Pierwszy z nich to wybitny "Motyl i Skafander" Juliana Schnabela, opowiadający prawdziwą historię redaktora naczelnego magazynu ELLE, którego kolorowe życie diametralnie zmienia paraliż. Jedyną sprawną częścią jego ciała jest oko. Posłuży mu ono do komunikowania się ze światem i napisania książki...Niezwykle poruszający, ciepły, ale pozbawiony jakiejkolwiek ckliwości i czułostkowości obraz zachwyca wprost genialnymi zdjęciami Janusza Kamińskiego. Jeśli ktoś oglądał "Hanię" musi czym prędzej wybrać się do kina na film Schnabela. Żeby zapomnieć o niedawnym reżyserskim kaprysie wybitnego polskiego artysty i zachwycić się jego niesamowitym kunsztem operatorskim. W "Motylu i skafandrze" kamera zastępuje oko bohatera, widzimy świat tak jak on, ze wszystkimi zniekształceniami, nieostrościami (jest nawet mruganie powieką). Moim zdaniem dzieło to powinno otrzymać Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Bezpretensjonalny, lekki (zaskakujący humor!), ale jakże poruszający film o tym, że wszyscy jesteśmy więźniami własnego ciała zmusza do znacznie głębszych refleksji niż przeceniany, moim zdaniem, rumuński obraz "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni".
Kolejnym bardzo ciekawym filmem jest argentyński "XXY" Lucii Puenzo. To kameralna, intymna opowieść o hermafrodycie, pozbawiona taniego epatowania sensacjami. Widz skupia się na dramacie człowieka, a nie "szokującym" zjawisku seksualnym. "XXY" zwraca uwagę doskonałym, przekonującym aktorstwem, zwłaszcza niezwykle sugestywnej Ines Efron. Widzowi wychowanemu przede wszystkim na kinie amerykańskim przyniesie też swoisty powiew świeżości, choć chciałbym zauważyć, że nie wyróżnia się on niczym szczególnym w kinematografii południowo-amerykańskiej. Skojarzenia z dziełami na przykład A. G. Inarritu nasuwają się same (narracja, klimat, zdjęcia).
Polecam również animowane "Persepolis" Vincenta Paronnauda i Marjane Satrapi - autorki komiksu, na podstawie którego napisała z Paronnaudem scenariusz filmu. Mistrzostwo "Persepolis" polega na wykreowaniu kompletnego świata przy pomocy niezwykle prostych środków (animacja) i stricte filmowej narracji, tak trudnej do osiągnięcia w filmach biograficznych (a ten jest autobiograficzny!). Trudno uwierzyć jak bardzo może wciągnąć historia narysowana zaledwie kilkoma kreskami. Jest w niej dusza, są emocje i artystyczna prawda! Przestrzegam przed klasyfikowaniem "Persepolis" do kina politycznego. Wprawdzie ukazanie problemów Iranu i Irańczyków jest wyraźne, to jednak twórcy inaczej rozłożyli akcenty (powiedziałbym - bardziej ludzko) niż chcą niektórzy krytycy.
Z filmów, które ostatnio dane mi było obejrzeć najmniej spodobał mi się natomiast "Karmel" Nadine Labaki. Stylistyka a'la Almodovar (narracja, specyficzne ukazanie obyczajowości, humor - wyraźne nawiązania do "Volvera") wygląda tu sztucznie, bo reżyserka poruszyła problematykę rodem z podrzędnych serialów obyczajowych. Dlatego zamiast poetyckiej, wzruszającej historii, otrzymaliśmy ładny, ale płytki odcinek telenoweli.
Ponieważ wymienione wyżej filmy nie należą do mainstreamu, należy się śpieszyć. Myślę, że warto.
PS. Nie byłem jeszcze na "Reprise" i "Interview", a myślę, że też warto
Tekst przedrukowany z forum "Soundtracks.pl"
