LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

W tym miejscu piszemy o wszelkich sprawach dotyczących wydań muzyki filmowej, zarówno tych limitowanych, jak i tych nieco szerzej dostępnych. Jeśli szukasz jakiejś rzadkiej płyty, chcesz się dowiedzieć gdzie ją kupić, od kogo i za ile to jest miejsce dla Ciebie
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58366
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#31 Post autor: Adam » wt lis 05, 2013 18:30 pm

Paweł Stroiński pisze:Dla fanów tego score'u nadrobili wielki brak bootlega i dali muzykę Manciny z ostatniego wyścigu.
Wawrzyniec jak widzisz niestety nie zrozumiał :P no ale Wielki Fan przecież ponoć :P
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#32 Post autor: Paweł Stroiński » wt lis 05, 2013 19:19 pm

Nie Days of Thunder, akurat. A i ja nie przepadam za tym score, choć się obada jakiegoś porządniejszego ripa, no i książeczkę ze względu na kwestie historyczne :)

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58366
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#33 Post autor: Adam » wt lis 05, 2013 19:21 pm

geniusz mistrzunia. ale ten score bez Manciny byłby niczym :P jak zoabczyłem ten 10 minutowy track na setliście to... ahhhh 8)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#34 Post autor: Paweł Stroiński » wt lis 05, 2013 19:22 pm

Wolę Rush zdecydowanie. Days of Thunder jest puste jak cholera, żadnych w tym emocji. Tu stoję zdecydowanie po stronie Hansa.

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#35 Post autor: Tomek » wt lis 05, 2013 20:24 pm

"Days of Thunder" ma przede wszystkim niepodrabialne, elektroniczne brzmienie lat 80-ych/90-ych Zimmera. Dla mnie jest to muzyka nostalgii, że tak to ujmę. Nostalgii czasów Thelmy, Driving Miss Daisy, K2, Radio Flayer, Black Rain. Fani jego wczesnej twórczości będą wiedzieć o co chodzi ;-) .Ma ponadto muskularny, kapitalny temat główny. I w DoT i Rush Zimmer bawi się w rockmana. Tyle, że (jak dla mnie) w DoT brzmi autentycznie, w Rush - pretensjonalnie i sztucznie, zresztą jak prawie każdy jego współczesny produkt.
Obrazek

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 33982
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#36 Post autor: Wawrzyniec » wt lis 05, 2013 20:47 pm

Paweł Stroiński pisze:Wolę Rush zdecydowanie. Days of Thunder jest puste jak cholera, żadnych w tym emocji. Tu stoję zdecydowanie po stronie Hansa.
I mojej high five :!: 8) Jak ktoś chce nostalgii i trochę kiczu niech się sięga po "Days of Thunder" Ja tej archaiczno-kiczowatej elektroniki nie lubię. Fakt w obu soundtrackach Zimmera bawi się w rockmana, tylko przy "Days of Thunder" ubrany jest na kolorowo, ma mnóstwo świecidełek, biżuterię i wielką burze włosów na głowie. Przy "Rush" ubrany jest w czaderską skórę i badassowe przyciemniane okulary. 8)

Ale co kto lubi.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#37 Post autor: Paweł Stroiński » wt lis 05, 2013 20:51 pm

Gdybyś obejrzał Rush i gdybyś znał autentyczną historię, która za tym stoi, to byś wiedział, że to nie jest ani sztuczne, ani pretensjonalne, chyba że fakt, że ktoś prawie spłonął żywcem w bolidzie uznamy za pretensjonalny.

Muzyka z wypadku w Days of Thunder to dramatyczny epic fail. Ani nuty dramatyzmu, tylko banalny dysonansik na elektronikę. Ja wiem, że film Tony'ego jest delikatnie mówiąc daleki od wybitności (podobno nawet próbował sugerować producentom, by przerzucili NASCAR na F1, bo jest po prostu ciekawsze), ale Hans nawet nie próbuje być w jakiś sposób dramatyczny.

