Mozna dodac, ze CD ma wyjsc od Mutant z 7 dodatkowymi kawalkami. Taki ewenement .
A opinie sa powsciagliwe co do muzyki. Kupa zapozyczen z poprzednich czesci plus trochę nowego materialu ale bardzo malo to klarowne.
Świetne info z tym wydaniem CD.
Opinie co do muzy mogą się pokrywać z tym, co zapowiedział sam Benek, więc na rewelacje nie liczę, choć przy Twisters też nie liczyłem...
Mozna dodac, ze CD ma wyjsc od Mutant z 7 dodatkowymi kawalkami. Taki ewenement .
A opinie sa powsciagliwe co do muzyki. Kupa zapozyczen z poprzednich czesci plus trochę nowego materialu ale bardzo malo to klarowne.
Świetne info z tym wydaniem CD.
Opinie co do muzy mogą się pokrywać z tym, co zapowiedział sam Benek, więc na rewelacje nie liczę, choć przy Twisters też nie liczyłem...
Hmm, doczytalem oryginalnego newsa i tam tak na prawde to nic nie ma o CD. Tylko o wydaniu fizycznym. To rownie dobrze moze byc podwojny winyl. Tak jak przy Twisters. Sie okaze za pare dni.
Re: Benjamin Wallfisch - Alien: Romulus (2024)
: czw sie 15, 2024 22:38 pm
autor: dougan
Pułap AvP Andersona. Bez startu nawet do filmów Finchera i Jeuneta - na coś takiego by po prostu nie wydano kasy. Mamy zetki na domówce mierzące się z dzieckiem Gigera. Kiedyś byłaby w tym jakaś chora satysfakcja, teraz nuda i oczywisty fanserwis. Powinno się wprowadzić coś na wzór kodeksu Haysa, bo te callbacki do poprzednich filmów są iście żenująca, skisłem co najmniej 2 razy. Łapię się za głowę, ile razy Holly może to robić.
Muzycznie miks wszystkiego, co jest dzisiaj popularne w takich horrorach. Czasem mi zajeżdżało zeszłorocznym Flashem.
Re: Benjamin Wallfisch - Alien: Romulus (2024)
: czw sie 15, 2024 23:46 pm
autor: MichalP
No niestety. Czym wiecej czytam o tym filmie tym mniejsza ochote mam pójść do kina na niego. Co ciekawe to wlasnie te pierwsze super pozytywne recenzje od gimbazy mnie najbardziej zniechecaja - bo podniecaja sie rzeczami, ktore mi dzialaja na nerwy. Banalna historia z dretwymi mlodymi bohaterami i wielka dziura w scenariuszu przykryta kupa nawiazan do poprzednich odslon. Posilkowanie sie lepszymi filmami poprzednikow nie spowoduje automatycznie, ze twoj film zyska na jakosci.
A dziura o ktorej mowie, to moze ktos moze wyjasnic.
Spoiler:
skoro tytulowa stacja jest opuszczona, ale jak wiadomo większość rzeczy sie na niej zachowalo do dlaczego Weyland-Yutani nie chce wiechac tam z wojskiem i odzyskac swoje cenne zabawki. A w ostatecznosci jezeli to jest to tak niebezpieczne to dlaczego jej po prostu nie zniszczyli. Nie ma to dla mie sensu, skoro pozniej juz w Aliens robia wszystko, zeby pozyskac obcego. Tutaj mieli dostep do niego caly czas.
A druga rzecz.
Spoiler:
w nowelizacji pierwszego Aliena bylo wyraznie napisane, ze jak obcy chcial wrocic na prom w koncowce i wlazl do silnika, ktory Ripley odpalila to zostal zniszczony i jego cialo rozpadlo sie na kawalki. Sam film to tez sugeruje w pewnym sensie, a tu sie nagle okazuje, ze go znalezli. Niby jak. W miedzygwiezdnej pustce
Re: Benjamin Wallfisch - Alien: Romulus (2024)
: pt sie 16, 2024 01:02 am
autor: Mystery
Tak więc tylko winyl z 6 bonusowymi trackami.
