No może nie przeginajmy w drugą stronę, bo zaraz okaże się, że Pasja to zły score, który zasługuje tylko na usunięcie z dysku...

Jeżeli ktoś nie darzy tej pozycji estymą czy nie jest jej wielkim czy też dużym fanem, to całkowicie i zupełnie wystarczający jest oryginalny 50-minutowy album. Nie przeczę, znakomicie skompilowany i są tam w zasadzie wszystkie highlighty.
Nowe wydanie ma około 70 minut nowego materiału, więc wiadomo, że będzie przeważał głównie underscore. Mnie osobiście ten underscore fascynuje, ta kreacja starożytnej, tajemniczej atmosfery i klimatu za pomocą głównie instrumentów etnicznych, wokali i elektroniki. Tej nowej wersji Pasji słucha się inaczej, przede wszystkim głównie z racji chronologicznego przedstawienia. Zgodzę się, że do momentu gdzieś biczowania, score jest nieco nudny i mocno atmosferyczny, potem wkracza już na bardzo wysoki poziom i trzyma go do końca, tak jak oryginalna płytka.
Z rzeczy nowych czy też innych, które utkwiły mi po pierwszym przesłuchu najbardziej w pamięci. Mamy dużo więcej etnicznych partii na instrumenty drewniane (co mnie bardzo cieszy), jest bardzo ciekawy Breath of the Spirit, nie użyty w filmie, mocno w duchu Pasji, ale Petera Gabriela, z frapującymi wokalizami. Imponuje 14-minutowy utwór do sceny ukrzyżowania. W nieco innej wersji (chyba filmowej) prezentuje się słynne Bearing the Cross, z dość innym wprowadzeniem do partii chóralno-perkusyjnych. Jest też pełna wersja pod napisy końcowe, czyli nie tylko Resurrection, ale potem połączone jest ono z przepiękną sekwencją na smyczyki z Crucifixion.
Tym razem utwory bonusowe nie są typową zapchajdziurą. Jest ciekawa, alternatywna wersja Peter Denise Jesus, a także do sceny ukrzyżowania (bardziej ukierunkowaną na wokalizy i elektronikę). Jest też wersja tylko na chór z Resurrection, no i przede wszystkim świetne trzy fragmenty, które Debney stworzył specjalnie do trailerów, które jak kojarzę w tamtym czasie ludzie ripowali z sfx-ami z samych zwiastunów.
To wydanie na pewno nie jest skierowane do każdego słuchacza. Ja jako wielki fan tego score'u i jego artystycznych ambicji jestem naturalnie bardzo ukontentowany

. Nie jest to też aż takie długie jak przedstawia Tomek G., który sam wciąga 4 czy 5-płytowe LOTR-y bez popitki...

. Bez bonusów trwa to 133 minuty, co na przykład na dwie sesje ze score'm, jest całkowicie do "przejścia". Ja zazwyczaj nie słucham, czy też nie staram się słuchać, jeżeli chodzi o tego rodzaju kompletne wydania za jednym zamachem całości, bo nie ma to za bardzo sensu, a zawsze sobie rozdzielam odsłuch (np. tak jak są płyty skompilowane). Tak, więc nie róbmy krzywdy temu score'owi i złej rekalmy, przez sformułowania w typie "wyrzućmy to może z dysku". Z resztą sam Tomek stwierdził, że posłuchać jednak warto
