Muzyka filmowa w Polsce
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9332
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Muzyka filmowa w Polsce
Myślę, że zasługuje to na większą refleksję, mimo że na pewno było wielokrotnie dyskutowane. I nie jest to bynajmniej pean na to, że w ogóle istniejemy (my, czyli wszyscy recenzenci i słuchacze). Zacznijmy od prostego pytania. Kiedy w Polsce się właściwie pojawiła muzyka filmowa na półkach?
Proste pytanie, prosta odpowiedź. Po 1989 roku. Hollywoodzką muzykę filmową wydają najwybitniejsze wytwórnie - Decca, Deutsche Grammophon, Sony Classical, a także te komercyjne, jak chociażby Hollywood Records czy MCA (odpowiadające za chociażby Listę Schindlera i Apollo 13). W późnych latach 80. pojawiła się, dziś sprowadzana dość masowo zresztą, wytwórnia, która się specjalizuje w wydawaniu tego gatunku. A mówiąc ściślej, Robert Townson przejął jedno wydawnictwo, które było zorientowane na zupełnie inne gatunki i nie bez pomocy Elmera Bernsteina (bodajże jego partytura wyszła jako jedna z pierwszych, a Townson uważał się za przyjaciela i Bernsteina. i Jerry'ego Goldsmitha, który zresztą dyrygował dla Varese parę re-recordingów). U nas coś takiego nie istnieje. Ambitne i godne pochwały inicjatywy soundtracks.pl spaliły na panewce, klęskę poniósł i drukowany magazyn (przyznam się, że niesprawiedliwie skrytykowałem ten pomysł ja, ale to wina własnej głupoty i zacietrzewienia), nie wiedzieć czemu. Może zadecydował brak zwartego (do tej pory) środowiska, może (w przypadku albumu) dobór materiału (niewydany materiał Lorenca to dobra sprawa, ale oczekiwania szły chyba w trochę inną stronę). Nie wiem. Wszelka próba zrobienia czegoś naprawdę dużego (i nie oszukujmy się zarobienia przy tym, ale tego nie należy krytykować, to jest całkiem normalne, a robienie w życiu tego, co się naprawdę lubi i jeszcze zarabianie na tym to chyba swoisty ideał życia każdego) ponosi u nas klęskę.
Istnieją zalążki środowiska. Tzn. może to za mało powiedziane. Mamy trzy duże portale, dwie prężnie działające i naprawdę profesjonalne (czasem bardziej od tych dużych "instytucji" i mówię tu o wszystkich, żeby było jasne) witryny prywatne. Muzyka filmowa ma swoje słabe, ale też rozwijane działy w pismach filmowych (recenzje króciutkie dotyczą głównie albumów komercyjnych i w niektórych przypadkach mogą razić błędami merytorycznymi). Jeśli nie pokój, w środowisku tym zapanował rodzaj zawieszenia broni i nie boimy się chwalić inicjatyw drugiej strony, z czym jeszcze 3 miesiace temu mogłyby być bardzo poważne problemy, dlatego trochę szkoda, że soundtracks nie podalo w Polsce do publicznej wiadomości informacji o inicjatywie z polishfilmmusic.com, bo to naprawdę godne uwagi. Nigdy nie będziemy stanowić jednego głosu to jasne, ale może w sumie to i dobrze. Nie zaszkodziłoby jednak spróbowanie dokonania jednej wspólnej inicjatywy ze wszystkich stron. Nie jest to propozycja totalnej zgody, bo to, co nazywamy buńczucznie "pojednaniem" między portalami jest do końca niemożliwe (ach te zaszłości z przeszłości).
Wiemy, że muzykę promować warto. Teraz pytanie jak najbardziej praktyczne. Jak to robić, biorąc pod uwagę, to co napisałem powyżej? Myślę, że są szanse zrobienia czegoś naprawdę sensownego w tym kraju. Tylko czego?
Proste pytanie, prosta odpowiedź. Po 1989 roku. Hollywoodzką muzykę filmową wydają najwybitniejsze wytwórnie - Decca, Deutsche Grammophon, Sony Classical, a także te komercyjne, jak chociażby Hollywood Records czy MCA (odpowiadające za chociażby Listę Schindlera i Apollo 13). W późnych latach 80. pojawiła się, dziś sprowadzana dość masowo zresztą, wytwórnia, która się specjalizuje w wydawaniu tego gatunku. A mówiąc ściślej, Robert Townson przejął jedno wydawnictwo, które było zorientowane na zupełnie inne gatunki i nie bez pomocy Elmera Bernsteina (bodajże jego partytura wyszła jako jedna z pierwszych, a Townson uważał się za przyjaciela i Bernsteina. i Jerry'ego Goldsmitha, który zresztą dyrygował dla Varese parę re-recordingów). U nas coś takiego nie istnieje. Ambitne i godne pochwały inicjatywy soundtracks.pl spaliły na panewce, klęskę poniósł i drukowany magazyn (przyznam się, że niesprawiedliwie skrytykowałem ten pomysł ja, ale to wina własnej głupoty i zacietrzewienia), nie wiedzieć czemu. Może zadecydował brak zwartego (do tej pory) środowiska, może (w przypadku albumu) dobór materiału (niewydany materiał Lorenca to dobra sprawa, ale oczekiwania szły chyba w trochę inną stronę). Nie wiem. Wszelka próba zrobienia czegoś naprawdę dużego (i nie oszukujmy się zarobienia przy tym, ale tego nie należy krytykować, to jest całkiem normalne, a robienie w życiu tego, co się naprawdę lubi i jeszcze zarabianie na tym to chyba swoisty ideał życia każdego) ponosi u nas klęskę.
