HANS ZIMMER - DUNE 1 & 2 (2021 / 2024)

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#166 Post autor: Paweł Stroiński » pn wrz 06, 2021 00:31 am

Jest to nieco bardziej skomplikowane zwykle, ale nie w tym przypadku. Niezależnie od tego, jakie i ile było wpływów innych kultur (np. arabskiej) na Franka Herberta, jest to historia stworzona przez białego mężczyznę i główny bohater jest białym mężczyzną. Niektórzy traktują Diunę jako tzw. white savior narrative (czyli biedni niebiali ratowani przez białego, ostatnio przez to Green Book takie kontrowersje wywołało przecież, choć tam to było bardziej subtelne z różnych względów), właśnie ze względu na relacje między Paulem a Fremenami.

Generalnie rzecz biorąc kwestia cultural appropriation jest kwestią dosyć ważną. Dobrze by było, gdyby jednak osoby z innych kultur dostały swój głos w kulturowym mainstreamie i, dodam, chodzi tu tylko o to. Jeśli to nie zawsze jest do końca możliwe, potrzebna jest naprawdę duża wrażliwość. Hollywood tej wrażliwości często brakuje albo często nie nadąża ona za sytuacją.

Problem polega na tym, że waląc w Hansa i to jeszcze waląc w niego za Króla lwa, twórca takiego tekstu (chodzi mi o tę reckę) się ośmiesza. Jeśli pamiętacie mój wywiad i wcześniejsze wypowiedzi, to historia Lebo pokazuje raczej, że Hans uratował mu tak naprawdę w pewnym sensie życie (przynajmniej to artystyczne). Pozwolę sobie przypomnieć historię: Lebo był uchodźcą z RPA i pracował dosłownie (chyba podśpiewując przy pracy) na stacji benzynowej. Hans nie dość, że wziął go do Power of One, to jeszcze poleciał do RPA, gdzie te chóry zostały faktycznie zorganizowane i nagrane dosłownie bodaj na sali gimnastycznej sali w Johannesburgu. Tak samo w RPA nagrano (bez udziału Hansa, który miał zakaz wjazdu do kraju, zniósł go dopiero osobiście Nelson Mandela, choć pewnie tak, że generalnie zniósł tego typu listy i tyle) chóry w Królu lwie. I to jest rzeczywistość cultural appropriation Hansa.

A może jeszcze trzeba facetowi przypomnieć Ostatniego samuraja (poprosił solistów o granie, "jak was uczyła tradycja", co udało się na tyle, że w Japonii go spytali, gdzie zrobił tak dobry research), Helikopter w ogniu (wokal Senegalczyka w filmie o Somalii może wydawać się podejrzany, ale z drugiej strony Bruckheimer i Scott powiedzieli Hansowi "you're letting the wrong guys win", co akurat biorąc pod uwagę prawdziwą historię, czy raczej prawdziwe kulisy jatki w Mogadiszu, byłoby niedalekie od słuszności). Jakoś takich problemów nikt nie robił Williamsowi (akurat jemu, znajoma Japonka przyczepiła sie kiedyś, że muzyka jest dla niej zbyt chińska, ale film wywołał ostre kontrowersje za zatrudnienie chińskich aktorek w rolach Japonek; i MA to pewne podteksty historyczne, przez które sytuacja faktycznie jest niezręczna).

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 33788
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#167 Post autor: Wawrzyniec » pn wrz 06, 2021 02:37 am

