieobecną w scenie poprzez przywołanie jej muzycznego tematu). Oczywiście to nie sama technika, ale łatwość w pisaniu wpadających w ucho tematów, przysporzyła Williamsowi rzesze fanów. Nie mniej jednak jego mistrzostwo tematyczne przyczyniło się do sukcesu niejednej z jego ścieżek dźwiękowych.
i jeszcze o " Lincolnie ":
Niedawna premiera filmu Lincoln przywołuje kolejną, pozornie mniej atrakcyjną wersję Johna Williamsa – Williamsa „kontemplacyjnego”. Mimo że charakter tej muzyki bezpośrednio z tego nie wynika, tę odmianę stylu spotkamy głównie w filmach o tematyce „amerykańsko-patriotycznej”.
To, co od razu daje się wychwycić, to wyraźne nawiązanie instrumentacją i harmonią do idiomu amerykańskiej muzyki narodowej, na który największy wpływ miał Aaron Copland (odsyłam do jego Fanfary dla Zwykłego Człowieka). Ale ważne jest tu też ogólne stonowanie emocjonalne materiału muzycznego. W Szeregowcu Ryanie nie ma ani jednej muzycznej sceny akcji, ani jednego energicznego przebiegu muzycznego. Niemal dokumentalne sceny batalistyczne w ogóle nie zawierają muzyki, a w momentach, w których ta muzyka się pojawia, ma ona za zadanie głównie skłonienie widza do refleksji. Nie jest to podkład oczywisty emocjonalnie, ale mający raczej stworzyć odbiorcy warunki do wyciągnięcia własnych wniosków. Z tego powodu nie jest to może akompaniament atrakcyjny dla słuchacza w oderwaniu od filmu, ale nie sposób nie dostrzec jego kunsztu i wagi dla odbioru całości. Jest jeszcze John Williams „wycofany”. Chodzi o tę część jego twórczości, która zwraca na siebie najmniejszą uwagę, pozostaje w tle. Napisanie takiego soundtracku jest wyrazem największego profesjonalizmu i poświęcenia własnego ego, jakie można spotkać w muzyce filmowej. Williams napisał takich ścieżek dźwiękowych sporo, chociaż pamiętamy je najmniej. Są to chociażby Sabrina, Nixon, JFK, czy absolutna perełka: Uznany za niewinnego Alana J. Pakuly.
hmmm ... ciekawa nazwa, " Williams wycofany "
cały tekst;
http://mgzn.pl/artykul/717/muzyczne-imp ... -williamsa