Że co, proszę?Jedi-Master pisze: ↑czw lip 11, 2019 23:49 pm
Odnośnie piosenek okropnie zaaranżowane i zaspiewane i piszę tu o wersji oryginalnej.
Aranżacje są w jakiś 80% takie same.
"Circle of Life" brzmi praktycznie tak samo, "I Just To Wait To Be King" ma fajną aranżację a młody chłopak podkładający głos Simbie ma świetny wokal. "Be Prepard" jest zmieniony ( u nas nawet zmienili tytuł ) ale rozumiem, ze ta scena nie przeszłaby w tej samej wersji w filmie live action. "Hakuna Matata" brzmi fajnie, Timon nie irytuje mnie tak, jak w oryginale ale za to Pumba jest zbyt mało "Pumbowaty" . "The Lion Sleep Tunight" jest fajne, podobnie "Can You Feel The Love Tunight". Tutaj nie mam takiego poczucia,. jak w "Aladynie", gdzie nowe aranżacje piosenek są dosyć słabe.
Ale co Zimmer miałby dokomponować, skoro fabuła jest praktycznie ta sama a muzyka z oryginału pasuje? Sam wolałbym innego kompozytora i rozszerzenie filmu o sceny i piosenki z musicalu, ale w takiej wersji nie było co rozszerzać, choć film jest dłuższy od animacji o 29 minut. Przypomnijmy sobie jeszcze, jak wyeksponowana była muzyka na oryginale z 1994 roku - cztery utworu, z czego trzy to posklejane suity. Teraz jest lepiej i choć jest to ta sama muzyka, to pewne zmiany w aranżacji istnieją i dla mnie, jest to jeden z niewielu Zimmerów po 2005 roku, którego da się słuchać.Jedi-Master pisze: ↑czw lip 11, 2019 23:30 pmAkurat jak Zimmer eksperymentował to wychodziły dobre scory patrz Spider-Man 2, Black Hawk Down, Hannibal itd. Oczywiście nie chciałbym Dunkierki w nowym lwie, ale mógł się bardziej postarać, dokomponować jakieś nowe tematy i byłoby super, a Hansu poszedł po najmniejszej linii oporu. Mam już score z Króla Lwa od Disney Legacy i to wszystko co powinienem posiadać. Wolałbym już Jamesa Newtona Howarda, jak Zimmera, ale cóż płakał nie będę.z dwojga złego wolę odtworczosc Zummera, niż Jego eksperymenty.
Ok, ale ludzka pamięć jest zawodna. Kilka lat temu oryginalny "Król Lew" wrócił do kin w wersji 3D, oto fragment recenzji redaktora Filmwebu:Jedi-Master pisze: ↑czw lip 11, 2019 23:15 pm
Oryginał jest świetny i basta, piszesz co mogliby dodać pewnie nic to po co kręcić drugi raz to samo. Rozumiem, że to dla nowego pokolenia, które musi mieć film z komputerowym CGI, bo takie czasy itd. Jak puściłem córce zwiastun nowej wersji to powiedziała, że wersja rysunkowa fajniejsza więc coś z tym stwierdzeniem, że takie, a nie inne czasy, nowe pokolenie itd. mnie nie przekonują. Ludzie pomału zaczynają się nudzić tymi odgrzewanymi kotletami, Ja wolę jakieś nowe historie, nowe fabuły, a nie w kółko to samo.
https://www.filmweb.pl/review/Lwi+transfer+w+3D-11590W dużym stopniu na ten tryumf złożyła się przebojowa ścieżka muzyczna, bo zgodnie z filozofią studia widowisko zostało pomyślane w dużej mierze jako musical. Piosenki oddają większą część fabuły, co sprawia, że nie należy ona do szczególnie pogłębionych. Rzutuje to oczywiście na charakterystyki bohaterów. Kiedy bardziej pamięta się wrażenia z seansu sprzed lat niż sam film, łatwo zapomnieć, że ta "epicka" opowieść trwa ledwie 80 minut. Nie ma więc wiele czasu na rozwijanie bohaterów czy mierzenie się z dramatami, których sens nie mieściłby się w słowach wpadającej w ucho piosenki. Nie brak tu więc dramaturgicznych skrótów i uproszczeń.
Złowrogi i przebiegły Skaza, kiedy tylko wymaga tego sytuacja, daje podręcznikowe przykłady imbecylizmu. A Simba w dorosłej postaci wydaje się równie niedojrzały, jak w dzieciństwie i doprawdy nie wiadomo, dlaczego pod jego rządami zwierzętom miałoby być lepiej niż pod ciężką łapą wuja. Najmłodszych widzów, odbierających film bardziej wrażeniowo, nie będzie to pewnie wytrącało z rytmu. Jednak bohaterowie Pixara nie robią nam dziś takich numerów. "Król Lew" to ciągle kawałek historii kina i imponujące widowisko, ale kto od 1994 roku widział w animacji to i owo, może pożałować powrotu do Afryki. Nostalgiczna wycieczka na własny rachunek.
Nikt już nie pamięta, jakie wrażenie "Król Lew" robił w 1994 roku, że "Kino" pisało, iż Disney dorósł i zmądrzał, teraz film jest "infantylny" i "dziecinny". Mało tego, na YT, osoby, które zarzucają tym filmom live action, że to to samo co w animacjach, mówią, że Oni tak w ogóle nie mają sentymentu, nie tylko do animacji z tzw. drugiej Złotej Ery Disneya, ale i do klasyków z lat 60-tych, 50-tych, 40-tych, itp. Skoro obecni trzydziestolatkowie gardzą klasyka, to co dopiero dzisiejsi dziesięciolatkowie, którzy mają swoje PlayStation, Xboxa, Nintendo, kreskówki z kablówki i głupie jak but animacje 3D? To dla nich powstają te wersje live action, żeby te historie nie zaniknęły.
A na koniec:
youtu.be/vbjbz1aX3TQ
Dla tej piosenki zakupię CD.