Paweł Stroiński pisze:
pn wrz 06, 2021 00:31 am
Generalnie rzecz biorąc kwestia cultural appropriation jest kwestią dosyć ważną. Dobrze by było, gdyby jednak osoby z innych kultur dostały swój głos w kulturowym mainstreamie i, dodam, chodzi tu tylko o to. Jeśli to nie zawsze jest do końca możliwe, potrzebna jest naprawdę duża wrażliwość. Hollywood tej wrażliwości często brakuje albo często nie nadąża ona za sytuacją.
Niestety nie zgadzam się i mam odmienną, opinię co do każdego tutaj pojedynczego zadania.
Przede wszystkim już wystarczy zobaczyć jak teraz rozmawiamy o filmach i jakich zwrotów używamy: "cultural appropriation", "white savior narrative"... "Woke" język czasami zdaje się być komplikacją ważnie i podniośle brzmiących zwrotów z bardzo lichą zawartością. Ale na pewno mają one jedną wartość i to dość mocną, a jest to niszczycielska siła jeżeli chodzi o (to teraz ja użyję angielskiego zwrotu) "storytelling" i w ogóle możliwość wyrażania. Aż mi się przypomniało jak kiedyś reżyser/scenarzysta Lee Daniels powiedział, że "uważa za obraźliwe, kiedy biali piszą role czarnych postaci". I tak to analizując to rzeczywiście napisanie teraz powieści/scenariusza jest dość ryzykowne. Gdyż trzymając się słów pana Danielsa, to OK, w mojej powieści nie będzie postaci ciemnoskórych. Ale wtedy otrzymam zarzut o rasizm i że "#WawrzekSoWhite". To wtedy napiszę, postacie ciemnoskóre, ale zostanę oskarżony o "cultural appropriation" i że jak jako biały mężczyzna śmieć o nich pisać. O byłbym zapomniał dochodzi też kwestia kobiet,gdzie nie mogę pisać kobiecych postaci, gdyż nie jestem kobietą. A jak ich nie będzie u mnie w powieści, to jestem szowinistą, który uważa, że miejscem kobiety jest bycie przy garach i dlatego nie ma ich w mojej powieści" ...
I tak mogę to błędne koło kręcić, ale prawda jest taka, że już bezpieczniejszym i łatwiejszym wydaje się bieg w kąpielówkach z mrówkami przez pole minowe, podczas obustronnego ostrzału artylerii. Przynajmniej w tym wypadku mamy większe szanse, aby wyjść z tego cało.

I pozostając przy "storytellingu" to nie tylko zabija twórczość i sposób wyrażenia się, ale też formę oceniania historii, w tym wypadku filmów. To wystarczy sobie wziąć Variety, Hollywood Reporter, czy w ogóle recenzje filmów z mainstreamowych magazynach na przestrzeni tak, około ostatnich 10 lat. Toż dokładnie filmy są oceniane wedle tej tabelki, tych "fancy" "woke" zwrotów. Czy historia ma sens jest ciekawa, czy bohaterowie są dobrze zarysowani? to wszystko staje się drugorzędne. I potem zdziwienie, że przy takim filmowym potworze jak "The Last Jedi" krytycy się nie tyle co zachwycają, a wręcz masturbują do tego stopnia, że trzeba wejść na Pornhuba, aby odreagować nadmiar pornografii w ich recenzjach. Co z tego, że pod względem realizacji, scenariusza, bohaterów, czy poszanowania ludzkiego rozsądku wszystko leży, ale w postaci Rose Tico, "Asian" mają swoją "representation".

Przejdźmy więc do tej "reprezentacji" i tym głosie innych kultur w mainstreamie i jak ważny on jest... Właśnie tutaj się już pojawia moje pytanie: Dlaczego niby to jest ważne i dobre? :? Adam w sumie dobrze napisał:
Adam pisze:
ndz wrz 05, 2021 20:42 pm
Ten kto pisze takie rzeczy jest po prostu oszołomem.
To nie jest jego film, to nie jest film jego kraju, jego twórców. Dokąd zmierzamy z takimi bzdurami. Może dojdziemy do tego, że score do filmu o lądowaniu na Księżycu moze robić tylko ten, kto tam był? Czyli w tej chwili 3 ostatnich żyjących staruszków z 7 załóg…

Jak sobie jego arabski kraj zrobi taki film w jego rodzinnym arabskim kraju, to wtedy proszę bardzo, niech sobie krzyczy o rdzennego „swojego” kompozytora, ba o wszystkich z crew.


