Tutaj mała ciekawostka. Znam fanbojkę Disneya, która jest jeszcze większą fanbojką (i filmu, i score) Króla lwa. Eri twierdzi (niech was nie zdziwi imię, jest Japonką), że afrykańskie chóry to tak naprawdę konwencjonalnie to samo co Disneyowskie słodkie chórki z wczesnych czasów i ery dominacji Menkena. Więc to konwencja przedefiniowana przez Hansa.Koper pisze:I jeszcze minus jedna gwiazdka za zerżnięcie tematu z "Millenium..." czyli znowu wracamy do zasłużonej jedynki.Paweł Stroiński pisze:Dwójkę za włączenie w ten miks chórów afrykańskich
A tak na poważnie, to jednak te ewentualne kopie czy idee zaczerpnięte z innych dzieł dały nową jakość, trochę na zasadzie postmodernizmu. Dodatkowo w filmie Disney'a takiego scoru jeszcze nie było więc, a ten kontekst myślę też trzeba brać pod uwagę, a zatem jak dla mnie to oryginalność między 3 a 4.
Ale np. z oryginalnością Black Rain mam duże problemy i na pewno piątki bym nie dał, mimo że to rewolucja muzyki akcji.
Swoją drogą jedna ciekawa rzecz, my się tak zachwycamy japońskimi score'ami, itd., a ta z ukochanego Disneya ma same importy z USA (wychodzą taniej) a z japońskiej wersji (amerykańskiej edycji) Króla lwa... zgubiła obi. Trochę perspektywy chłopaki
