Szkoda, bo wydaje mi się, że Tomek poruszył bardzo ważną, prawie że historyczną sprawę. Powody te trzeba zbadać, najpierw jednak analizując rolę underscore w muzyce filmowej, zwłaszcza tej ostatniej.
Może i historycznej, kto wie, czuje się zaszczycony

, ale tu się zgadzam trzeba to zbadać i powody mogą być równie ciekawe co sama muzyka
Ale się Hornerowi dostaje.

. Masz trochę racji z nim, ale on też tu siebie szuka, wydaje mi się. .
Nie zrozum mnie źle, ja nie życzę źle Hornerowi, wieloma swoimi ścieżkami dźwiękowymi zapewnił mi fantastyczne momenty, tylko że... w ostatnim czasie jego kariera jakoś mnie szczerze mówiąc mało interesuje, gdyż wiem jak jego muzyka będzie brzmieć i zazwyczaj się nie myle. Zostało w nim w tej chwili mało zaskoczenia, choć to podyktowane może być właśnie tym co mówisz, szukaniem nowego stylu, brzmienia. Tylko, że gdzie inni kompozytorzy w swoim szukaniu potafią być niezwykle intrygujący (ZImmer, Williams, Elfman), Horner jest zwyczajnie nudny. Pozostaje tylko zagłębianie się w technicznych aspektach muzyki, a to dal mnie zdecydowanie za mało, gdyż chcę odbierać muzykę jako przede wszystkim rozrywkę (w dobrym tego słowa znaczeniu), tym czym muzyka powinna być, nie natomiast jako obiekt do analiz.
Tak samo broniłbym ostatnich decyzji Zimmera dotyczących elektronicznych preferencji ostatnich projektów. W stosowaniu orkiestry wiele dalej zapewne nie zajdzie (chyba, że przypadkiem trafi mu się orkiestrowa praca koncertowa na zamówienie, gdzie będzie musiał się do tego bardzo poważnie przyłożyć, ale Hans Zimmer jest ostatnią osobą, po której bym się takich zamówień spodziewał) i szuka nowych środków wyrazu w elektronice, która ma nieograniczone możliwości.
A ja bardzo chciałbym coś takiego od Zimmera usłyszeć. Myślę, że podołał by temu z wielkim sukcesem, zresztą nie od dziś twierdzę, że Zimmer powinien rzucić w kąt syntezatory, bo twierdzę że nie są one mu już potrzebne (oczywiście nie tak do końca), doszedł do takiego punktu swojej kariery, że śmiało może korzystać z usług tylko orkiestry. Problem leży jednak w doborze projktów - jeżeli dalej będzie pisał do kina akcji/przygody itd. dalej będziemy słuchać takiego Zimmera. Czy twierdzisz, że orkiestrowe/akustyczne brzmienie ma ograniczone możliwości wyrazu, ja bym powiedział coś dokładnie innego. To elektronika jest ograniczona, ponieważ zawsze będzie tylko imitować "żywe" dźwięki i brzmienia.
Czasem wydaje mi się, że kompozytorzy na siłę szukają własnego brzmienia. Do tego trzeba mieć osobowość. I na tym polega moc Goldsmitha (nawet w ostatnich pracach, bardziej zorientowanych na underscore), Zimmera, Jamesa Newtona Howarda, Johna Williamsa, Howarda Shore'a czy Johna Powella. Ceńmy ich właśnie za to.
I cenimy

Dlatego denerwuje mnie wynoszenie pewnych twórców do miana gwiazd, które właśnie tej osobowości nie posiadają. Nazwiska pominę milczeniem.
Czy nie byłoby miejsca na tematyczne score'y Poledourisa? Wszystko zależy od przyjętej konwencji, tak jak w niżej wspomnianym Sky Kapitanie. Czy nakręcony dzisiaj Tańczący z wilkami przez dajmy na to Ridleya Scotta nie potrzebowałby score tematycznego tak jak score Barry'ego? Czy Indiana Jones w reżyserii Michaela Baya (nie martw się, prowokacja

