Krzysztof Kieślowski i kino moralnego niepokoju
- Łukasz Wudarski
- + Sergiusz Prokofiew +
- Posty: 1326
- Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
- Lokalizacja: Toruń
- Kontakt:
Krzysztof Kieślowski i kino moralnego niepokoju
Krzysztof Kieślowski należy do niewielu twórców potrafiących mówić sprawy ważne w sposób stosunkowo jasny i dobitny. Nie znaczy to jednak że wpadał w banał (tyle symboli ile zawierają w sobie jego filmy próżno szukać w hollywoodzkich produkcjach. Jednak Kieślowski miał dar bardzo jasnego przekazania o co mu chodzi (natura dokumentalisty niewątpliwie mu to ułatwiała). Moim ulubionym filmem twórcy Dekalogu jest Przypadek, film który w jakimś tam stopniu określił mój światopogląd życiowy. 3 scenki z życia bohatera (witka genialnie kreowanego przez „przedpsowego” Bogusia Linde), 3 scenki i 3 alternatywne scenariusze ludzkiego życia. Życia które tak naprawdę zależy od jednej chwili, jednego momentu. Ale oprócz tego Kieślowski pokazuje jeszcze jedną rzecz. Mimo tego iż nasza egzystencja toczy się za sprawą pewnych przypadkowych elementów (które tak naprawdę nas określają- Witek raz jest komunistą a raz opozycjonistą- w zależności od ludzi których spotyka) to w efekcie dominuje coś takiego jak wyższa siła. Jaka, Kieślowski nie odpowiada ale chyba każdy domyśla się w czym rzecz. Ten przydługi wstęp ma za cel postawienie pytania. Czy dziś jest jeszcze miejsce na tego rodzaju filmy? Filmy które poruszają sprawy naszej egzystencji z odwołaniami do absolutu? Nie mam na myśli nieco naiwnych produkcji amerykańskich wtłaczających nam komiksowy irracjonalizm, ale filmy zadające w sposób prosty fundamentalne pytania. Czy przypadkiem nie pożarła nas już zupełnie kultura masowa w bijąca po oczach poświatą popcornu i coca- coli???
Why So Serious !?
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10243
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Dobre pytanie. Myslę, że wśród dzisiejszej młodzieży gimnazjalnej filmy Kieślowskiego mimo swojej prostoty moga okazać się ciężkim materiałem do ugryzienia. Generacja radia i telewizji szuka czegoś łatwoprzyswajalnego, coś co zrobi tymczasowe wrażenie tudzież da chwilę rozrywki, emocji i tak szybko jak przyszło pójdzie w niepamięć. Z takiego założenia wychodzi dzisiejsze kino amerykańskie, produkujące hurtowo gnioty filmowe na które ciągną całe masy. Wydawać by się mogło, że posiadając takiego twórcę jak Kieślowski nic nam tego typu nie grozi jednak ostatnie lata pokazują że i polska kinematografia idzie na łatwiznę. Wzorcuje się na zachodnich trendach i stylach serwując nam tanie (dosłownie tanie finansowo i emocjonalnie) kino. Pocieszeniem mogą być filmy niezależne i młodzi artyści pragnący pokazać coś więcej niż rozrywkę (warte uwagi filmy ostatnich lat: Pręgi, Pit Bull).
Ciężko liczyć na to, że raptem nasza młodzież zacznie chodzić na filmy ambitne, ale póki powstają one świadczy, że nie ulegliśmy totalnej komercjalizacji, bo kto wie, może takiemu amatorowi mocnych wrażeń pewnego dnia znudzi się kicz i zechce obejrzeć coś innego, rodzimego. Tylko co mu zostanie, gdy nasze kino ambitne padnie?
Ciężko liczyć na to, że raptem nasza młodzież zacznie chodzić na filmy ambitne, ale póki powstają one świadczy, że nie ulegliśmy totalnej komercjalizacji, bo kto wie, może takiemu amatorowi mocnych wrażeń pewnego dnia znudzi się kicz i zechce obejrzeć coś innego, rodzimego. Tylko co mu zostanie, gdy nasze kino ambitne padnie?
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9316
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
A może trzeba szukać kompromisu? Zawsze się zastanawiałem nad ewenementem Kieślowskiego, który kręcił ambitne filmy, które DAŁO się oglądać, co oznacza po prostu, że stoi za nimi mocna historia o bohaterach, których lubimy. Inny ambitny reżyser, Ingmar Bergman (jeden z moich ukochanych reżyserów i mistrzów), natomiast przez wielu uważany jest za totalnego nudziarza.