Ja sam mogę długo krytykować Hollywood, ale tutaj akurat mogę ich bronić, gdyż dlaczego byłoby czymś dobrym, aby przedstawiciele każdej kultury, każdej mniejszości były reprezentowane w hollywoodzkich produkcjach, czy w ogóle w jakichkolwiek produkcjach? Przede wszystkim mówimy o prywatnych produkcjach. Nie mówimy o sytuacji a la ZSRR, gdzie kultura jest podporządkowana do aparatu państwa. Czy też nie mówimy w ogóle o sytuacji, gdzie mamy produkcje przez media publiczne, tak jak chociażby BBC, gdzie np. w paśmie komediowym pojawił się w jednym serialu komediowym motyw z białą dziewczyną, która przychodzi do fryzjera prowadzonego przed dwie Afrobrytyjki i prosi, aby te zrobiły jej fryzurę a la Bob Marley. Na co te dwie Afrobrytyjki ją wyganiają. Na marginesie ten cały motyw nie tylko był obrazą, dla zasad wolnego rynku, ale także kultury i historii świata nie wspominając już o tradycji brytyjskiego humoru, który został spoliczkowan, zdeptany, opluty, a następnie zwymiotowanego na niego i opróżniono organizm z fekaliów i oddany gazy po najedzeniu się kapusty. Wracając, my tu mówimy o dużych, ale przede wszystkim prywatnych studiach, które kręcą te filmy. Nasz jedyny wkład to taki, czy zapłacimy potem za bilety i tym samym będziemy ich dalej "wspierać".

Oczywiście nie twierdzę, że to brzmi szlachetnie, ale dlaczego Hollywood ma być nagle bardziej wrażliwy? Nie ma jakiś podstaw prawnych, że np. produkując film, trzeba zadbać i zaprezentować mieszkańców Papui Nowej Gwinei.
Nie wspominając, że jeżeli chodzi o tę wrażliwość to właśnie ostatnio Hollywood przegina w drugą stronę. To wystarczy, że się wpisze w google "Netflix Adaptation" i co wtedy wyskakuje.

Obrazek

Dlatego też się żartuje, że do najnowszej produkcji Netflixa o Wikingach na castingach potrzebują "POC - People of Color". Zresztą musimy daleko szukać (wiem nie Netflix) i tylko przypomnę czarną Anne Boleyn.

