BUM BUM BUM
Trochę to smutne, nie dość, że film w kinie w którym byłem grany był chyba w najmniejszej możliwej sali. To na dodatek były w niej tylko trzy osoby
. Ale do rzeczy. Zawsze wyczekuję na współpracę obu panów, gdyż ona owocuje czymś unikatowym i tak jest w tym przypadku. Szalona wyobraźnia oraz pedantyzm reżysera nie zna granic. Wszystko zrobione jest od linijki. Przyjęta przez Andersona konwencja nie wiem czy ewoluuje, ale na pewno z każdym filmem jest bardziej dopieszczana. Aż chciało by się godzinami podziwiać te niezwykłe tła dopracowane w każdym detalu, pełne koloru i pasji. Elementy scenografi pokazują jak znakomicie odwzorowana została japońska architektura. Te wszystkie futurystyczne laboratoria, budynki, pagody, roślinność, bardzo charakterystyczne dla kultury japońskiej - Torii oraz drzeworyty szczególnie na początku podczas przedstawiania historii rodu Kobayashi(wydawało mi się, że widziałem
Wielką falę w Kanagawie na której były psy/koty
) . Efekt jest zniewalający. A najbardziej podobały mi się sceny walk i wybuchów gdzie dym/kurz zastąpiona czymś w rodzaju waty. Połowę z tych kadrów jakie widzimy w filmie ustawiłbym sobie jako tapetę w komputerze a drugą połowę włożył bym w ramkę i powiesił na ścianie. Podziwiam ludzi którzy nad tym pracowali. Naprawdę czapki z głów. Tu kryje się prawdziwy artyzm.
Co do muzyki to na początku byłem bardzo sceptycznie nastawiony. Początkowo obcowanie w płytą niestety było dla mnie dosyć męczące. Jednak po kilkunastu odsłuchach zacząłem ją coraz bardziej doceniać. Zacząłem bardziej wgłębiać się w zamysł jaki tu zastosował kompozytor. I doszedłem do wniosku, że dawno nie słyszałem ścieżki, w której kompozytor potrafi w niezwykły sposób wykrzesać z tak ograniczonego instrumantarium tyle wymowności. Jeżeli chodzi o działanie w filmie to jest jeszcze lepiej. To właśnie muzyka napędza ten film. Nadaję mu rytmu. Jest jego integralną częścią. Dopasowane idealnie do każdej sceny bębnienie(i nie tylko) Desplata, jest związana z obrazem jak nigdy dotąd. Nie jestem pewien, ale wydawało mi się, że zmiany scen czy kadrów są właśnie jej podporządkowane. Desplat dopasował się fenomenalnie do klimatu jaki panuje w filmie czyli utopionym w srogim obrazie japońskiej metropolii. Bardzo symbolicznie jest też wplecenie w ścieżkę znaku rozpoznawczego głównego bohatera i jego pupila w tym przypadku gwizdania(o którym pisał hp_gof). Tyle, że w filmie ten motyw jest bardziej rozwinięty. Złapałem się nawet po obejrzeniu filmu na pogwizdywaniu owego motywu. Piosenki oraz kompozycje Watanabe są udanym dopełnieniem zamysłu reżysera. Moim ulubieńcem jest
Tokyo Shoe Shine Boy bardzo szybko wpada w ucho
.
Bardzo podobał mi się też klimat filmu. Cała ta polityczna otoczka skąpana w obrazie bezwzględnego reżimu. Uprzedzenia budowane przez działającą władzę, walka szkolnego
the Resistance, propaganda itd. Oczywiście łatwo zauważamy w tym wszystkim odzwierciedlenie w dzisiejszych czasach. Oprócz tego bardzo emocjonalna podróż chłopca by odnaleźć swojego przyjaciela. Nie ukrywam, że trochę mnie to dotknęło(szczególnie wątek Chiefa), gdyż sam jestem posiadaczem psa. Oczywiście do kotów nic nie mam, bo tak się zdarzyło, że nigdy nie miałem kota
. Więc nie oceniam.
Właśnie takie filmowo-muzyczne eksperymenty trzeba podziwiać i doceniać, bo są rzadkością w dzisiejszych czasach gdzie przemysł filmowy zdominowany jest przez niewiele warte kino rozrywkowe. Po raz kolejny uważam że ta współpraca na linii reżyser-kompozytor jawi się jako jedna z najciekawszych jakie możemy spotkać teraz w świecie kina. Jestem ciekaw w jakie magiczne miejsce reżyser zabierze nas następnym razem. I czy muzyka Desplata będzie równie zaskakująca.
BUM BUM BUM
Desplat w napisach był po lewej stronie? Kurde nie zauważyłem. Za dużo nazwisk na ekranie