Paweł Stroiński pisze:A tak poważnie, skoroś taki zakochany w tej stylistyce, wyjaśnisz mi może o co chodziło w tych elektronicznych ilustracjach? Bo dla mnie ta muzyka po prostu jest i w wielu przypadkach wręcz niszczyła mi film (np. oglądając Commando, zdarzały mi się facepalmy w związku ze score Hornera i wcale nie żartuję).
Kiedyś na wielkim oburzeniu napisałeś mi, że historia już Faltermeyera oceniła. Na jakiej podstawie twierdzisz, ze "historia" (jaka historia zresztą, ale to temat na dyskusję, w której nie liczę na wielu forumowiczów, bo chyba dość mało tutaj humanistów, którzy na dodatek tą kwestią musieli się zajmować w pełni) oceniła Faltermeyera, jeśli najpopularniejsze ścieżki tego pana powstały 30 lat temu? To, że w radiu czasem puszczają Axel F.? Crockett's Theme też dość regularnie i co z tego? Gdzie Faltermeyer a gdzie np. rewolucjonizujący gatunek w tym czasie Vangelis, który faktycznie wiele wniósł?
Pytam zupełnie poważnie. Dla mnie te megakulty lat osiemdziesiątych mają zupełnie zero emocji, tylko dynamizują akcję, która i tak by sobie poradziła samym montażem bez tego. Gdzie wartość dodana muzyki, którą należy rozpatrywać, jak rozważamy, czym jest muzyka filmowa? Tak, tak, potrafiłbym wziąć takie The Crash z Days of Thunder, wywalić z filmu i zaryzykowałbym, że scena by nic na tym ani nie zyskała, ani nie straciła. Co ma robić muzyka elektronicznych w latach osiemdziesiątych i jakie ma zadanie?
Tylko mi nie mów, że cię to nie interesuje, bo w tej sytuacji moim zdaniem możesz równie dobrze wywalić wszystkie swoje recenzje, jakie napisałeś w życiu i wynieść się z forum, bo muzyka filmowa jest czym jest i tego swoim spuszczaniem się nad Brianem czy takim postem o Days of Thunder... po prostu nie zmienisz.
Ale skoro nie potrafisz tego wyjaśnić, to znaczy, że ty też na ten temat nie masz nic do powiedzenia. Proszę cię, żebyś mi wyjaśnił, o co w tym wszystkim chodzi, a ty mówisz, że się tego nie da zrozumieć, jak się nie żyło w tamtych czasach. Aha, czyli właśnie unieważniłeś 90% humanistyki.
Kolego Pawle

z całym szacunkiem dla Ciebie i humanistów, ale postaram się to wytłumaczyć inaczej...
Był taki czas, kiedy jedyną możliwość posłuchania muzyki dawał telewizor (czarno-biały, choć to też kolory) i "audycja" - Przy muzyce o sporcie