Obrazek

A co do obrony Hansa Zimmera, to przyznaję obiektywnie, że to bardzo ładna linia obrony. Znaczy ona jest dla mnie całkowicie niepotrzebna, gdyż dla mnie jest ważne, aby muzyka brzmiała dobrze. I np. w tym przywołanym i dobrze "zresearchowanym" i dobrze "zculutarappropriatowanym" "The Last Samurai", to za wokal chyba nie odpowiadali Japończycy i mnie w to żadny sposób nie przeszkadza, czy nawet nie interesuje, gdyż co najważniejsze brzmi to dobrze.
Ale jak pisałem to jest dobra analiza i jeżeli w niedalekiej przyszłości Hans Zimmer zostanie postawiony przed trybunał za "Cultural Appropriation" i bycie starszym białym mężczyzną, to może mieć silną linię obrony i może jego prace nie zostaną spalone na stosie czy też "canceled". To już zdecydowanie gorzej będzie miał John Williams za te nieszczęsne "Wyznania Gejszy" , tutaj raczej sprawa jest nie do wygrania. :( W sumie też nie wiem co czeka spuściznę Jerry'ego Goldsmitha, gdyż jeszcze nie miałem okazji zapytać satanistów jak ocenią cultural appropriation Jerry'ego przy Omenie? Chociaż gdzieś już słyszałem, że podobno łacina Jerry'ego jest w paru miejscach trochę naciągana, a więc możliwe, że doszło tu jeszcze do obrazy uczuć religijnych satanistów.
Paweł Stroiński pisze:
pn wrz 06, 2021 00:31 am
Jest to nieco bardziej skomplikowane zwykle, ale nie w tym przypadku. Niezależnie od tego, jakie i ile było wpływów innych kultur (np. arabskiej) na Franka Herberta, jest to historia stworzona przez białego mężczyznę i główny bohater jest białym mężczyzną. Niektórzy traktują Diunę jako tzw. white savior narrative (czyli biedni niebiali ratowani przez białego, ostatnio przez to Green Book takie kontrowersje wywołało przecież, choć tam to było bardziej subtelne z różnych względów), właśnie ze względu na relacje między Paulem a Fremenami.
I na koniec, obiecuję, że to już jest KONIEC! I w sumie to mógłbym tylko tę część napisać jako odpowiedź na tę całą dyskusję. I są to dwa słowa, albo jedno SCIENCE-FICTION, FANTASTYKA! W żadnym innym gatunku... Żaden inny gatunek nie pozwala na tak bogate czerpanie z różnych kultur i mieszanie ich jak właśnie FANTASTYKA. Cyberpunk w ogóle opiera się na całkowitym wymieszaniu wszystkich kultur, co też jest logiczne patrząc jaki mamy dostęp do wiadomości z całego świata, ale także patrząc na światową migrację. Ale przede wszystkim fantastyka, która jest fikcją pozwala na takie postępowania, mieszanie i czerpanie z kultur. I to, że Frank Herbert zaczerpnął sobie coś z kultury arabskiej do stworzenia swojego fikcyjnego świata (gdyż miał do tego cholerne prawo) to znaczy, że popełnił jakieś przestępstwo, albo, że teraz tylko Arabowie mają prawo do Diuny? :?
Całe Gwiezdne wojny George'a Lucasa to oparcie się na różnych kulturach i mieszanie ich. Mówienie wyłącznie o samurajach, to zbyt duże uproszczenie, gdyż George wszystko tam wrzuca, przez co też staje się to uniwersalne. Zresztą w making-offach, opracowaniach, a nawet wywiadach wszystkie osoby pracujące przy Gwiezdnych wojnach mówią o tym jakimi to kulturami się inspirowali i tam się pojawia wszystko od Japonii, Afrykę, Średniowieczną Europę, Chrześcijaństwo itd. itd. I tak George Lucas zrobił te wszystkie straszne rzeczy jako biały mężczyzna, aby stworzyć swój mityczny świat.
I nawet jak Herbert inspirował się kulturą arabską przy "Diunie" to koniec końców to fikcja, to fikcyjna planeta i tak jak długo ktoś otrzyma prawa, to nawet bezrobotny jeż może ją zaadaptować czy skomponować do niej muzykę.

Wow! Ale się rozpisałem! :shock: Ale cóż długi film, długi soundtrack to i posty długie. :)
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#168 Post autor: Paweł Stroiński » pn wrz 06, 2021 12:50 pm

Sprawa jest akurat prostsza niż sądzisz. Nie chodzi o to, by nie wykorzystywać postaci z innych ras czy płci, tylko o to, by nie opowiadać historii, które są ich w kontekście tego, co sami doświadczyli. Podam klasyczny przykład pozytywny:

