Ennio Morricone - po koncercie...
: pt cze 08, 2007 11:46 am
Z przykrością muszę stwierdzić iż koncert mnie rozczarował... Nie o tyle sama postać wielkiego Włocha - wszystko po kolei:
1. Fatalnie wypadała sprawa nagłośnienia, parę głośników nie sprawi iż orkiestra zabrzmi naprawdę świetnie i z należytym uderzeniem dobije się do naszego ucha. Kto był oddalony od sceny na conajmniej 100m ledwo mógł dosłyszeć partie chórów w niektórych utworach:/ Zapewne wina to organizatorów, pewnie żeby VIPostwo nie miało za głośno:/ Też za to winie troszkę Morricone, który nie przeprowadził choćby maleńkiej próby na scenie aby zobaczyć jak sprawuje się nagłośnienie.
2. Kantata, która Ennio Stworzył na potrzeby tego koncertu to według mnie czysta kpina:/ Gdyby nie słowa czytane podczas trwania kantaty to chyba bym usnął… aczkolwiek bardzo ciekawie zaaranżowany chór trosze uratował ogólne wrażenie po 30 minutowej bardzo ubogiej muzycznie Kantaty Morricone.
3. Szkoda, że oprócz Misji, Dawno temu w Ameryce i Ofiar wojny nie dostaliśmy nic tak naprawdę z wielkich dzieł czy też ze spaghetti westernów:/ choćby Ectasy of Gold:/ przecież można to było z powodzeniem zagrać bez wokalistki:/ (przykład Kamena i jego wersji w prologu przed koncertem z Metallicą)
4. Bis… Niby czytało się jak to bardzo lubi Morricone Polaków, a jak dla mnie to ten trochę koncert był zrobiony na „odwał się” przyjechał pomachał pałeczką i pojechał=( Klaszcząca publika przez niemal 10minut dopominała się Bisu by otrzymać jeden 2 minutowy fragment.
Oczywiście nie neguje tu całego koncertu bo mogliśmy uczestniczyć w naprawdę szczególnym wydarzeniu. Jednakże ja oczekiwałem czegoś więcej niż zwykłego show…
Szkoda, bo w moich oczach wyglądało to zupełnie inaczej. Szkoda, bo byłaby szansa tym koncertem podkreślić ten znaczący jubileusz dla Krakowa a tak czuje „lekki” niedosyt.
1. Fatalnie wypadała sprawa nagłośnienia, parę głośników nie sprawi iż orkiestra zabrzmi naprawdę świetnie i z należytym uderzeniem dobije się do naszego ucha. Kto był oddalony od sceny na conajmniej 100m ledwo mógł dosłyszeć partie chórów w niektórych utworach:/ Zapewne wina to organizatorów, pewnie żeby VIPostwo nie miało za głośno:/ Też za to winie troszkę Morricone, który nie przeprowadził choćby maleńkiej próby na scenie aby zobaczyć jak sprawuje się nagłośnienie.
2. Kantata, która Ennio Stworzył na potrzeby tego koncertu to według mnie czysta kpina:/ Gdyby nie słowa czytane podczas trwania kantaty to chyba bym usnął… aczkolwiek bardzo ciekawie zaaranżowany chór trosze uratował ogólne wrażenie po 30 minutowej bardzo ubogiej muzycznie Kantaty Morricone.
3. Szkoda, że oprócz Misji, Dawno temu w Ameryce i Ofiar wojny nie dostaliśmy nic tak naprawdę z wielkich dzieł czy też ze spaghetti westernów:/ choćby Ectasy of Gold:/ przecież można to było z powodzeniem zagrać bez wokalistki:/ (przykład Kamena i jego wersji w prologu przed koncertem z Metallicą)
4. Bis… Niby czytało się jak to bardzo lubi Morricone Polaków, a jak dla mnie to ten trochę koncert był zrobiony na „odwał się” przyjechał pomachał pałeczką i pojechał=( Klaszcząca publika przez niemal 10minut dopominała się Bisu by otrzymać jeden 2 minutowy fragment.
Oczywiście nie neguje tu całego koncertu bo mogliśmy uczestniczyć w naprawdę szczególnym wydarzeniu. Jednakże ja oczekiwałem czegoś więcej niż zwykłego show…
Szkoda, bo w moich oczach wyglądało to zupełnie inaczej. Szkoda, bo byłaby szansa tym koncertem podkreślić ten znaczący jubileusz dla Krakowa a tak czuje „lekki” niedosyt.