Lockdown
Awakening
Romulus Hangar Bay
Body Temperature
I Have A New Directive
The Hive
A jednak. Tak przypuszczalem. Takie czasy niestety. Chociaz tutaj to chyba nie ma za czym plakac bo warstwa elektroniczno-horrorowa tylko dla najbardziej zagorzalych fanow Wallfisha. A od nawiazan to se wole oryginalow posłuchać. Film i muza za grosz nie ma indywidualnosci. Wielka szkoda.
Re: Benjamin Wallfisch - Alien: Romulus (2024)
: pt sie 16, 2024 07:50 am
autor: Ghostek
W sumie nie będzie żalu z powodu braku tego CD.
Ścieżka mocno średniawa. Kiedy Benek nawiązuje do klasyki, to jeszcze fajnie to wszystko brzmi, ale kiedy wjeżdża akcja i te przesterowane elektroniczne dźwięki, to już palec mimochodem wędruje w kierunku przycisku "stop".
Przemęczyłem to jakoś, ale łatwo nie było. Może kolejne odsłuchy po seansie będą łaskawsze, ale raczej nie wróżę tej pracy większego zainteresowania.
No i z przykrością muszę znów podnieść kwestię brzmienia miksu.
Jak Twisters wydawał się bardzo rozsądny i zaskakująco klarowny pod tym względem, tak Alien: Romulus wraca do niechlubnej praktyki Wallfischa w rzeźniczej kompresji. Nie wiem czy miks ogarniał mu jakiś praktykant stawiając wszystkie suwaki na 0dB przy maksymalnie zapiętym kompresorze z preseta dedykowanego muzyce EDM, ale brzmi to wszystko masakrycznie. Przepompowana muza bez cienia dynamiki, z elementami przesteru (np środkowa część Collision Warning) i tak "zapiaszczona" w barwie, że aż zęby bolą od słuchania. Wyciągnięcie góry + kompresja rzecz jasna wyciągnęło również całe połącie szumu, co dodatkowo wpływa na dyskomfort podczas słuchania.
Temat zawartości merytorycznej oraz miksu można więc podsumować wymownym:
Pułap AvP Andersona. Bez startu nawet do filmów Finchera i Jeuneta - na coś takiego by po prostu nie wydano kasy. Mamy zetki na domówce mierzące się z dzieckiem Gigera. Kiedyś byłaby w tym jakaś chora satysfakcja, teraz nuda i oczywisty fanserwis. Powinno się wprowadzić coś na wzór kodeksu Haysa, bo te callbacki do poprzednich filmów są iście żenująca, skisłem co najmniej 2 razy. Łapię się za głowę, ile razy Holly może to robić.
Muzycznie miks wszystkiego, co jest dzisiaj popularne w takich horrorach. Czasem mi zajeżdżało zeszłorocznym Flashem.
Nie, no, bez przesady z tym Andersonem. Scenariuszowo można porównywać, ale jednak reżyserska sprawność Alvareza, inscenizacja scen, czy budowanie napięcia to level wyżej. Choć oczywiście przez fabułę, wtórności i kijową muzykę trudno to postawić wyżej niż którąkolwiek z części 1-4, nawet ta czwórka, której nie lubię, wygrywa oryginalnością. Pomijając to zakończenie będące jakimś miksem Przebudzenia i Prometeusza, to też trzeba docenić powrót do źródeł i nie mam tu na myśli jedynie tej retrostylistyki scenograficznej (urocze były te archaiczne monitory ), ale te wszędobylskie seksualne aluzje, którymi przecież Scott z Gigerem upchali w jedynce (począwszy od fallicznego kształtu łba ksenomorfa, po aspekty cyklu rozrodczego), których tu nie brakuje, choćby w postaci tego wielkiego łona, w którym obcy przepoczwarza się w formę dorosłą (choć biorąc pod uwagę fizykę i biologię jest to niedorzeczne, musiałby się nażreć, żeby móc tak urosnąć, pomijając nawet tempo... no ale to absurd obecny już od filmu Scotta).