Training Day. Co prawda Denzela czarni (tak, czarni. W tej chwili odchodzi się od bezsensownego "African American" i mówi się po prostu blacks) skrytykowali za to, że grał złoczyńcę, bo chyba oczekiwali, że każda ich gwiazda powinna być kolejnym Sidneyem Poitier (który w pewnym momencie postanowił, że nigdy nie zagra postaci, która NIE BYŁABY pozytywna, właśnie ze względu na civil rights movement, który zaczynał wtedy szaleć), to jest to przykład o tyle dobry, że o ile scenarzysta jest białym o chyba częściowo hiszpańskim pochodzeniu ("ayer", czyli wczoraj po hiszpańsku), to wychował się w South Central, czyli dzielnicy gangów. Reżyser jest czarny (Antoine Fuqua w filmie, którego do tej pory nie przebił; zresztą Ayer skądinąd też nie). Najlepsze jest to, że cała historia wyszła albo dokładnie w momencie, albo zaraz przed wybuchem afery Rampart, w której antynarkowytkowi policjanci z posterunku policji Rampart zostali oskarżeni o masowe naduzycia, morderstwa (podobno wręcz rywalizowali, kto zabił więcej osób) i masową korupcję (by powiązać dwa ostatnie punkty, tylko pozwolę sobie przypomnieć, że w tej chwili podejrzewa się, że jedno z najsłynniejszych nierozwiązanych morderstw raperów w USA zostało wykonane przez jednego z oskarżonych w ramach Rampart gliniarzy i zostało zlecone przez Suge'a Knighta - kto widział Straight Outta Compton albo kojarzy historię rapu w LA, ten wie - u którego gliniarze dorabiali po godzinach jako ochrona). Więcej, tutaj odrobina cultural appropriation bardzo ciekawa, bo w drugą niż zwykle stronę: Denzel oparł wygląd swojej postaci na przywódcy skorumpowanych gliniarzy Rafaelu Perezie. Tym jest to ciekawsze, że kiedy kręcili film, śledztwo wciąż trwało i Perez nie został jeszcze bodaj aresztowany, a tym bardziej skazany. Co z tego wyszło? Świetny, mocny film, zawierający elementy pięknego tropu "ryba z wody" (młody biały glina musi sobie poradzić w dżungli, a w South Central naprawdę by można zrobić survival horror w pewnych czasach). Lokalne gangi zresztą pomagały (w zamian za możliwość statystowania, naprawdę!) zagwarantować bezpieczeństwo ekipie i nawet filmować w jednej z najtrudniejszych dzielnic miasta.

Ale wracając do kwestii na serio. Chodzi o to, by zwrócić uwagę na cudze doświadczenie i zadać sobie pytanie, czy to właśnie ja (i dlaczego właśnie ja!) powinienem o tym opowiadać. Nie chodzi o to, że nie możesz zrobić filmu, w którym Twój bohater zakochuje się nawet w niebiałej kobiecie. Tylko chodzi o to, żebyś przypadkiem nie próbował tego wcisnąć w ramy, w których ta kobieta miałaby doświadczenia, o których możemy przeczytać co najwyżej w podręcznikach historii i nie do końca wiemy sami z siebie, co mogła przeżywać i w którym mogłaby, a może i powinna być w rzeczywistości jej protagonistką. White savior narrative? To jest rzecz o tyle skomplikowana, że wtedy wykorzystujemy trop, w którym biały cywilizowany (ważne), najlepiej mężczyzna, MUSI pomóc osobie innej rasy, bo przecież ta sama z siebie sobie nie poradzi. I wiesz, OK, że mogło być tak naprawdę. Rzecz staje się jednak dość mocno podejrzana pod względem kulturowo-politycznym, jeśli tego białego, który musi pomóc czarnemu i który jest w filmie jakieś 10-15 minut najwyżej, gra największa gwiazda i przy okazji producent filmu (wiesz, do czego piję, zresztą tłumaczył się potem, że gdyby tego nie wziął, mogłyby być problemy z dystrybucją; no nie jestem do tego stuprocentowo przekonany, bo inni znani aktorzy za tym też stali). Pytanie nie jest o to, co można, a czego nie można zrobić, tylko raczej o kontrolę własnego ego. Ja się cieszę, że Czarną Panterę zrealizowała ekipa czarnoskóra (Goranssona się nikt nie przyczepi, bo rzecz polega na tym, że on, tak jak i Hans czy Horner, skądinąd, choć nie aż do tego stopnia; Goransson "pojechał" wręcz Rozsą pod tym względem) robili bardzo powazny research i rozmawiali z artystami, którzy mają to zagrać (co do Ostatniego samuraja, tak, jest to chór Navajo, ale przypomina to okrzyki kakegoe, te, które wykorzystał w swojej Godzilli McCreary). W przypadku Hansa i Hornera (nie wiem, czy Ludwig miał takie instrumenty/solistów poza chórem) nawet zachęcali do improwizacji, bo wychodzili ze słusznego założenia, że micromanagement tu nic nie da zupełnie.