Istnieją zalążki środowiska. Tzn. może to za mało powiedziane. Mamy trzy duże portale, dwie prężnie działające i naprawdę profesjonalne (czasem bardziej od tych dużych "instytucji" i mówię tu o wszystkich, żeby było jasne) witryny prywatne. Muzyka filmowa ma swoje słabe, ale też rozwijane działy w pismach filmowych (recenzje króciutkie dotyczą głównie albumów komercyjnych i w niektórych przypadkach mogą razić błędami merytorycznymi). Jeśli nie pokój, w środowisku tym zapanował rodzaj zawieszenia broni i nie boimy się chwalić inicjatyw drugiej strony, z czym jeszcze 3 miesiace temu mogłyby być bardzo poważne problemy, dlatego trochę szkoda, że soundtracks nie podalo w Polsce do publicznej wiadomości informacji o inicjatywie z polishfilmmusic.com, bo to naprawdę godne uwagi. Nigdy nie będziemy stanowić jednego głosu to jasne, ale może w sumie to i dobrze. Nie zaszkodziłoby jednak spróbowanie dokonania jednej wspólnej inicjatywy ze wszystkich stron. Nie jest to propozycja totalnej zgody, bo to, co nazywamy buńczucznie "pojednaniem" między portalami jest do końca niemożliwe (ach te zaszłości z przeszłości).
Wiemy, że muzykę promować warto. Teraz pytanie jak najbardziej praktyczne. Jak to robić, biorąc pod uwagę, to co napisałem powyżej? Myślę, że są szanse zrobienia czegoś naprawdę sensownego w tym kraju. Tylko czego?
- Olek Dębicz
- Gość od wnoszenia fortepianu
- Posty: 63
- Rejestracja: pn cze 06, 2005 21:30 pm
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
Jestem otwarty na "pojednanie", o którym ostatnio rozmawiałem z Mariuszem Tomaszewskim na chacie SoulSeek'a.
Też chciałem, żeby o PolishFilmMusic.com wiedzieli nasi czytelnicy i powiedziałem o tym Łukaszowi, ale stwierdził (chyba słusznie), że sklep jest skierowany do zagranicznych klientów i Polaków raczej nie zainteresuje.
Łukasza w tej chwili nie ma w domu, ale jak wróci, pokażę mu niniejszy temat na tym forum.
Też chciałem, żeby o PolishFilmMusic.com wiedzieli nasi czytelnicy i powiedziałem o tym Łukaszowi, ale stwierdził (chyba słusznie), że sklep jest skierowany do zagranicznych klientów i Polaków raczej nie zainteresuje.
Łukasza w tej chwili nie ma w domu, ale jak wróci, pokażę mu niniejszy temat na tym forum.
Aleksander Dębicz - redaktor portalu Soundtracks.pl
- Łukasz Waligórski
- Początkujący orkiestrator
- Posty: 617
- Rejestracja: śr maja 18, 2005 12:27 pm
- Kontakt:
Re: Muzyka filmowa w Polsce
Uwaga. Ten tekst nie jest przeznaczono dla ludzi którzy łatwo się obrażają i są uczuleni na przemądrzałe wywody Łukasza Waligórskiego
Jednak przedtem musiałem mieć ochotę żeby pójść na ten koncert i tutaj kłania się inna strategia promocji muzyki filmowej - polegająca na mozolnym pisaniu i uświadanianiu czytelników o pięknie muzyki filmowej. Mam tutaj na myśłi oczywiście głównie recenzje. Tyle że ta strategia też wymaga pewnych przemyśleń i planów. Nie można podawać czytelnikowi tekstów o muzyce filmowej w formie kompletnie niestrawnej.
Załóżmy hipotetyczną sytuację że ktoś obejrzał ciekawy film i jego uwagę zwróciła muzyka w nim. Taki osobnik jeśli będzie miał dość energii postanowi dowiedzieć się o takiej muzyce czegoś więcej - najłatwiejszym sposobem będzie zaglądnięcie do sieci. Wpisze w google hasło "muzyka filmowa" i wyświetli mu się kilka stron - w tym te trzy o których pisze Paweł. Wejdzie na te strony i zacznie szukać recenzji muzyki o którą mu chodzi... i tutaj zaczyna się problem. Jeśli dobrze trafi to zobaczy krótką ale treściwą recenzję w jasny i łatwy sposób traktującą o jego muzyce. Jednak może się tak zdarzyć że przed jego oczami pojawi się niekończący się elaborat bez żadnych punktów odniesienia w tekście, po którego przeczytaniu połowy dostanie oczopląsu... Mam nadzieję że wszyscy wiedzą o co mi chodzi. Wielu recenzentów pisze takie recenzje, pokazując swoją wiedzę i znajomość technicznych i teoretycznych lapsusów, zachwycając tym wielbicieli swojego talentu. Jednak kiedy "świeży" czytelnik zobaczy taki tekst to zwyczajnie się zniechęca. A przecież doskonale wiemy że najważniejsze jest pierwsze wrażenie...
Teraz będzie kilka nieskromych słów o mnie i mojej filozofii promocji muzyki filmowej. Wszyscy wiedzą że nie piszę długich recenzji i przez to pewnie jestem postrzegany jako niewydarzony recenzent. Jednak kształt i długość moich tekstów jest wynikiem właśnie powyższych przemyśleń. Staram się nie zniechęcać czytalnika który po raz pierwszy wchodzia MuzykaFilmowa.pl. Poza tym mimo, że nie są długie te recenzje to jeszcze staram się przedzielać je zdjęciem kompozytora i cytatem. To sprawia wrażenie że taki test jest jeszcze krótszy i bardziej treściwy. Poza tym takie stawiania punktów odniesienia w tekście ułatwia jego czytanie... jeśli ktoś czyta przydługaśną recenzję i nie ma w tekście żadnych optycznych punktów odniesienia to taka recenzja staje się bezkształtnym blokiem słów, którego zwyczajnie odechciewa się czytać. Koledzy z FilmMusic wspaniałomyślnie dają zdjęcia z filmu w tekstach recenzji co spełnia identyczną funkcję i chwała im za to...