A dziura o ktorej mowie, to moze ktos moze wyjasnic.
Spoiler:
skoro tytulowa stacja jest opuszczona, ale jak wiadomo większość rzeczy sie na niej zachowalo do dlaczego Weyland-Yutani nie chce wiechac tam z wojskiem i odzyskac swoje cenne zabawki. A w ostatecznosci jezeli to jest to tak niebezpieczne to dlaczego jej po prostu nie zniszczyli. Nie ma to dla mie sensu, skoro pozniej juz w Aliens robia wszystko, zeby pozyskac obcego. Tutaj mieli dostep do niego caly czas.
Spoiler:
Nie było to wyjaśnione, ale być może nie mieli oddziału na pobliskiej planecie, a wysłanie tam wykwalifikowanego teamu z większej odległości wymagałoby czasu... którego nie mieli, bo stacja miała się roztrzaskać o pierścienie planety w ciągu półtorej doby. Ewentualnie po prostu temat utkwił w korporacyjnej papierologii.
w nowelizacji pierwszego Aliena bylo wyraznie napisane, ze jak obcy chcial wrocic na prom w koncowce i wlazl do silnika, ktory Ripley odpalila to zostal zniszczony i jego cialo rozpadlo sie na kawalki. Sam film to tez sugeruje w pewnym sensie, a tu sie nagle okazuje, ze go znalezli. Niby jak. W miedzygwiezdnej pustce
Ale ten film, jak i Aliens opierają się tylko na wersji kinowej jedynki, więc cokolwiek tam było dopowiedziane w scenariuszu, ale w filmie się nie znalazło, to było pomijane (dzięki temu Cameron mógł wymyślić królową etc.), więc skoro w filmie Scotta nie zostało to czarno na białym przedstawione, Alvarez mógł sobie wziąć taki punkt wyjścia właśnie. Naciągany, ale punkt wyjścia filmu Camerona też był naciągany, nie wspominając już o punkcie wyjścia trójki i czwórki, więc nie czepiałbym się Alvareza w tym aspekcie.
Zaś przechodząc wreszcie do tej nieszczęsnej muzyki... na początku jak Wallfisch nawiązywał do Hornera i Goldsmitha to jakoś to nawet brzmiało i pomyślałem, że może nie będzie źle. Ale czym dalej tym gorzej: muzyka akcji = łupanka, elektronika = WTF?! Ogólnie mógł sobie Fede wziąć Debneya co by mu poimitował scory z 1-4 (tak jak działał przy Predators), albo Franglena, by się zabawił w Hornera (jak zwykle zresztą). Cokolwiek by zrobił, od BW to gorszy byłby chyba tylko Junkie.
Re: Benjamin Wallfisch - Alien: Romulus (2024)
: pt sie 16, 2024 17:47 pm
autor: Mystery
No i dobry filmik. Mniej więcej taki jakiego po reżyserze Evil Dead i Don't Breathe się spodziewałem, a miejscami nawet przewyższający oczekiwania, bo niespodzianek trochę tutaj było. Nieco długo się rozwijał, ale odkąd pojawiło się zagrożenie trzymał w napięciu, aż do samych napisów końcowych. Fabularnie wiadomo, to tylko pretekst do ukazania horroru, ale i tak ciekawie dopełnia serię, głównie filmy Scotta czyli Alien i Prometeusz, ale on był tu producentem także wiadomka. Bohaterowie o dziwo też na plus, szczególnie wątek androida i nic nie zapowiadało, że to on będzie grał tu pierwsze skrzypce. Scenografia, mistrzostwo. Muzyka, tu już inna bajka, bo muzycznie jest po prostu mało ciekawie. Tam gdzie trzeba zagrał Goldsmith (XX121) i nawet HGW (Prometheus Fire) i oboje mają tu swój kredyt, a nie braknie też tracków w stylu Hornera i nawet Goldenthala (finałowe Raine), ale najgorsze jest to co zaproponował tu kompozytor sam od siebie, mianowicie agresywną elektronikę w muzyce akcji i chór, a tu przykład prologu, który brzmiał jak żywcem wyjęty z Martwego Zła i taka demoniczna muzyka bardziej pasowałaby mi do Dooma, niż Obcego. Tak więc po braku CD raczej płakać nie będę, można po seansie w ramach ciekawostki sobie sprawdzić, a powracać to już lepiej do Jerry'ego czy Jamesa.