Ew jeszcze jak kto miał patefon i winyle to już był gość. Ja miałem to szczęście, że moich Rodziców było stać kiedyś na szpulowca i co się dało to kopiowało z tv by później posłuchać. Sporo czasu później pojawiły się lepsze radia (i "audycje" m.in. Sierockiego lub inne) oraz magnetofony kasetowe. O ile mnie pamięć nie myli pod koniec lat 80dziesiątych za duże jak na tamte czasy pieniądze udawało się kupic oryginalne kasety jak ktoś coś przywoził z Węgier. Początek lat 90dziesiątych - Legnica, mały kiosk w rynku i nieprzebrany tłum młodych ludzi - ktoś otworzył biznes z nagranymi kasetami. Ładna poligrafia i nadruki. Piekielnie drogie ale szły jak woda. Rok później widziałem po raz pierwszy złote wydanie CD z MFSLu w cenie wypłaty mojego Taty.... W środowisku gdzie się wychowywałem i wśród moich przyjaciół, znajomych nawet jeśli kogoś było stać by kupić dzieciom sprzęt typu Diora lub Radmor (z odtwarzaczem CD), to wszyscy słuchali muzy z kaset. Pierwszej wypłaty nie przepiłem tylko pojechałem do Poznania kupić płyty CD. To na czym się wychowałem grały Szczury Paryża, Świnka Balbinka, Różowa Prezerwatywa i duży X innych których już nia pamiętam a kasety przepadły w mrokach dziejów. Leciały teledyski Limahl,a , Abdul , Sabriny , Fox , Tyler , Wham i innych prześwietnych wykonawców. Muzyki filmowej można było sobie posłuchać na seansie filmowym w kinie lub oglądając zajechaną kopię jakiegoś hiciora (typu Rambo) z VHS. To co się słuchało i w jaki sposób wynikało nie z własnych upodobań a bardziej z możliwości dostępu lub postępu technicznego.
A tak poważnie, skoroś taki zakochany w tej stylistyce, wyjaśnisz mi może o co chodziło w tych elektronicznych ilustracjach
taka wtedy była stylizacja i muzyka... Jarre, Oldfield i wspomniani przeze mnie inni wykonawcy. A u nas choćby Kombi. Owszem TSA dawało czadu , KAT , Turbo , Kreon, grał zespół Bank (miałem nawet kilka czarnych płyt). Ale to właśnie w Kombi ile było elektroniki Łosowskiego?? A słuchanie i nagrywanie w nocy J.M. Jarre.... Nie zrozumiesz tego klimatu z prostej przyczyny - urodziłeś się w innych czasach. czasach, gdzie już miałeś wybór. Nie bawiłeś się przy typowo elektronicznych mixach z lat 80dziesiątych

Popytaj swoich Rodziców, może coś ciekawego powspominają
Nie jestem fanem tylko jednego gatunku muzyki, ale twoje czepianie się Conana jest dla mnie wytłumaczalne. Może nie podszedł Ci film lub za bardzo skupiłes się na słuchaniu a nie oglądaniu. Mi pasuje i film i muzyka. A że na płycie nie do końca to jest słuchalne lub przyswajalne... Cóż, nie jestem muzykiem z wykształcenia czy choćby zamilowania i nie mam w tym temacie moralnego prawa by krytykować jakieś nuty.
Gdzie Faltermeyer a gdzie np. rewolucjonizujący gatunek w tym czasie Vangelis, który faktycznie wiele wniósł?
Wybacz, ale właśnie na prywatkach (tak to się wtedy nazywało) Vangelis byłby asłuchalny
Co ma robić muzyka elektronicznych w latach osiemdziesiątych i jakie ma zadanie?
Miała być słuchalna i przyswajalna. Taka była jak pralka Frania czy kozaki Relax. W ten sposób można krytykować wszystkie dzieła muzyczne z poszczególnych ram czasowych. Ile soundtracków przesłuchałeś z lat 40-50? Ile z nich jest takich przy których noga sama tupie?
Dla mnie te megakulty lat osiemdziesiątych mają zupełnie zero emocji, tylko dynamizują akcję, która i tak by sobie poradziła samym montażem bez tego
Wydaje mi się, że sam sobie odpowiedziałes na to pytanie.... Czym są dzisiaj te filmy bez tej muzyki

Śmieszne parodie, zero efektów (w porównaniu do magaprodukcji ostatnich lat). Często muzyka właśnie je ratuje. Szybka, dynamiczna, niekoniecznie współgrająca z obrazem.
Jest chyba tak jak już kiedyś napisałem - za bardzo niektórzy skupili się na muzyce i zapomnieli że się jej słucha a nie rozdrabnia na nuty. To samo oczywiście tyczy się "słuchaczy" sprzętu grającego

Trzeba umieć wypośrodkować

Cieszę się kiedy czytam jakąś recenzję płyty. Nie zawsze się zgadzam z piszącym, ale to własnie jest punkt odniesiena. Natomiast pisanie nuta po nucie co kompozytor chciał lub nie chciał nagrać jest masohizmem i nie ma nic współnego z przyjemnością obcowania z muzyką (jakąkolwiek)