Kolejna sprawa związana z recenzjami na MuzykaFilmowa.pl to zdjęcia kompozytorów. Wielu może się to wydawać zwykłym gadżetem ale kwestię wstawiania tych fotek do recenzji głęboko przemyślałem. Otóż jak wszyscy niestety wiemy muzyka filmowa jest często postrzegana jako zwykły produkt służący filmowi i pisany na jego potrzeby. Tym samym kompozytorzy pozostają w większości postaciami animowymi. Tym samym w mojej głowie pojawił się pomysł aby nadać muzyce filmowej ludzką twarz... brzmi to trochę górnolotnie ale niezwykle łatwo to osiągnąć. Zamieszczając zdjęcie kompozytora w recenzji jego muzyki pokazuję że jest ona dziełem jakiegoś człowieka - człowieka który być może zasługuje na szacunek. Poza tym dzięki temu czytelnik zaczyna odnosić wrażenie że ta muzyka nie jest jedynie efektem ubocznym filmu ale także może funkcjonować jako autonomiczne dzieło.
Piszę to wszystko nie po to żeby pochwalić się jaki to jestem sprytny ale żeby zwrócić uwagę na pewne niepokojące mnie rzeczy. Ktoś kiedyś powiedział "myśl glonalnie, działaj lokalnie". Wszelkiego rodzaju sojusze i rozejmy są czymś naprawdę dobrym ale nie oczekujmy że to właśnie one pomogą w promocji muzyki filmowej. Przede wszystkim powinniśmy patrzeć na siebie i starać się wyciskać z siebie tyle ile się da, a dopiero później szukasz sojuszy...
I jeszcze jedna sprawa dotycząca festiwalu we Wrocławiu. Faktem jest że organizatorzy dali ciała na całej rozciągłości. Widać wszyscy wzięli to sobie tak do serca że żaden portal nawet nie wspomiał że taki festiwal miał miesce. Przyznaję że też tak zrobiłem... ale tak nie powinno być. Koncerty muzyki filmowej są jednym z nielicznych sposobów na pokazania muzyki filmowej. To jest jakiś sposób promocji który powinniśmy popierać. No niestety ostatnio to zawiodło....
I to by było tyle z mojej strony. Mam nadzieję że nikt, tego co napisałem, nie wieźmie sibie za bardzo do serca i nikogo nie urażę...
Ja bym jeszcze nie stawiał krzyżyka na wydawniczych inicjatywach s.pl...Paweł Stroiński pisze:Ambitne i godne pochwały inicjatywy soundtracks.pl spaliły na panewce

Promocja muzyki filmowej w Polsce nie jest sprawą łatwą. Mam wrażenie że Paweł poszukuje jakiejś okazji do wspólnej inicjatywy - jakiegoś zrywu wspólnych sił, który zwróci uwagę postronnych osób na muzykę filmową. Przyznam że to jest jakiś sposób. Sam jestem najlepszym przykładem na to że terapia szokowa jest najlepszym sposobem na dostanie bzika na punkcie muzyki filmowej. W dniu w którym poznałem Alberto Iglesiasa i Krzesimira Dębskiego na pewnym koncercie doznałem oświecenia i tak mi zostało do dzisiaj.Paweł Stroiński pisze: Wiemy, że muzykę promować warto. Teraz pytanie jak najbardziej praktyczne. Jak to robić, biorąc pod uwagę, to co napisałem powyżej? Myślę, że są szanse zrobienia czegoś naprawdę sensownego w tym kraju. Tylko czego?
Jednak przedtem musiałem mieć ochotę żeby pójść na ten koncert i tutaj kłania się inna strategia promocji muzyki filmowej - polegająca na mozolnym pisaniu i uświadanianiu czytelników o pięknie muzyki filmowej. Mam tutaj na myśłi oczywiście głównie recenzje. Tyle że ta strategia też wymaga pewnych przemyśleń i planów. Nie można podawać czytelnikowi tekstów o muzyce filmowej w formie kompletnie niestrawnej.
Załóżmy hipotetyczną sytuację że ktoś obejrzał ciekawy film i jego uwagę zwróciła muzyka w nim. Taki osobnik jeśli będzie miał dość energii postanowi dowiedzieć się o takiej muzyce czegoś więcej - najłatwiejszym sposobem będzie zaglądnięcie do sieci. Wpisze w google hasło "muzyka filmowa" i wyświetli mu się kilka stron - w tym te trzy o których pisze Paweł. Wejdzie na te strony i zacznie szukać recenzji muzyki o którą mu chodzi... i tutaj zaczyna się problem. Jeśli dobrze trafi to zobaczy krótką ale treściwą recenzję w jasny i łatwy sposób traktującą o jego muzyce. Jednak może się tak zdarzyć że przed jego oczami pojawi się niekończący się elaborat bez żadnych punktów odniesienia w tekście, po którego przeczytaniu połowy dostanie oczopląsu... Mam nadzieję że wszyscy wiedzą o co mi chodzi. Wielu recenzentów pisze takie recenzje, pokazując swoją wiedzę i znajomość technicznych i teoretycznych lapsusów, zachwycając tym wielbicieli swojego talentu. Jednak kiedy "świeży" czytelnik zobaczy taki tekst to zwyczajnie się zniechęca. A przecież doskonale wiemy że najważniejsze jest pierwsze wrażenie...
Teraz będzie kilka nieskromych słów o mnie i mojej filozofii promocji muzyki filmowej. Wszyscy wiedzą że nie piszę długich recenzji i przez to pewnie jestem postrzegany jako niewydarzony recenzent. Jednak kształt i długość moich tekstów jest wynikiem właśnie powyższych przemyśleń. Staram się nie zniechęcać czytalnika który po raz pierwszy wchodzia MuzykaFilmowa.pl. Poza tym mimo, że nie są długie te recenzje to jeszcze staram się przedzielać je zdjęciem kompozytora i cytatem. To sprawia wrażenie że taki test jest jeszcze krótszy i bardziej treściwy. Poza tym takie stawiania punktów odniesienia w tekście ułatwia jego czytanie... jeśli ktoś czyta przydługaśną recenzję i nie ma w tekście żadnych optycznych punktów odniesienia to taka recenzja staje się bezkształtnym blokiem słów, którego zwyczajnie odechciewa się czytać. Koledzy z FilmMusic wspaniałomyślnie dają zdjęcia z filmu w tekstach recenzji co spełnia identyczną funkcję i chwała im za to...