Wszyscy czepiają się tej zrzynki tematycznej w Rush, a fakt, że Days of Thunder to brzydszy rockowy kuzyn Chariots of Fire jakoś się ignoruje. Nie ma to jak nostalgia...

A wymieniłeś akurat te stare ścieżki Zimmera, które bardzo lubię i nawet z pięciu z nich mam trzy oryginały. Gdyby Driving Miss Daisy miało bardziej dostępne wydanie, to pewnie też bym miał (bo Radio Flyer jest od wieeeelu lat OOP).

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 58366
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#38 Post autor: Adam » wt lis 05, 2013 21:12 pm

jest i cover 8)

Obrazek
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#39 Post autor: Tomek » wt lis 05, 2013 21:42 pm

Wawrzyniec pisze:I mojej high five :!: 8) Jak ktoś chce nostalgii i trochę kiczu niech się sięga po "Days of Thunder" Ja tej archaiczno-kiczowatej elektroniki nie lubię. Fakt w obu soundtrackach Zimmera bawi się w rockmana, tylko przy "Days of Thunder" ubrany jest na kolorowo, ma mnóstwo świecidełek, biżuterię i wielką burze włosów na głowie. Przy "Rush" ubrany jest w czaderską skórę i badassowe przyciemniane okulary. 8) Ale co kto lubi.
Hmmm... Zimmer z lat 90-ych : Obrazek
I Zimmer z współczesnego okresu i swojego słynnego występu na dachu: Obrazek

Pozostawiam do rozwagi, który wygląda bardziej obciachowo, czy też prawdziwie 'rockowo' ;-) ...
Paweł Stroiński pisze:Gdybyś obejrzał Rush i gdybyś znał autentyczną historię, która za tym stoi, to byś wiedział, że to nie jest ani sztuczne, ani pretensjonalne, chyba że fakt, że ktoś prawie spłonął żywcem w bolidzie uznamy za pretensjonalny.
Paweł czy ja gdzieś odnosiłem się do filmu i do Nicki Laudy? ;-) Muzyka uważam, że jest pretensjonalna. To, że opisuje historię (w hollywoodzkim stylu) opartą na wydarzeniach, które miały miejsce, nie oznacza, że ktoś nie może nazwać muzyki w ten sposób ;-) Lincoln też oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, co nie przeszkodziło muzyce JW być potwornie pretensjonalną ;-)
Paweł Stroiński pisze:Muzyka z wypadku w Days of Thunder to dramatyczny epic fail. Ani nuty dramatyzmu, tylko banalny dysonansik na elektronikę. Ja wiem, że film Tony'ego jest delikatnie mówiąc daleki od wybitności (podobno nawet próbował sugerować producentom, by przerzucili NASCAR na F1, bo jest po prostu ciekawsze), ale Hans nawet nie próbuje być w jakiś sposób dramatyczny.
Czekaj, a to fun już się nie liczy? Na tym forum pojęcie "funu" przecież tak ochoczo używa się w argumentacji. W latach 90-ych, w filmie rozrywkowym Bruckheimera nie mogło być funu i przez to muzyka nie mogła być taka? ;-) Nie ma tu 'wielkiej', zimmerowskiej dramatyki początku XXI wieku, ale są momenty refleksyjne, nostalgiczne, kreowane właśnie przez tą niepodrabialną elektronikę. Kiczowatą w Waszej opinii :) Jeszcze by brakowało, żeby pojawiły się w DoT wielkie, dramatyczne ekspresje w stylu np. Kodu Da Vinci :P
Paweł Stroiński pisze:Wszyscy czepiają się tej zrzynki tematycznej w Rush, a fakt, że Days of Thunder to brzydszy rockowy kuzyn Chariots of Fire jakoś się ignoruje. Nie ma to jak nostalgia...
Bardzo naciągane porównanie moim zdaniem :)
Paweł Stroiński pisze:A wymieniłeś akurat te stare ścieżki Zimmera, które bardzo lubię i nawet z pięciu z nich mam trzy oryginały. Gdyby Driving Miss Daisy miało bardziej dostępne wydanie, to pewnie też bym miał (bo Radio Flyer jest od wieeeelu lat OOP).
Na pewno nie "piłem" do Ciebie :) Dałem to przykład ogólny jego twórczości z przełomu lat 80-ych/90-ych. I to jak jest np. ona dla mnie ważna.
Obrazek