Jest to kwestia bardzo prosta. W ostatecznym rozrachunku tak naprawdę chodzi nie o to, czy sama zasada jest zła (niekoniecznie), ale o to, czy mamy umiar (zdecydowanie nie mamy i jest to przesada). A jak umiar jest, to można tę kwestię sprowadzić do prostego kwestionariusza:
1. Czy mogę opowiedzieć tę historię? (odpowiedź prawie zawsze jest twierdząca);
2. Czy powinienem opowiedzieć tę historię?
Jeśli nie:
3. Czy mogę coś zrobić, by opowiedzenie tej historii przeze mnie było OK? (szeroko rozumiany research, łącznie z rozmową z osobami, których dana historia wciąż dotyka, i to po kilkuset latach czasem; ostatnie badania odkryły, że trauma zapisuje się w DNA, dosłownie; a także możliwość zwiększenia reprezentacji, jeśli nie bezpośrednio poprzez np. casting, to przynajmniej przez odpowiednią ilość konsultantów, jeśli sam jesteś z danej grupy zainteresowanej, to wtedy pytanie 2 w ogóle Cię nie dotyczy, ale możesz pozwolić sobie na więcej, bo masz prawo sądzić, że sam rozumiesz swoje własne doświadczenie i historię najlepiej).
Jeśli nie:
4. Odpuść sobie. Może się zdarzyć, że zostaniesz o to wręcz poproszony w punkcie 3. Wtedy musisz uszanować prośbę.

A DIuna? Zrobienie SF multi-kulti niezależnie od wpływu jednej kultury (jakim cudem Herberta nie posądzono o cultural appropriation dziś? Tylko to się akceptuje, ale Hansa już nie), jest wręcz Salomonowym wyborem.

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#169 Post autor: Paweł Stroiński » pn wrz 06, 2021 12:54 pm

Swoją drogą POC jest teraz postrzegane jako obraźliwe.

Awatar użytkownika
kiedyśgrześ
+ W.A. Mozart +
Posty: 5925
Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#170 Post autor: kiedyśgrześ » pn wrz 06, 2021 15:46 pm

Widzę, że Wawrzynie „Okrągłogłowemu Ryanowi” Ostatniego Jedli nie odpuści :D
Paweł Stroiński pisze:
pn wrz 06, 2021 12:54 pm
Swoją drogą POC jest teraz postrzegane jako obraźliwe.
a Latinx :?: pytam na wypadek gdybym jakiegoś Latynosa na drodze spotkał :D
Obrazek

Awatar użytkownika
qnebra
Zdobywca Oscara
Posty: 2981
Rejestracja: pn mar 11, 2013 12:28 pm
Lokalizacja: Zadupie Mordoru

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#171 Post autor: qnebra » pn wrz 06, 2021 15:58 pm

kiedyśgrześ pisze:
pn wrz 06, 2021 15:46 pm
]a Latinx :?: pytam na wypadek gdybym jakiegoś Latynosa na drodze spotkał :D
Jest durne i wyśmiewane przez samych Latynosów.

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#172 Post autor: Paweł Stroiński » pn wrz 06, 2021 16:25 pm

Żeby było jasne: person of color jest krytykowane przez samych zainteresowanych, którzy właśnie nie chcą być definiowani przez swoją niebiałość.

Rzecz w tym, że o ile część mniejszości faktycznie zwraca uwagę na problem, który rzeczywiście istnieje, to wszelkiego rodzaju problemy robią... nazbyt gorliwi biali, którzy przy okazji wylewają dziecko razem z kąpielą. Ale to dłuższy temat do dyskusji.

Wracając do DIuny i do Mazzaro. Na dzień dzisiejszy, z wyjątkiem ostatniego kawałka, gdzie dopisany jest Klaus Schulze, wszystkie utwory są przypisane samemu Hansowi. Więc na dzisiejszą wiedzę (czy to z cue sheetów czy rozmów Hybrida wewnątrz RCP) - szkicownik jest samego Hansa.