Kieślowski rzecz jasna nie szedł na kompromis z komercją (Łukasz zauważył w artykule o współpracy Preisnera z reżyserem, że wyżej go ceniono na Zachodzie niż w Polsce), ale warto się nad tym zastanowić. Kilka lat temu jak Andrzej Wajda miał na Uniwersytecie Warszawskim gościnny wykład spytałem go, czy można godzić sztukę z komercją. W odpowiedzi usłyszałem, kto ma w Polsce pieniądze. Trochę nie o to mi chodziło.
Przykładem dobrego filmu godzącego te dwie, jakby się chciało powiedzieć, przeciwności jest dla mnie Siedem Finchera. Thriller psychologiczny o seryjnym mordercy, który zadaje prowokacyjne pytania (chociażby poprzez postać Johna Doe). Spróbujmy dokonać mini-analizy filmu. Chodzi o specyficzną konstrukcję. Wątek główny to historia, którą opowiadamy, zaś biografie postaci, relacje między nimi, obserwacje społeczne, to wątki poboczne. I tu leży pies pogrzebany. W wątku głównym mamy trochę brutalniejszy niż zwykle thriller psychologiczny, który zaskakuje tym, w jaki sposób morderca zostaje złapany. Jednak to, co najważniejsze mamy w wątkach pobocznych. Chodzi mi o relację między Sommersetem a Millsem, ich rozmowy. To wszystko stanowi całość.
Może w ten sposób trafimy do widza dzisiejszego?[/url]
Kieślowski rzecz jasna nie szedł na kompromis z komercją (Łukasz zauważył w artykule o współpracy Preisnera z reżyserem, że wyżej go ceniono na Zachodzie niż w Polsce), ale warto się nad tym zastanowić. Kilka lat temu jak Andrzej Wajda miał na Uniwersytecie Warszawskim gościnny wykład spytałem go, czy można godzić sztukę z komercją. W odpowiedzi usłyszałem, kto ma w Polsce pieniądze. Trochę nie o to mi chodziło.
Przykładem dobrego filmu godzącego te dwie, jakby się chciało powiedzieć, przeciwności jest dla mnie Siedem Finchera. Thriller psychologiczny o seryjnym mordercy, który zadaje prowokacyjne pytania (chociażby poprzez postać Johna Doe). Spróbujmy dokonać mini-analizy filmu. Chodzi o specyficzną konstrukcję. Wątek główny to historia, którą opowiadamy, zaś biografie postaci, relacje między nimi, obserwacje społeczne, to wątki poboczne. I tu leży pies pogrzebany. W wątku głównym mamy trochę brutalniejszy niż zwykle thriller psychologiczny, który zaskakuje tym, w jaki sposób morderca zostaje złapany. Jednak to, co najważniejsze mamy w wątkach pobocznych. Chodzi mi o relację między Sommersetem a Millsem, ich rozmowy. To wszystko stanowi całość.
Może w ten sposób trafimy do widza dzisiejszego?[/url]
Re: Krzysztof Kieślowski i kino moralnego niepokoju
Ostatnio napisano ciekawy artykuł o Kieślowskim i jego twórczości, wspomina go Piesiewicz. Warto poczytać, jest na stronie Kulturaviva ;p
Re: Krzysztof Kieślowski i kino moralnego niepokoju
Uważam, że dobrym kontynuatorem Kieślowszczyzny był przez chwilę Tom Tykwer. Jego "Biegnij, Lola, biegnij" jest rewelacyjna jeśli chodzi o kino sensacyjno-pościgowe, a jednocześnie podaje do myślenia, że to co nas spotyka może zupełnie inaczej się rozegrać, tak jak w "Przypadku".
Re: Krzysztof Kieślowski i kino moralnego niepokoju
Tykwer jak najbardziej, zresztą jego "Niebo" powstało na podstawie scenariusza Kieślowskiego i Piesiewicza, które miało być nową trylogią obu panów - zrealizowano jeszcze "Piekło" które wyreżyserował Tanovic.swordfish pisze:Uważam, że dobrym kontynuatorem Kieślowszczyzny był przez chwilę Tom Tykwer. Jego "Biegnij, Lola, biegnij" jest rewelacyjna jeśli chodzi o kino sensacyjno-pościgowe, a jednocześnie podaje do myślenia, że to co nas spotyka może zupełnie inaczej się rozegrać, tak jak w "Przypadku".
A co do "Kieślowszczyzny" i jego ducha przypadku, to polecam "Pogorzelisko".