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#40 Post autor: Marek Łach » wt lis 05, 2013 21:48 pm

swordfish pisze:Tak, ja widziałem. Elfman to brzdąkanie na gitarze, praktycznie zero orkiestry. Sam film to taki komercyjny wyciskacz łez, z cyklu chłopak poznał dziewczynę. Wyjątkowo jak na Van Santa nie ma tu żadnych tematów gayowskich.

Zresztą pisałem o tym dwa lata temu po premierze:
swordfish pisze:Mamy brzdękanie gitarki, czasem harfy, gdzieniegdzie dzwoneczki i cymbałki. Brzmi trochę bajkowo, a trochę wieje nudą, bo i cały film jest taki. Utwory są krótkie, więc pewnie na albumie byłyby to kawałki po minucie. Brak większej suity. W napisach końcowych spokojny, leniwy fortepian. Mamy także kilka gitarowych piosenek w stylu późnych Beatelsów.
O, dzięki za opinię. Czyli pewnie taka uboga wersja wcześniejszych Van Santów i Taking Woodstock. Aż dziw, że to teraz wydają, choć pewnie targetem są elfmanowscy ortodoksyjni zbieracze. :)

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#41 Post autor: Paweł Stroiński » wt lis 05, 2013 22:01 pm

Tomek pisze:
Wawrzyniec pisze:I mojej high five :!: 8) Jak ktoś chce nostalgii i trochę kiczu niech się sięga po "Days of Thunder" Ja tej archaiczno-kiczowatej elektroniki nie lubię. Fakt w obu soundtrackach Zimmera bawi się w rockmana, tylko przy "Days of Thunder" ubrany jest na kolorowo, ma mnóstwo świecidełek, biżuterię i wielką burze włosów na głowie. Przy "Rush" ubrany jest w czaderską skórę i badassowe przyciemniane okulary. 8) Ale co kto lubi.
Hmmm... Zimmer z lat 90-ych : Obrazek
I Zimmer z współczesnego okresu i swojego słynnego występu na dachu: Obrazek