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26132
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#173 Post autor: Koper » pn wrz 06, 2021 19:27 pm

Paweł Stroiński pisze:
pn wrz 06, 2021 16:25 pm
Rzecz w tym, że o ile część mniejszości faktycznie zwraca uwagę na problem, który rzeczywiście istnieje, to wszelkiego rodzaju problemy robią... nazbyt gorliwi biali, którzy przy okazji wylewają dziecko razem z kąpielą.
Generalnie zgoda. Ci co najgłośniej krzyczą, że kolor skóry nie ma znaczenia, że wszyscy są równi i tego typu pierdoły, sami najbardziej zwracają uwagę na kolor skóry właśnie, podejmują kuriozalne decyzje obsadowe próbując na siłę uszczęśliwić ludzi o danym kolorze skóry czy pochodzeniu, sami jednocześnie dokonując przy tym segregacji.
Normalnym zdrowym odruchem winno być raczej traktowanie koloru skóry tak samo jak innej cechy fizycznej. Danny de Vito nie mógł zagrać Conana Barbarzyńcy nie dlatego, że był białasem z katolickiej rodziny włoskiego pochodzenia, a dlatego że miał półtora metra wzrostu (i pewnie miałby problem z dźwignięciem miecza). Z drugiej strony Jodie Turner-Smith w roli Anny Boleyn jest tak samo "trafną" decyzją obsadową jak John Wayne grający Czyngis-Chana. Itd. Itp.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#174 Post autor: Paweł Stroiński » pn wrz 06, 2021 20:18 pm

Czy Mickey Rooney w Śniadaniu u Tiffany'ego grający Japończyka tak, jakby za głośna sąsiadka rozpoczynała oblężenie zamku jego daimyo.

Awatar użytkownika
kiedyśgrześ
+ W.A. Mozart +
Posty: 5925
Rejestracja: sob lip 09, 2011 12:05 pm

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#175 Post autor: kiedyśgrześ » wt wrz 07, 2021 04:26 am

Paweł Stroiński pisze:
pn wrz 06, 2021 16:25 pm
... z wyjątkiem ostatniego kawałka, gdzie dopisany jest Klaus Schulze
Ten Klaus Schulze :?: Kaonashi jeszcze jeden kawałek z tych szkiców będzie zmuszony wymęczyć :?: :D :?:
Obrazek

Awatar użytkownika
Kaonashi
Joe Hisaishi
Posty: 13561
Rejestracja: pt sie 19, 2011 17:36 pm
Lokalizacja: Kraina Bogów

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#176 Post autor: Kaonashi » wt wrz 07, 2021 09:43 am

kiedyśgrześ pisze:
wt wrz 07, 2021 04:26 am
Kaonashi jeszcze jeden kawałek z tych szkiców będzie zmuszony wymęczyć :?: :D :?:
Już sprawdzone. 8) Ciekawostką natomiast jest, że Klaus miał swoją własną "Diunę". :)


youtu.be/zB4P_tKcUvs
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 33788
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#177 Post autor: Wawrzyniec » wt wrz 07, 2021 12:31 pm

A to Hans wykorzystuje jakiś istniejący już motyw Schulze, czy jest to coś całkiem nowego?
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#178 Post autor: Paweł Stroiński » wt wrz 07, 2021 13:32 pm

Właśnie to badamy :)

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 33788
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#179 Post autor: Wawrzyniec » wt wrz 07, 2021 17:37 pm

A czy to jest wiedza tak tajemnicza i dostępna z objętych tajemnicą hansową źródeł, że nie można byłoby samego Hansa w jednej z jego fanowskich grup spytać?
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Paweł Stroiński
Ridley Scott
Posty: 9316
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
Lokalizacja: Spod Warszawy
Kontakt:

Re: HANS ZIMMER - DUNE (2021)

#180 Post autor: Paweł Stroiński » wt wrz 07, 2021 19:26 pm

Jak sam nie znajdę to spytam :)

ODPOWIEDZ