Ja się wypowiem trochę dłużej
Po pierwsze, zawsze sobie obiecuję, że nie pójdę więcej do IMAXa, bo po każdym seansie głuchnę, no ale tym razem przynajmniej mam plakat w ramach rekompensaty. Strasznie też nie lubię, kiedy w blockbusterach miks dźwięku jest tak zrobiony, że efekty dźwiękowe zagłuszają muzykę i/lub muzyka jest poszatkowana. Tutaj miejscami tak było.
Zacznę od highlightów: bardzo mi się podobała sekwencja początkowa pod utwór pierwszy:
Godzilla! Przeszły mnie ciary. Faktycznie, tak jak Templar mówi, mogło być ciut głośniej, ja bym nawet dodał, że dźwięk mógł być nawet czystszy, bo jednak wolę jak w nagraniu wyróżniają się różne instrumenty, ale to już szczegół i taka moja fanaberia. Nie pamiętam dużego filmu, w którym Desplat napisał muzykę pod napisy początkowe, w dramatach to i owszem, ale tutaj było takie głupie uczucie, że kończy się ostatnie ujęcie i nagle wskakujemy w środek napisów końcowych, bo te plansze directed by itd. były już zaprezentowane wcześniej.
Drugim highlightem jest utwór, który w filmie pojawił się bodajże dwa razy plus trzeci raz w napisach końcowych, czyli motyw Godzilli w jednej z aranżacji, tym razem na chór, o który tak się Adam martwił
No może przesadziłem z tym highlightem, ale zwróciłem na niego uwagę, bo to jest jedyny kawałek, którego naprawdę brakuje na płycie, a spokojnie by go zmieścili. Aczkolwiek nie jest to nic nadzwyczajnego.
Trzecim highlightem jest na pewno końcówka, czyli ostatni utwór, choć tutaj Desplat uderza w ckliwość (w połączeniu z obrazem).
A tak poza tym, to fajne są wszystkie przejścia pomiędzy scenami, kiedy się przemieszczamy po różnych miejscach, tyle że są nieco anonimowe mimo wszystko i bardziej ma się wrażenie, że jest "głośno" i jest "akcja" niż "ooo, to jakiś tam motyw/ooo, jaka ładna melodia, zapamiętam ją sobie i będę sobie gwizdał po wyjściu z kina". Ogólnie muzyka jest bardzo ilustracyjna i o ile na płycie jest dość spójna i kreuje przyciężkawą, tajemniczą atmosferę, tak w filmie poza kilkoma momentami czułem się wobec niej obojętny.
Momenty liryczne jak na Desplata wyjątkowo anonimowe, powiedziałbym, że słabe.
Co do potworów, to są świetne! Zarówno MUTO (których polskie tłumaczenie mnie dobiło...), ajk i przede wszystkim Godzilla! On jest rewelacyjny, patrzyłbym na niego jak w obrazek nawet przez wieczność
Ujęcia walki potworów pokazywane z perspektywy ludzi fantastyczne, jedno ujęcie panoramiczne całych potworów walczących ze sobą wyglądało ciut groteskowo (przynajmniej przez chwilę w głowie pojawiły mi się te kukły z oryginalnego filmu z 1954
). Artystyczne ujęcia w końcowych walkach były naprawdę świetne.
Oczywiście pozostał ślad tep-tracku w postaci Ligetiego użytego podobnie jak w zwiastunie w scenie skoku ze spadochronem, co jest wg mnie epic failem... Może jestem zbyt rygorystyczny, ale nie cierpię cytatów z innych kompozytorów. Albo zatrudniamy kompozytora, żeby napisał całość, albo nie kręcimy filmu
Jeszcze jeden highlight to przeprawa Godzilli przez most - jak podpływa, to muzyka świetnie oddaje nastrój
Co do gry aktorskiej - Bryan Cranston był niezły, Ken Watanabe mi się nie podobał, przez większość filmu stał jak osłupiały, Aaron i Olsenowa też dosyć drętwi, postać Straihairna to jakiś idiota, ja bym na jego miejscu tego japońca wypierdolił za to co zrobił, a tak Watanabe się kręcił i kręcił i gapił... Generalnie scenariusz przeciętny... Nie był denny, ale też mogło być lepiej. Gdyby nie reżyserskie oko, które pokazało potwory z ciekawej perspektywy, to by mogła być trochę klapa.
Wracając do muzyki: główny motyw, wbrew pozorom pojawia się bardzo często, tylko nie jest on chwytliwy i jego aranżacje w zasadzie ograniczają się do krótkich jego fragmentów.
Last Shot zagłuszone trochę przez walkę potworów (aczkolwiek końcówka tej sceny epicka
). W ogóle byłem zdziwiony, że muzyka pod napisy końcowe była tak fajnie zmontowana i poszczególne kawałki płynnie przechodziły między sobą
Dobra, nie chce mi się robić dogłębnej analizy. Generalnie poziom muzyki jest adekwatny do poziomu filmu: przeciętny, aczkolwiek ma kilka ciekawych momentów. A więc jest lekkie rozczarowanie jednym i drugim. Płytkę jednak kupię, bo ładna (i tania, jak to pieprzone Sony wyda w końcu w Polsce!) i lubię słuchać niektórych kawałków. Ocena na płycie, w filmie i ogólna - takie same, czyli
3,5/5. Zastanawiałem się przed seansem nad 4, bo się wgryzłem w ten score, ale obiecałem sobie, że tylko wtedy jak w kinie będzie miazga. W kinie było ok, miazgi nie było, więc zostaję przy przeciętnej ocenie. Jak na pierwszy monster movie całkiem nieźle, aczkolwiek Olo musi sobie lepiej reżyserów dobierać, bo coś mało inspiracji tu widzę.
Potwierdzam, że w IMAXie zwiastunu Interstellar nie było.