Kolejna sprawa związana z recenzjami na MuzykaFilmowa.pl to zdjęcia kompozytorów. Wielu może się to wydawać zwykłym gadżetem ale kwestię wstawiania tych fotek do recenzji głęboko przemyślałem. Otóż jak wszyscy niestety wiemy muzyka filmowa jest często postrzegana jako zwykły produkt służący filmowi i pisany na jego potrzeby. Tym samym kompozytorzy pozostają w większości postaciami animowymi. Tym samym w mojej głowie pojawił się pomysł aby nadać muzyce filmowej ludzką twarz... brzmi to trochę górnolotnie ale niezwykle łatwo to osiągnąć. Zamieszczając zdjęcie kompozytora w recenzji jego muzyki pokazuję że jest ona dziełem jakiegoś człowieka - człowieka który być może zasługuje na szacunek. Poza tym dzięki temu czytelnik zaczyna odnosić wrażenie że ta muzyka nie jest jedynie efektem ubocznym filmu ale także może funkcjonować jako autonomiczne dzieło.
Piszę to wszystko nie po to żeby pochwalić się jaki to jestem sprytny ale żeby zwrócić uwagę na pewne niepokojące mnie rzeczy. Ktoś kiedyś powiedział "myśl glonalnie, działaj lokalnie". Wszelkiego rodzaju sojusze i rozejmy są czymś naprawdę dobrym ale nie oczekujmy że to właśnie one pomogą w promocji muzyki filmowej. Przede wszystkim powinniśmy patrzeć na siebie i starać się wyciskać z siebie tyle ile się da, a dopiero później szukasz sojuszy...
I jeszcze jedna sprawa dotycząca festiwalu we Wrocławiu. Faktem jest że organizatorzy dali ciała na całej rozciągłości. Widać wszyscy wzięli to sobie tak do serca że żaden portal nawet nie wspomiał że taki festiwal miał miesce. Przyznaję że też tak zrobiłem... ale tak nie powinno być. Koncerty muzyki filmowej są jednym z nielicznych sposobów na pokazania muzyki filmowej. To jest jakiś sposób promocji który powinniśmy popierać. No niestety ostatnio to zawiodło....
I to by było tyle z mojej strony. Mam nadzieję że nikt, tego co napisałem, nie wieźmie sibie za bardzo do serca i nikogo nie urażę...

- Olek Dębicz
- Gość od wnoszenia fortepianu
- Posty: 63
- Rejestracja: pn cze 06, 2005 21:30 pm
- Lokalizacja: Wrocław
- Kontakt:
Twój tekst, Łukaszu, nie powinien nikogo obrazić. Zgadzam się z Tobą niemal we wszystkim, ale...
Jeśli jakiś portal pójdzie za Twoim przykładem i na przykład zamieści zdjęcia kompozytorów, to czy nie będzie to odebrane za "plagiat", kopiowanie czyiś pomysłów? Nie chciałbym, żeby tak było, ale z doświadczenia wiem, że redaktor, od którego zaporzycza się pewne rozwiązania, może poczuć się urażony.
W kwestii długości recenzji zgadzam się z Tobą, mimo że mi samemu często wychodzą teksty na dwie strony, bo tak bardzo chcę np. wyczerpująco opisać utwór.
O festiwalu muzyki filmowej we Wrocławiu napisaliśmy na długo przed jego rozpoczęciem, ale ze względu na widoczny kompletny brak zaangażowania Filharmonii, totalne olewactwo nawet samego Dębskiego, zrezygnowaliśmy z przypomnienia.
Jeśli jakiś portal pójdzie za Twoim przykładem i na przykład zamieści zdjęcia kompozytorów, to czy nie będzie to odebrane za "plagiat", kopiowanie czyiś pomysłów? Nie chciałbym, żeby tak było, ale z doświadczenia wiem, że redaktor, od którego zaporzycza się pewne rozwiązania, może poczuć się urażony.
W kwestii długości recenzji zgadzam się z Tobą, mimo że mi samemu często wychodzą teksty na dwie strony, bo tak bardzo chcę np. wyczerpująco opisać utwór.
O festiwalu muzyki filmowej we Wrocławiu napisaliśmy na długo przed jego rozpoczęciem, ale ze względu na widoczny kompletny brak zaangażowania Filharmonii, totalne olewactwo nawet samego Dębskiego, zrezygnowaliśmy z przypomnienia.
Aleksander Dębicz - redaktor portalu Soundtracks.pl
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9332
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Co do elaboratów, to muszę bronić tutaj swoich recenzji muzyki Złotej Ery. Właściwie wprowadzamy (wraz z Markiem) tych kompozytorów na polski "rynek" i trzeba powiedzieć coś o samych twórcach (oczywiście notki biograficzne się będą sukcesywnie pojawiać), a także dokonać głębszej analizy (bo w odróżnieniu od niektórych kompozytorów dzisiejszych u ALa Newmana takiego Rozsy warto na takie rzeczy wskazywać), a także trzeba zdać sobie sprawę z długości niektórych, kompletnych często (co znaczy 2./3 CD, zwłaszcza jeśli takie wydania jak Rhino Records zawierają jeszcze odrzucone wersje alternatywne utworów) wydań.