Pozostawiam do rozwagi, który wygląda bardziej obciachowo, czy też prawdziwie 'rockowo' ;-) ...
Paweł Stroiński pisze:Gdybyś obejrzał Rush i gdybyś znał autentyczną historię, która za tym stoi, to byś wiedział, że to nie jest ani sztuczne, ani pretensjonalne, chyba że fakt, że ktoś prawie spłonął żywcem w bolidzie uznamy za pretensjonalny.
Paweł czy ja gdzieś odnosiłem się do filmu i do Nicki Laudy? ;-) Muzyka uważam, że jest pretensjonalna. To, że opisuje historię (w hollywoodzkim stylu) opartą na wydarzeniach, które miały miejsce, nie oznacza, że ktoś nie może nazwać muzyki w ten sposób ;-) Lincoln też oparty jest na prawdziwych wydarzeniach, co nie przeszkodziło muzyce JW być potwornie pretensjonalną ;-)
Paweł Stroiński pisze:Muzyka z wypadku w Days of Thunder to dramatyczny epic fail. Ani nuty dramatyzmu, tylko banalny dysonansik na elektronikę. Ja wiem, że film Tony'ego jest delikatnie mówiąc daleki od wybitności (podobno nawet próbował sugerować producentom, by przerzucili NASCAR na F1, bo jest po prostu ciekawsze), ale Hans nawet nie próbuje być w jakiś sposób dramatyczny.
Czekaj, a to fun już się nie liczy? Na tym forum pojęcie "funu" przecież tak ochoczo używa się w argumentacji. W latach 90-ych, w filmie rozrywkowym Bruckheimera nie mogło być funu i przez to muzyka nie mogła być taka? ;-) Nie ma tu 'wielkiej', zimmerowskiej dramatyki początku XXI wieku, ale są momenty refleksyjne, nostalgiczne, kreowane właśnie przez tą niepodrabialną elektronikę. Kiczowatą w Waszej opinii :) Jeszcze by brakowało, żeby pojawiły się w DoT wielkie, dramatyczne ekspresje w stylu np. Kodu Da Vinci :P
Paweł Stroiński pisze:Wszyscy czepiają się tej zrzynki tematycznej w Rush, a fakt, że Days of Thunder to brzydszy rockowy kuzyn Chariots of Fire jakoś się ignoruje. Nie ma to jak nostalgia...
Bardzo naciągane porównanie moim zdaniem :)
Paweł Stroiński pisze:A wymieniłeś akurat te stare ścieżki Zimmera, które bardzo lubię i nawet z pięciu z nich mam trzy oryginały. Gdyby Driving Miss Daisy miało bardziej dostępne wydanie, to pewnie też bym miał (bo Radio Flyer jest od wieeeelu lat OOP).
Na pewno nie "piłem" do Ciebie :) Dałem to przykład ogólny jego twórczości z przełomu lat 80-ych/90-ych. I to jak jest np. ona dla mnie ważna.
Uwierz mi - jak na kino Rona Howarda i jak na dzisiejszego Hansa, z wyjątkiem Lost But Won muzyka jest wyjątkowo subtelna i, wręcz, wyciszona w filmie. A Inferno, które mi się z początku na płycie totalnie nie podobało (na zasadzie, Jezu, znowu?!), akurat wypada tam jako jeden z najlepszych kawałków - i znowu, nie gra głośno.

Nie mówię tutaj o tym, że należało wypadek zilustrować tak jak w Rush czy w biczowaniu Silasa, ale w ogóle gdyby nie tytuł kawałka nie miałem poczucia zagrożenia. Po prostu jedzie sobie rockowy kawałek, nagle walnie jakaś (bardzo zła jak na standardy Hansa) elektronika, która ma znaczyć co? To nie ma struktury żadnej. Jak chcesz dobre porównanie z tym, co Hans potrafił robić w tych czasach, weź sobie posłuchaj nawet nie końcówki Charlie Loses His Head, a tego kawałka z wypadku samochodowego w Rain Manie, tam jednak czujemy, że coś się dzieje, zresztą opisałem to w recenzji. Tutaj totalnie olewa fakt, że dwóch kierowców skończy w szpitalu.

Poza tym, dla mnie ciekawa jest jedna rzecz. Hans jedzie po tym score, odkąd tylko na poważnie zaczął udzielać wywiadów, bodaj od 1996 roku. Nie sądzę, żeby to był jakiś wielki PR z jego strony w czasach, kiedy jego kariera właśnie (dzięki Lion Kingowi, Crimson Tide, Twierdzy, itd.) wyskoczyła. Więc należy przyjąć i nie ma powodów, by to odrzucać, Hans nie znosi Days of Thunder od praktycznie zawsze (tak jak dzisiaj, kiedy się go o to spyta, totalnie zjedzie ci Piratów 4).

O co chodzi... Może ten score nie jest tak szczery i autentyczny, jak wam się wydaje? Może od początku sądził, że powinien był to zrobić zupełnie inaczej z jakichś powodów? Może po prostu nie uznaje to za score, gdzie "wszedł w film" tak jak by, z różnych powodów, mógł. Może np. (nigdy nie pytałem) sam twierdzi, że ten score jest po prostu emocjonalnie pusty?

