To jest miejsce gdzie można podyskutować o samych filmach. Czekamy na wasze analizy, opinie, ciekawe spostrzeżenia, no i przede wszystkim produkcje godne polecenia. Zarówno te ambitne jak i te komercyjne. Piszcie, dyskutujcie, spierajcie się, niech forum zacznie wrzeć.
Nie widziałem włoskiego oryginału. Autorzy scenariusza idą na rekord Guinnessa. Ponoć mamy już 18 remake'ów. Znając oryginał tylko z opowieści, trzeba przyznać, że zamknąć na półtorej godziny aktorów w jednym pomieszczeniu jest mocno ryzykowne. Scenagrofowie musieli się mocno napracować, aby w tle nie było gołych kadrów. A i za oknem mieszkania pokazali ruch na budowie.
Aktorsko rozgrywane koncertowo. Maja Ostaszewska fajnie wpada w szaleńczy monolog.
Trochę czuć, że oglądam rozszerzony skecz z Saturday Night Live. Kompletnie mi to jednak nie przeszkadza. Podoba mi się wizja pokazania uzależnienia od smartfona.
Mimo, że producentem jest Solorz nigdzie nie zauważyłem product-placement Plusa. Za to jest delikatnie zaznaczona marka Credit Agricole. Kot wręczający córce kartę z logo banku i aplikacja informująca o płatności.
Muzycznie prawie nic nie ma po za przeróbką jazzową "Strangers In The Night". Większość dyskusji odbywa się w ciszy. Jedyne dźwięki z otoczenia jakie słyszymy to praca żurawia na budowie i szum filtra w akwarium.
Jeśli chodzi o gatunek komediowy, to już dawno nie widziałem tak profesjonalnego filmu w polskim kinie.
"Ukryta gra" debiutującego na dużym ekranie Łukasza Kośmickiego okazuje się całkiem rzetelną, fachową pracą rzemieślniczą z hollywoodzkim sznytem. Gdyby akcję przenieść z Warszawy do dowolnie innej stolicy krajów demoludów stwierdziłbym, że mamy do czynienia z kolejnym amerykańskim filmem. Świetnie zgrany dźwięk, scenografia, charakteryzacja, porządne zdjęcia i znany światowy aktor pierwszoplanowy. Muzyka Łukasza Targosza nagrana z Prażanami przygrywa w tle suspens i nerwowość. Gdzieś tam próbuje przebić się jazzowa trąbka a'la lata 60. Coś między underscorem "Psów" Lorenca, a "Jackiem Strongiem" Jana Duszyńskiego.
I tak naprawdę muzycznie z filmu pamięta się tylko bondowską piosenkę śpiewaną przez Anię Karwan.
Klasyczny thriller polityczny o czasach Zimnej Wojny pod którym mógłby podpisać się reżyser hollywoodzki pokroju Spielberga.
Co do Spielberga, nie zgodziłbym się, bo Spielberg do konwencji (choć raczej conspiracy thrillers, ale w zasadzie nie są od siebie aż tak odległe) nawiązał bardzo mocno w Monachium.
Jest to kolejna próba opowiedzenia polskiej historii znaną historyczną konwencją. Najpierw noirowy film o okupacji (Czarny Mercedes), teraz thriller zimnowojenny o latach sześćdziesiątych. Zaczynamy mówić o naszej historii w sposób zrozumiały dla zachodu. Mam informacje, że reakcje zachodnie na film Majewskiego są bardzo pozytywne i nie mogę się doczekać informacji z zachodu na temat Ukrytej gry.
Byłem w Gdyni na pokazie, na którym pożegnano też producenta. Nagrodę za propozycję gatunkową uważam za zasłużoną.
Porównuję do Spielberga, bo sposób opowiadania i charakter zdjęć jest podobny do "Bridge Of Spies".
Jeśli tak mają wyglądać polskie filmy historyczne, to jestem za.
Ach, jakie to hamerykańskie. Wszystko błyszczy, świeci, kolorowo i słodko. Gdyby nie Karolak i Wójcik z Ani Mru Mru pomyślałbym, że oglądam młodzieżową komedyjkę z USA z polskim dubbingiem. Oglądanie YouTuberów zakończyłem 10 lat temu na Niekrytym Krytyku. Te osoby, które tu pojawiają się są mi kompletnie nieznane.
Dynamiczny montaż i nieźle zmiksowany dźwięk. Jak na film z amatorami jest naprawdę nieźle. Bałem się, że znowu dostaniemy odgrzewany kotlet zbliżony do wiekopomnych dzieł Jerzego Gruzy - "Gulczas, a jak myślisz?" i "Yyyreek!!! Kosmiczna nominacja". Tamte produkcje powstały na fali popularności pierwszych edycji polskiego Big Brothera. Główne role zagrały gwiazdy tvnowskiego reality-show.
Na szczęście reżyser "Misfit" jest twórcą niezliczonej ilości reklam i teledysków. I dlatego wykorzystując język obrazu, którym posługuje się na co dzień daje nam idealny produkt merkantylny.
Jego wcześniejszy "Gniew" uważam nadal za jeden z lepszych polskich thrillerów.
Pomimo, że nie nastawiałem się na wysokie kino, "Misfit" okazał się sympatycznym seansem. Być może to zasługa uśmiechniętych, młodych ludzi, którzy wnieśli swoją radość do filmu. Wiadomo, że scenariusz i przedstawiona historia jest kompletną bzdurą. Najważniejsze jednak, że sceny układają się w logiczną, w spójną całość i nie są tylko pojedynczymi luźno nakręconymi gagami.
Piosenki nie są niczym wielkim, ale soundtrack przesłuchałem w dwa dni po 10 razy i nadal nie mam dość. Jako tło do jazdy samochodem czy gotowaniu w kuchni sprawdza się wyśmienicie. Sylwia Lipka ma bardzo fajny głos.
Propozycja dla największych fanów Kazika, którzy byli co najmniej z 10 razy na ich koncercie. Backstage kręcony komórką (piskeloza i kaszana na ekranie). Jeździmy z zespołem busem, przebywamy w pokojach hotelowych, odwiedzamy ich prywatne mieszkania, poznajemy rodzinę wraz z ich dziećmi. W międzyczasie urywki koncertu, ale tylko 2 czy 3 utwory wybrzmiewają w całości.
O twórczości i ich inspiracjach nie dowiadujemy się nic. Bo pytania, jak powstają twoje teksty, każdy boi się zapytać. Każdy wie co wtedy zrobi Kazik
Dla mnie do jednorazowego obejrzenia. Chyba jedyne ciekawe rzeczy jakich się dowiedziałem, że Kazik piratował własną płytę i obowiązkowo bada alkomatem swój zespół podczas koncertu.
Debiutująca na dużym ekranie reżyserka sięga po temat przez Was ulubiony - Ślonsk i Górnioki. Na szczęście nie ma tu polskiej biedy i patologii pijącej na umór, choć nasi bohaterowie imprezują z wódką. Twórczyni skupiła się na trójkącie miłosnym i ukazaniu klaustrofobii podziemnych szybów kopalni. Mimo, że nie ma efektownych fajerwerków, cały czas czujemy grozę sytuacji w jakiej znajdują się górnicy podczas katastrofy. Dramat mocno kameralny rozegrany na 3 aktorów. Możemy zgrzytać zębami, że za mało mówi się w gwarze śląskiej.
Film o którym na pewno szybko zapomnimy. Ale dałbym reżyserce maleńki plusik, gdyż jest nadzieja, że jeszcze coś ciekawego nam pani powie w przyszłości.