Generalnie sądzę, że należy postępować bardzo ostrożnie z doborem ścieżek. Ostatnio na szcżęście wszystkie strony wycofały się z pościgu na nowości i idą we własnym kierunku. Z jednej strony trzeba pamiętać, że stanowimy dla siebie konkurencję (a mam świadomość, że nawet przy potencjalnym pojednaniu środowiska stworzenie jednego wielkiego portalu byłoby niemożliwe, chociazby z powodu osobowości poszczególnych recenzentów), z drugiej możemy się przecież wspaniale uzupełniać, chociaż z drugiej strony budowanie specjalizacji nie miałoby sensu. W tej chwili jest dobrze, myślę, chociaż na pewno byłoby lepiej, gdyby wszyscy patrzyli na siebie wzajemnie z większą życzliwością, a także nie bali się konstruktywnej krytyki. Przyświeca nam to samo zadanie. Na zachodzie konkurencyjne portale mogą żyć ze sobą w zgodzie (Southall i Broxton to najlepsi przyjaciele i wcale się wypowiadają na stronie Clemmensena, który tez ceni ich na tyle, że pozwala im, ba, sam im proponuje, by podawali linki do alternatywnych, czytaj swoich, recenzji w komentarzach), a nawet sworzyć jakąś społeczność (filmtracksowski scoreboard to wcale zgrane towarzystwo, które spotkało się naprawdę wielokrotnie).
Co do wspólnej inicjatywy wszystkich, nie powiem, chciałbym. Nawet miałem kiedyś projekt, ale szybko odpadł. No cóż, mam nadzieję, że kiedyś by coś się udało... I bez kłótni, kto ma być kiedy reklamowany. Monolitu stanowić nie będziemy, ale uzupełniać się wzajemnie można, nawet bez specjalizacji. Raczej na zasadzie (i za to na przykład cenimy się w filmmusic między sobą jako redaktorzy, i ten charakter nas cieszy) tego, że każdy ma inny gust i na co innego patrzy. Im nas więcej, tym więcej punktów widzenia, i, przynajmniej tak mi się wydaje, przez to obraz naszego gatunku muzycznego jest pełniejszy.
Generalnie sądzę, że należy postępować bardzo ostrożnie z doborem ścieżek. Ostatnio na szcżęście wszystkie strony wycofały się z pościgu na nowości i idą we własnym kierunku. Z jednej strony trzeba pamiętać, że stanowimy dla siebie konkurencję (a mam świadomość, że nawet przy potencjalnym pojednaniu środowiska stworzenie jednego wielkiego portalu byłoby niemożliwe, chociazby z powodu osobowości poszczególnych recenzentów), z drugiej możemy się przecież wspaniale uzupełniać, chociaż z drugiej strony budowanie specjalizacji nie miałoby sensu. W tej chwili jest dobrze, myślę, chociaż na pewno byłoby lepiej, gdyby wszyscy patrzyli na siebie wzajemnie z większą życzliwością, a także nie bali się konstruktywnej krytyki. Przyświeca nam to samo zadanie. Na zachodzie konkurencyjne portale mogą żyć ze sobą w zgodzie (Southall i Broxton to najlepsi przyjaciele i wcale się wypowiadają na stronie Clemmensena, który tez ceni ich na tyle, że pozwala im, ba, sam im proponuje, by podawali linki do alternatywnych, czytaj swoich, recenzji w komentarzach), a nawet sworzyć jakąś społeczność (filmtracksowski scoreboard to wcale zgrane towarzystwo, które spotkało się naprawdę wielokrotnie).
Co do wspólnej inicjatywy wszystkich, nie powiem, chciałbym. Nawet miałem kiedyś projekt, ale szybko odpadł. No cóż, mam nadzieję, że kiedyś by coś się udało... I bez kłótni, kto ma być kiedy reklamowany. Monolitu stanowić nie będziemy, ale uzupełniać się wzajemnie można, nawet bez specjalizacji. Raczej na zasadzie (i za to na przykład cenimy się w filmmusic między sobą jako redaktorzy, i ten charakter nas cieszy) tego, że każdy ma inny gust i na co innego patrzy. Im nas więcej, tym więcej punktów widzenia, i, przynajmniej tak mi się wydaje, przez to obraz naszego gatunku muzycznego jest pełniejszy.
- Thedues
- Site Admin
- Posty: 299
- Rejestracja: śr lip 13, 2005 12:52 pm
- Lokalizacja: Kraków(9miesiecy w roku:D)
- Kontakt:
Olek Dębicz pisze: Jeśli jakiś portal pójdzie za Twoim przykładem i na przykład zamieści zdjęcia kompozytorów, to czy nie będzie to odebrane za "plagiat", kopiowanie czyiś pomysłów? Nie chciałbym, żeby tak było, ale z doświadczenia wiem, że redaktor, od którego zaporzycza się pewne rozwiązania, może poczuć się urażony.

A to już nasza prywatna sprawa;) Jak ktoś ma ochotę to niech piszę prace mgr;) to już ocenią czytelnicy ważne aby ich wskazówki docierały do nas i żebyśmy nie tworzyli dla środowiska czekając na komenty w stylu Genialna Recenzja, świetna recenzja, wspaniala recenzja etc etc...Olek Dębicz pisze:W kwestii długości recenzji zgadzam się z Tobą, mimo że mi samemu często wychodzą teksty na dwie strony, bo tak bardzo chcę np. wyczerpująco opisać utwór.
P.S. proszę nie odbierać tego jako atak, wszak nie było to moją intencją. Jednak warto pamiętać czego nauczyła nas historia... Bo lubi się powtarzać:P
psychiczny redaktor & admin portalu filmmusic.pl
- Łukasz Waligórski
- Początkujący orkiestrator
- Posty: 617
- Rejestracja: śr maja 18, 2005 12:27 pm
- Kontakt:
Tomek Rokita też czasami zamieszcza zdjęcia kompozytorów przy recenzjach i jakoś po sądach go nie ciągamOlek Dębicz pisze:Jeśli jakiś portal pójdzie za Twoim przykładem i na przykład zamieści zdjęcia kompozytorów, to czy nie będzie to odebrane za "plagiat", kopiowanie czyiś pomysłów?

Tak, tak, znam tę historię i bo rozmawiałem o tym z Łukaszem Remisiem... Ale myślę że jako propagatorom muzyki filmowej to właśnie nam powinno zależeć na rozgłoszeniu takich wydarzeń. Skoro nie może Mahomet przyjść do góry, to niech góra przyjdzie do Mahometa.Olek Dębicz pisze:O festiwalu muzyki filmowej we Wrocławiu napisaliśmy na długo przed jego rozpoczęciem, ale ze względu na widoczny kompletny brak zaangażowania Filharmonii, totalne olewactwo nawet samego Dębskiego, zrezygnowaliśmy z przypomnienia.
