Niech wypowie się ktoś z Was, kto zna oryginalny serial anime. Widziałem tylko "One Piece Film Red", co był rok temu w kinach. Historia z piosenkami Uta. Czy Netflix przerobił na europejskie warunki i nie będzie w jego serialu aktorskim nic japońskiego? Żadnej piosenki po japońsku?
dajcie spokój, jakiś enty rakotwórczy young-adult-serial netflixa
Nad serialem pracował autor Mangi, ja akurat tego tytułu nie znam, nie czytałem ani nie oglądałem Anime ale jeśli będzie na poziomie "Cowboya Bebopa" to będzie ok. Tam też nie znałem oryginału a serial mi się spodobał.Na razie oczekiwania są wysokie, ja z Mang i Anime znam tylko "Pokemony", "Króla Szamanów", "Beastars", "SevenDeadly Seans", "Łowcy Smoków" i "Kapitana Tsubasę", poza Poksami, gdzie Mangi w Polsce nie ma ( choć na początku XXI wieku był jakiś rzut na fali popularności Anime ) wszystkie powyższe Mangi kupuję + kilka innych.
Tutaj właśnie chodzi oto, aby to nie było jak adaptacja Cowboy Beebop. I zważywszy, że autor mangi nad tym czuwał może tak będzie.
Sama manga/anime to jedna z najbardziej eklektycznych rzeczy jeżeli chodzi o bohaterów i świat jaki widziałem.ale jest bardzo popularna i doczekała się miliarda trzysta odcinków. Dlatego jak ktoś chce nadrobić, niech nawet nie próbuje.
Zaś serial Netflixa jest podobno ich najdroższą produkcją. Plus to tę spora szansa i wyzwanie dla Sonyi i Giony.
Jak będzie na poziomie Cowboy Bebop to kasacja po jednym sezonie.
A co było nie tak z tym serialem? Tam akurat narzekano na zbyt dużą wierność oryginałowi, więc skoro z OP będzie podobnie to może być tak samo jak z CB. Ludzie sami nie wiedzą, czego chcą, wiernych ekranizacji czy adaptacji, nigdy nie dogodzisz wszystkim. Mi się Bebop podobał na tyle, że kupiłem książkę będącą prequelem serialu
Autor Mangi o serialu:
Istnieje specjalna więź między mną a moimi fanami i nie mogę ich okłamywać. Nie można nazwać czegoś interesującym, jeśli nie jest interesujące. (...) Cieszę się, że twórcy zrozumieli bohaterów. Dramat telewizyjny staje się na tyle dobry, że można go pokazać publiczności. Jest dużo lepiej niż sobie wyobrażałem. Byłem zaskoczony, że mój Luffy, o którym myślałem, że nie istnieje, istnieje na tym świecie. Stworzyło to wrażenie, jakie jest możliwe tylko dzięki wersji live-action. Cieszę się, widząc miłość do One Piece rozproszoną w każdym zakamarku ekranu.
W przypadku "Cowboya Bebopa" też było sporo komentarzy na premierę, że serial jest zbyt wierny oryginałowi, więc fani Sami nie wiedzą czego chcą: wiernie, źle, swobodna adaptacja, też źle
Dla każdego co innego oznacza "dobra" produkcja
Ja nadal uważam, że ludziom brakuje dystansu do rozrywki, do popkultury, którą traktują jak świętą krowę, niemal Biblię, Sami sobie narzucają nierealne wręcz oczekiwania, których nic nie jest w stanie spełnić a jeśli Ludzie muszą korzystać z porady psychiatry lub psychologa bo nie podoba im się film lub serial, to coś już jest nie tak.
Dzisiaj się dowiedziałem, że aby być "prawdziwym fanem" Star Wars trzeba było oglądać te filmy za Komuny w kinie, ja je w kinie oglądałem dopiero w 1997 roku w wersji specjalnej, więc "prawdziwym fanem" nie jestem
Z oryginalną trylogią Star Wars chodzi o przeróbki, które Lucas dokonał w kolejnych edycjach. Gdyby zostawił stare wersje, byłoby ok. Poszedł jednak dalej i w oficjalnym obiegu są tylko wersje z 1997. Jak chcesz zobaczyć "oryginał", musisz zdobyć stare kasety vhs lub poszukać na torrentach. Fani Star Wars nie mogą przeboleć, że Han Solo w kantynie nie strzela do Greedo już jako pierwszy.
Szczerze? Wolę wersję z 1997 roku - niestety ale SW mocno się zestarzały od strony wizualnej, nawet ta wersja z okazji dwudziestolecia a co dopiero oryginał. Ja tam nie mam nic przeciwko "remasterom" filmów, podobnie jak to ma miejsce z grami, przynajmniej tych tytułów, które opierają się ne dużym wykorzystaniu efektów specjalnych.
Wersje oryginalne widziałem tylko raz na VHS z wypożyczalni, potem oglądałem już tylko nowe wersje.