A dziura o ktorej mowie, to moze ktos moze wyjasnic.
Spoiler:
skoro tytulowa stacja jest opuszczona, ale jak wiadomo większość rzeczy sie na niej zachowalo do dlaczego Weyland-Yutani nie chce wiechac tam z wojskiem i odzyskac swoje cenne zabawki. A w ostatecznosci jezeli to jest to tak niebezpieczne to dlaczego jej po prostu nie zniszczyli. Nie ma to dla mie sensu, skoro pozniej juz w Aliens robia wszystko, zeby pozyskac obcego. Tutaj mieli dostep do niego caly czas.
Spoiler:
Nie było to wyjaśnione, ale być może nie mieli oddziału na pobliskiej planecie, a wysłanie tam wykwalifikowanego teamu z większej odległości wymagałoby czasu... którego nie mieli, bo stacja miała się roztrzaskać o pierścienie planety w ciągu półtorej doby. Ewentualnie po prostu temat utkwił w korporacyjnej papierologii.
w nowelizacji pierwszego Aliena bylo wyraznie napisane, ze jak obcy chcial wrocic na prom w koncowce i wlazl do silnika, ktory Ripley odpalila to zostal zniszczony i jego cialo rozpadlo sie na kawalki. Sam film to tez sugeruje w pewnym sensie, a tu sie nagle okazuje, ze go znalezli. Niby jak. W miedzygwiezdnej pustce
Ale ten film, jak i Aliens opierają się tylko na wersji kinowej jedynki, więc cokolwiek tam było dopowiedziane w scenariuszu, ale w filmie się nie znalazło, to było pomijane (dzięki temu Cameron mógł wymyślić królową etc.), więc skoro w filmie Scotta nie zostało to czarno na białym przedstawione, Alvarez mógł sobie wziąć taki punkt wyjścia właśnie. Naciągany, ale punkt wyjścia filmu Camerona też był naciągany, nie wspominając już o punkcie wyjścia trójki i czwórki, więc nie czepiałbym się Alvareza w tym aspekcie.
Zaś przechodząc wreszcie do tej nieszczęsnej muzyki... na początku jak Wallfisch nawiązywał do Hornera i Goldsmitha to jakoś to nawet brzmiało i pomyślałem, że może nie będzie źle. Ale czym dalej tym gorzej: muzyka akcji = łupanka, elektronika = WTF?! Ogólnie mógł sobie Fede wziąć Debneya co by mu poimitował scory z 1-4 (tak jak działał przy Predators), albo Franglena, by się zabawił w Hornera (jak zwykle zresztą). Cokolwiek by zrobił, od BW to gorszy byłby chyba tylko Junkie.
Spoiler:
Teraz ma to troche wiecej sensu jezeli stacja ma sie rozpierdzielic tak czy siak.
Biorac pod uwage z czego rozwijaja tutaj historie to az sie prosi, zeby zamiast do pierwszego Aliena, to trzeba bylo nawiazac do drugiego Aliensa - bo tam mamy krolowa, ktora zostala tylko wyssana z luku statku, a nie przypalona silnikami. Wiec jest szansa. ze teoretycznie moze sobie gdzies orbitowac wokol Acherona. I latwiej ja znalezc i mialo by to wiekszy sens pozykanie jakis probek DNA z niej, skoro to krolowa. A i w ten sposob mogli by jakos kontynuowac historie po Aliensie Camerona, mogac na luzie zignorowac zdarzenia z 3 i 4 Aliena.
Re: Benjamin Wallfisch - Alien: Romulus (2024)
: pt sie 16, 2024 18:16 pm
autor: Koper
A to się zgadzam, ale może pan producent Scott wolał by punktem wyjścia był jego film.