Znasz Paweł dobrze moje zdanie na temat muzyki Golden Age. Nie przepadam za nią i niezbyt się ucieszyłem że macie zamiar marnować czas na odkopywanie pterodaktyliPaweł Stroiński pisze:Co do elaboratów, to muszę bronić tutaj swoich recenzji muzyki Złotej Ery. Właściwie wprowadzamy (wraz z Markiem) tych kompozytorów na polski "rynek" i trzeba powiedzieć coś o samych twórcach

No fakt... dobór ścieżek do recenzji jest istotny. Mimo to nowości muszą się pojawiać, bo to one wzbudzają największe zaciekawienie. Z drugiej strony trzeba też pamiętać o klasykach ale i prezentować nowych i mało znanych kompozytorów.... Celów jest wiele trudno czasami jest jakoś logicznie dodawać nowe recenzje tak żeby wszyscy byli zadowoleni... ale to już problem każdego...Paweł Stroiński pisze:Generalnie sądzę, że należy postępować bardzo ostrożnie z doborem ścieżek. Ostatnio na szcżęście wszystkie strony wycofały się z pościgu na nowości i idą we własnym kierunku.

- Thedues
- Site Admin
- Posty: 299
- Rejestracja: śr lip 13, 2005 12:52 pm
- Lokalizacja: Kraków(9miesiecy w roku:D)
- Kontakt:
Myśle Łuaksz, ze nie tylko Ty tak uważasz;) Po prostu nawet gdy czytam te recenzje nie chce mi się siegać po propozycje, które mają niezłe noty. Cięzka ta muzyka a tak naprawdę jak ankieta pokazuje ludzie jednak wolą wspólczesną muzykę filmową a niżeli starocie, jednak nie trzeba z tego rezygnować;) czy jednak warto to robić, kiedy portal dopiero co się rozwija?? a zaintersowanie nie jest porażająco wysokie???!?!Łukasz Waligorski pisze:Znasz Paweł dobrze moje zdanie na temat muzyki Golden Age. Nie przepadam za nią i niezbyt się ucieszyłem że macie zamiar marnować czas na odkopywanie pterodaktyli Ale jednak to robicie i za to Was szanuję. Tyle że kompletnie nie rozumiem sposobu w jaki realizujecie ten pomysł. Sama tematyka Golden Age jest trudna nie tylko dla recenzentów ale i czytelnika. Wiadomo że obecnie ludzie lubią to jest na czasie i trendy. Obawiam się że Golden Age nie kwalifikuje się to tego. Ale jeszcze gorsze jest to że Wy poprzez długie - choć inteligentne - teksty stawiacie przed czytelnikiem kolejną barierę. Może i jest o czym pisać, bo tych ciekawostek i historii jest trochę ale czy nie lepiej to pokazać w jakimś osobnym artykule czy biografii? Dla mnie długa płyta nie oznacza długiej recenzji...
psychiczny redaktor & admin portalu filmmusic.pl
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26541
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Zgadzam się z Łukaszem Waligórskim co do długości recenzji. OK, jedna może być dłuższa, druga krótsza, ale nie ma co się wgłębiać w techniki jakich użył kompozytor X by w utworze Y osiągnąć efekt Z - i pisać o tym elaborat. Przecież poza piszącym i może jego dwóm-trzem kolegom nikogo to nie interesuje! Czytelnik chce wiedzieć czy dana płyta jest fajna, czy warto się nią zainteresować, jakie ma wady i zalety. A to czy w 1 minucie 28 sekundzie altówka gra w kontrapunkcie z fagotem a w 2 minucie 34 sekundzie dochodzi do tego fletnia Pana, to naprawdę mało istotne.
I tak wam powiem, podając za przykład s.pl (mam nadzieję, że się nikt nie obrazi:) ), że więcej się dowiaduję z 10-zdaniowych recenzji Łukasza Remisia, niż esejów ... dobrze wiecie, kto co tam pisze.
Druga sprawa, w której się zgadzam, przynajmniej w dużej mierze z Łukaszem Waligórskim, to kwestia Golden Age. To, że promujecie ten okres - fajnie, ale
a) może trzeba było wyjść od muzyki najprzystępniejszej (spośród Złotej Ery) i takiej, która może zyskać faktycznie jakichś wielbicieli (raczej "archaiczne" musicale to nie to)
b) pisać recenzje tak, by przekonać czytelników, że ta muzyka nie jest taka straszna jak się wydaje i daje przyjemność słuchania - ja przynajmniej z waszych recenzji widzę to odwrotnie
c) to tak już może tylko moje widzimisię
ale czy nie warto by przy okazji jakiś artykuł, w którym ogólnie byście napisali o co chodzi z Golden Age (skąd nazwa, jaki okres, kto tworzył, czym się charakteryzuje muzyka danych czasów)
I to chyba tyle.
I tak wam powiem, podając za przykład s.pl (mam nadzieję, że się nikt nie obrazi:) ), że więcej się dowiaduję z 10-zdaniowych recenzji Łukasza Remisia, niż esejów ... dobrze wiecie, kto co tam pisze.

Druga sprawa, w której się zgadzam, przynajmniej w dużej mierze z Łukaszem Waligórskim, to kwestia Golden Age. To, że promujecie ten okres - fajnie, ale
a) może trzeba było wyjść od muzyki najprzystępniejszej (spośród Złotej Ery) i takiej, która może zyskać faktycznie jakichś wielbicieli (raczej "archaiczne" musicale to nie to)
b) pisać recenzje tak, by przekonać czytelników, że ta muzyka nie jest taka straszna jak się wydaje i daje przyjemność słuchania - ja przynajmniej z waszych recenzji widzę to odwrotnie
c) to tak już może tylko moje widzimisię

I to chyba tyle.