) nie potrzebowałby score Williamsa, jeśli Bay przyjąłby konwencję przyjętą przez Spielberga? Oczywiście, że w obu przypadkach nie dało się tych partytur zrobić inaczej. Staroświecki (w dobrym tego słowa znaczeniu) western czy film przygodowy będzie miał muzykę tematyczną, chyba że reżyser za przeproszeniem zapomniał o lekach.
To, prawda, zależałoby od konwencji, ale zauważ, że takich filmów się już prawie nie robi... Dlatego nie ma już prawie takiej muzyki. Tęsknie za nią, jakby nie była staroświecka. Dlatego też Poledouris miał tak fenomenalne wejścia w latach 80-ych a dziś grzeje ławę, ale to ponoć również jego prywatny wybór.
Giacchino dobrze radzi sobie z elektroniką, o czym świadczy technoidalny wręcz Alias. Ale też potrafi pisać w stylu Williamsa. Shearmur - chyba znasz doskonałe prawie K-Pax. Bardzo cenię ten elektroniczny score. Sky Captain jest w stylu retro, ale nie zapomnij o jednej rzeczy. Przełomem w latach siedemdziesiątych była ścieżka też specjalnie pisana w stylu retro. Gwiezdne wojny, bo rzecz jasna o nich mówię, odniosły wielki sukces i uważa się ten score za impuls do wielkiego powrotu orkiestry w muzyce filmowej. Film Conrana z tego co wiem był porażką, dlatego score nie odniósł sukcesu. Nie zapomnijmy też o tym, że mało brakowało, a zamiast jednego z najbardziej tematycznych score'ów lat osiemdziesiątych by nie było, bo producent nie chciał muzyki w starym stylu a piosenki. Mówię o Conanie barbarzyńcy. Czy możemy przewidywać jak będzie brzmiała muzyka za parę lat? Owszem, jeśli będziemy wiedzieć, co mają zamiar kręcić w przyszłości i kogo do tego zatrudnią.
Doskonały przykład Gwiezdnych wojen, tylko że Star Wars mimo iż czerpiąc dużo z przeszłych dokonań golden age'u hollywoodzkiego były kompletnym szokiem, nową świeżością, przebojową brawurą i mogły ruszyć lawinę wysypu tego typu ścieżek w przyszłości, natomiast Sky Captain mimo swojego uroku żadną świeżością nie jest, bo jest tylko imitacją w/w. Niestety ten trend w tej chwili przymiera i raczej nie nastwaiam się na słuchanie tego typu muzyki filmowej w przyszłosći.
To jest poważny problem dzisiejszych ścieżek. To znaczy, nie dla mnie, bo do mnie szybciej dociera AI, Batman czy War of the Worlds niż Hook, przykro mi, ale taki już jestem. Prawdą jest, że na początku taki Batman czy nawet Królestwo Niebieskie mogą odstraszyć. W przypadku np. Pasji (też dobry przykład) pierwsze, co przyjdzie do głowy to kopie z Zimmera (a nawet, jeśli ma się okładkę, fakt, że Debney wykorzystał tego samego solistę, co Niemiec). W Królestwie niebieskim doskonałe partie chóru (za to tak naprawdę cenię score Gregsona-Williamsa).
No i to samo tutaj

TO jest niezwykle ciekawe, tylko słuchacze przeważnie nie mają cierpliwości do tego typu muzyki, bo ta muzyka jest bardzo trudna w przejściu na początku. Nie musi ci być przykro

Co do Pasji nadal się nie zgodzę, owszem Debney poszedł w modernizm uprawiany przez Zimmera, ale ta ścieżka jma swój głos, ma tyle oryginalnych rozwiązań i elementów, że nie mogę się zgodzić, iż to kopia Zimmera. Zimmer pisywał podobne ścieżki, ale to jeszcze nie powód do porównań. A osoba Tillmana - z jego usług korzysta wielu kompozytorów.
Ale z drugiej strony, im więcej czasu spędzisz z tą ścieżką, tym większą masz satysfakcję z odkrycia tych detali.
Otóż to! O tym właśnie mówimy
Nie mówię, że nie ma tych szczegółów w Wojnie światów, ależ są. Inaczej score by napisał Gondol Jerzy znad Wisły, a nie John Williams. Bardzo cenię sobie muzykę akcji Williamsa, chociaż wcale tak unikalną bym jej nie nazwał. To score detalu, brakuje mi tylko jakiejś krótkiej melodii spajającej, nawet w muzyce akcji. To nie jest wielki grzech, ale po prostu ułatwiłoby zorientowanie się nawet w ścieżce.
No cóż, Williams całe życie stawiał na melodykę w muzyce akcji, raz postanowił nie. MYślę, że to wspólna decyzja Williamsa i Spielberga. Może i straszna, ale ile można chodzić po udeptanym gruncie...?
Chcemy czy nie, muzyka filmowa stała się ostatnio czymś o charakterze bardziej intelektualnym niż emocjonalnym. Trzeba mieć tego świadomość. Może się to nie podobać, ale trzeba to przynajmniej szanować i mieć nadzieję, że tematyka kiedyś wróci.
Hmmm...Myślę, że dużo w niej emocjonalności, przez to staje się intelektualna. Dziś przedkładam każdy score, czy jego fragmenty które mają emocjonalność nad każdą muzyką akcji, jakby niesamowicie przygodowa nie była, choć kiedyś bywało inaczej, ale to chyba przychodzi z czasem. Tematyka dalej jest, tylko jakaś taka mało wyrazista, a może my za dużo wymagamy?