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#42 Post autor: Tomek » wt lis 05, 2013 22:24 pm

Marek Łach pisze:O, dzięki za opinię. Czyli pewnie taka uboga wersja wcześniejszych Van Santów i Taking Woodstock. Aż dziw, że to teraz wydają, choć pewnie targetem są elfmanowscy ortodoksyjni zbieracze. :)
No, raczej ;-) Elfman jest nadal dużym nazwiskiem, było nie wydane, dość świeży score, więc dorwali się do tego i wydają :)

@Paweł. Tylko mam wrażenie, że to któraś tam pozycja, w której podpierasz się tym, co o ścieżce sądzi sam Zimmere i niejako równolegle Ty sądzisz podobnie, bo nie wiem, Hans tak stwierdził. Nie podchodzę do tego w ten sposób i szczerze mówiąc mało to mnie interesuje, czy Hans to lubi, jest z tego dumny, chce mieć coś z tym wspólnego. Lubię tą muzykę, dlatego, że ją po prostu lubię. Swoje argumenty podałem (i w przeszłości też podawałem) i nie szukam tu, biorąc pod uwagę kontekst (banalna historia, kino lat 90-ych, Bruckheimer, Scott), jakichś wyszukanych ambicji czy dramaturgii. To tylko efektowny film sportowy z Cruisem :) Jakie ambicje wielkie mógł tu mieć Hans? :) Ta ścieżka jest małym pomnikiem swojego czasu - lat 90-ych, wczesnego Zimmera, tego co do mnie akurat trafia. Być może Rush też takim będzie, dla np. Wawrzyńca. Ja po prostu chcę mieć swój fun :) Tyle, że nie jest on związany z Rush, Pacific Rim, Thorem, Fast Five czy Man of Steel - tam wszyscy powołują się na "fun" i jest dobrze :)

Może po prostu nie miał na to dużo czasu, może wstydzi się pewnych rozwiązań (przyznaję, są tam momenty dość kiepskiej akcji - odświeżałem bootlega niedawno). Okropne momenty zawiera też Black Rain, ale patrzę się na te pozycje z perspektywy czasu, ogółowo i jest tam zdecydowanie więcej zalet niż wad.
Obrazek

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#43 Post autor: Paweł Stroiński » wt lis 05, 2013 22:29 pm

DoT ma parę fragmentów świetnych (Building the Car, mimo że zrzynka - Main Title, Darlington/First Victory - dlaczego do cholery tego tematu nie ma więcej?! Test Drive, jakby odrobinę inaczej zaaranżował, bardzo fajny byłby temat miłosny), ale generalnie Car Crash, trochę braku jakiejś struktury dramatycznej w tym score (cały score jest na jedno kopyto pod względem intensywności emocji, to nie narasta, choć, oczywiście, nie znam ostatniego wyścigu, który Lala publikuje po raz pierwszy, więc chętnie tego Manciny posłucham) jest powodem, dla którego go nie lubię.

Dla mnie DoT, nim jeszcze znałem wypowiedzi Zimmera na temat tego score'u zawsze było rodzajem wydmuszki, wszystko brzmi fajnie, ale nic nie znaczy. Przechodzi, OK, to może jakiś Jerry?

Awatar użytkownika
galljaronim
John Powell
Posty: 1173
Rejestracja: czw sty 14, 2010 21:23 pm
Lokalizacja: Kęty

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#44 Post autor: galljaronim » śr lis 06, 2013 14:57 pm

Adam pisze:geniusz mistrzunia. ale ten score bez Manciny byłby niczym :P jak zoabczyłem ten 10 minutowy track na setliście to... ahhhh 8)
O żesz... :shock: jestem w szoku. Mancina rządzi. La la rządzi! Teraz to nie mam wątpliwości co do zakupu. Jak dźwięk będzie wymiatać ( a pewnie będzie), to jestem wniebowzięty. Jeszcze tylko niech wydadzą Fana albo Backdrafta :wink:

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: LLL - Elfman - RESTLESS, Zimmer - DAYS OF THUNDER

#45 Post autor: Paweł Stroiński » sob lis 09, 2013 00:33 am

Ponieważ zastanawiałem się, jakby Days of Thunder brzmiało na orkiestrę, sprawdziłem sobie wersję Prażan. Okazało się, że wpadli na genialny pomysł, by zrobić to na elektronikę.

Chyba zacząłem doceniać oryginał :mrgreen:

ODPOWIEDZ