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9332
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
dopiero wszedłem - nie chce mi się czytać tej bibli powyżej i mój post będzie najbardziej kontrowersyjny
muzykę filmową promować można, ale to się nie uda. nie uda się, bo w naszym kraju nie ma zapotrzebowania na nią, nie ma popytu. Zwykły człowiek kojarzy Kilara, Dębskiego i od biedy Preisnera, a to i tak tylko z reguły z ich najgłośniejszych filmów, tudzież superprodukcji, które "wypada znać". No i jest jeszcze Kaczmarek, ale żeby był Kaczmarek musiał być najpierw Oscar za film...zagraniczny. Więc z czym do ludzi?
Mamy piękną muzykę filmową, ale poza paroma pozycjami nie zainteresuje ona zbyt wielu osób. Już same polskie filmy zarabiają mało, toteż i muzyka z nich to nie są kokosy. Amerykanie mogą sobie pozwolić na wydawanie takich Die Hard i innych Kamenów, bo ze względu na rynek i tak się sprzedadzą, a też nie będą dużo kosztować. Zresztą te płyty i tak obiegną cały świat. A nam się to po prostu nie opłaca. Wypuszczenie nawet limitowanej edycji nie zainteresuje wielu, gdyż nawet i to może się nie zwrócić. Kto kupi w tym kraju muzykę filmową za cenę większą, jak 50 zł z przeciętnego filmu (bo takie "megaprodukcje" jak Tylko mnie kochaj czy inny filmowy bardziew pomijam)? Dosłownie parę osób, maniaków. Za ocean wysłać się nie opłaca, bo tam też, prócz tych najgłośniejszych nazwisk, tylko kolekcjonerzy się zainteresują.
Za mały mamy rynek, popyt, za mały światek filmowo-muzyczny, który jest na dodatek wciąż nieco hermetyczny i płaski. Jak to się zmieni, to zmieni się i oblicze muzyki filmowej w polsce.
Oczywiście, można próbować akcji, ale takie kwiatki, jak ostatni koncert w filharmonii, naprawdę do mnie nie trafiają, a jestem przecież kimś więcej w tym wypadku, jak zwykłym słuchaczem. Do tego dochodzi promocja - ostatni koncert miał głośną i świetną reklamę, która zresztą pokazała, że tak naprawdę wiele hałasu o nic. Koncert polskiej muzyki filmowej musiałby mieć jeszcze większy rozgłos. Były już próby nieliczne - ich mierny rezultat raczej znacie. Dlatego przejdę do konkuzji - na razie nie ma co atakować ludzi, Polaków, polską muzyką filmową jak mieczem. Trzeba ją umiejętnie podpinać pod coś. Tylko tu pojawia się problem: pod co?

muzykę filmową promować można, ale to się nie uda. nie uda się, bo w naszym kraju nie ma zapotrzebowania na nią, nie ma popytu. Zwykły człowiek kojarzy Kilara, Dębskiego i od biedy Preisnera, a to i tak tylko z reguły z ich najgłośniejszych filmów, tudzież superprodukcji, które "wypada znać". No i jest jeszcze Kaczmarek, ale żeby był Kaczmarek musiał być najpierw Oscar za film...zagraniczny. Więc z czym do ludzi?
Mamy piękną muzykę filmową, ale poza paroma pozycjami nie zainteresuje ona zbyt wielu osób. Już same polskie filmy zarabiają mało, toteż i muzyka z nich to nie są kokosy. Amerykanie mogą sobie pozwolić na wydawanie takich Die Hard i innych Kamenów, bo ze względu na rynek i tak się sprzedadzą, a też nie będą dużo kosztować. Zresztą te płyty i tak obiegną cały świat. A nam się to po prostu nie opłaca. Wypuszczenie nawet limitowanej edycji nie zainteresuje wielu, gdyż nawet i to może się nie zwrócić. Kto kupi w tym kraju muzykę filmową za cenę większą, jak 50 zł z przeciętnego filmu (bo takie "megaprodukcje" jak Tylko mnie kochaj czy inny filmowy bardziew pomijam)? Dosłownie parę osób, maniaków. Za ocean wysłać się nie opłaca, bo tam też, prócz tych najgłośniejszych nazwisk, tylko kolekcjonerzy się zainteresują.
Za mały mamy rynek, popyt, za mały światek filmowo-muzyczny, który jest na dodatek wciąż nieco hermetyczny i płaski. Jak to się zmieni, to zmieni się i oblicze muzyki filmowej w polsce.
Oczywiście, można próbować akcji, ale takie kwiatki, jak ostatni koncert w filharmonii, naprawdę do mnie nie trafiają, a jestem przecież kimś więcej w tym wypadku, jak zwykłym słuchaczem. Do tego dochodzi promocja - ostatni koncert miał głośną i świetną reklamę, która zresztą pokazała, że tak naprawdę wiele hałasu o nic. Koncert polskiej muzyki filmowej musiałby mieć jeszcze większy rozgłos. Były już próby nieliczne - ich mierny rezultat raczej znacie. Dlatego przejdę do konkuzji - na razie nie ma co atakować ludzi, Polaków, polską muzyką filmową jak mieczem. Trzeba ją umiejętnie podpinać pod coś. Tylko tu pojawia się problem: pod co?
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10435
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Powstrzymywałem się jak mogłem od brania udziału w tej dyskusji, bo jak dziesiątki innych podejmowanych przedtem zaprowadzi nas do jednego tego samego - do niczego. Trzeba jednak wyjaśnić pare spraw...
Co do całej tej całej wrzawy na temat Golden Age. Nie zakładajcie z góry panowie, że GA to nikomu nie potrzebny do szczęścia przeżytek, a każdy i tak woli "współczesną" muzykę filmową, bo zamykacie się w klatkach, które sami robicie. Tyle pięknych słów wypowiadacie o ideach i sposobach promowania muzyki filmowej, a cała ta rozmowa przy równoczesnym skreślaniu dorobku GA staje się jałowa jak piasek na pustyni. GA tworzy podwaliny gatunku, czy tego chcece czy nie, więc trzeba o tym pisać. Pomijanie tej ważnej epoki to tak jakby pisać historię Polski od XVI wieku olewajac sobie wcześniejsze wydarzenia. Bez sensu...
Czyżbyś był zdegustowany muzyką Kapera? Masz prawo, nie do każdego ona przemówi. Mimo tego nie przestanę go promować, bo co jak co to interesująca postać w gatunku, a przynajmniej najlepszy polski kompozytor muzyki filmowej jakiego zrodziła nasza Ojczyzna. Poza tym promowanie muzyki to nie tylko podkreślanie czegoś co zrewolucjonizowało rynek, ale zwrócenie uwagi na rzeczy drobne ale piękne.Koper pisze:...
a) może trzeba było wyjść od muzyki najprzystępniejszej (spośród Złotej Ery) i takiej, która może zyskać faktycznie jakichś wielbicieli (raczej "archaiczne" musicale to nie to)...
Co do całej tej całej wrzawy na temat Golden Age. Nie zakładajcie z góry panowie, że GA to nikomu nie potrzebny do szczęścia przeżytek, a każdy i tak woli "współczesną" muzykę filmową, bo zamykacie się w klatkach, które sami robicie. Tyle pięknych słów wypowiadacie o ideach i sposobach promowania muzyki filmowej, a cała ta rozmowa przy równoczesnym skreślaniu dorobku GA staje się jałowa jak piasek na pustyni. GA tworzy podwaliny gatunku, czy tego chcece czy nie, więc trzeba o tym pisać. Pomijanie tej ważnej epoki to tak jakby pisać historię Polski od XVI wieku olewajac sobie wcześniejsze wydarzenia. Bez sensu...
Odnoszę czasem wrażenie, że nie tworzymy portali o muzyce filmowej tylko cyrki, gdzie każdy każdemu przyklaskuje lub gani za treść. W takim razie nasuwa się pytanie, czy to recenzja jest podmiotem istnienia tych portali, czy sama muzyka? Bo gubię się w tym ostatnio...Thedues pisze: Jak ktoś ma ochotę to niech piszę prace mgr;) to już ocenią czytelnicy ważne aby ich wskazówki docierały do nas i żebyśmy nie tworzyli dla środowiska czekając na komenty w stylu Genialna Recenzja, świetna recenzja, wspaniala recenzja etc etc...

Ojej, jak ja lubię takie tematy
Może się odniosę do kilku myśli zawartych w poprzednich postach... Przede wszystkim nie widzę tutaj żadnych (bo pewnie ten temat będzie powracał jak bumerang...) "zawieszeń broni" czy jakichś "kruchych pokojów" czy jakichś dziwacznych nazw tego typu opisujących rzekomo jakąś sytuację, jaka panuje między portalami... Każdy idzie w swoją stronę i jest to totalnie zrozumiałe, zdarzają się w jak każdym środowisku kłótnie, spory, odmienne różnice zdań, ale przecież nie będę patrzył wilkiem na kogoś z innego portalu, bo po pierwsze to bez sensu a po drugie szkoda na to czasu
owszem, bywały w przeszłości pewne kontrowersyjne sytuacje, ale myślę że trzeba je po prostu puścić w niepamięć. Mówię za siebie, żeby nie było
. Jak mówię zawsze: niech każdy się patrzy na siebie i skupi na własnej robocie
Najważniejsze byle między nami był szacunek, którego brakowało w przeszłości. Ale przecież jesteśmy dorosłymi ludźmi
I myślę, że bardzo nietrudno jest osiągnąć sytuację, w której będziemy wszyscy po prostu traktować siebie przyjacielsko.
Co do inicjatyw soundtracks.pl w związku z wydawaniem płyt. Myślę, że sukcesem jest już to że ta płyta została profesjonalnie wydana. Mówię jak Listkiewicz, który każe uznać za sukces fakt, że w ogóle na mistrzostwa żeśmy się wybrali i trza mu pomnik postawić
, ale taka jest prawda. Nie czarujmy się, i nie oczekujmy, że koledzy z s.pl od razu wydadzą jakiś "hit", który doskonale się sprzeda. Jak na każdym rynku bardzo trudno się przebić, to wszystko kosztuje na pewno mnóstwo pracy i wybiegów (sprawy formalne, prawne itd.). Jako przykład porównawczy podam, że ostatnio naczelny Music From the Movies wziął się za wydawanie płyt i utworzył niewielką wytwórnię. Oczywiście nie wydaje znanych tytułów tylko marginalną niszę, ale liczy się chyba sam fakt. Rynek jest na to mikroskopijny i skoro tak trudno z taką pozycją znaleźć odiorcę na zachodzie to wyobraźmy sobie jak trudno będzie go znaleźć w Polsce.
Co do tego nieszczęsnego plagiatowania to dajmy sobie wreszcie spokój... Rozumiem, że trochę nietędy to wygląda jak się przysłowiowo "zwali" newsa, którego przed chwilą miała konkurencja i można się zirytować (tym bardziej, jeżeli news nie był dość powszechny). Jednak te wszystkie uwagi o creditsach, zdjęciach i innych podpierdółkach są po prostu nie na miejscu. Nasze portale i strony naprawdę niczego nowego nie wymyśliły. Może się oburzycie, ale przecież pod względem formy (bo może nie treści), nasze strony to przecież kalki portali zagranicznych. Czy uważam to za jakąś skazę? Absolutnie nie, bo jak inaczej zrobić serwis o mzuyce filmowej? Inaczej nie można. Zdjęcia kompozytorów od dawna są na serwisach zagranicznych (Cinemusic, Filmtracks, MovieWave), tak więc drogi Łukaszu trochę nie rozumiem twoich uwag
, a jeżeli chodzi o mnie, to zdjęcia kompozytorów wrzuciłem po raz pierwszy około marca 2005 i w żadnym stopniu nie inspirowałem się Twoją stroną
Tym bardziej, że ich zdjęcia umeiszczam sporadycznie i to tylko tych mało znanych
Podobnież zdjecia z sesji nagraniowych, zdjęcia solistów itd. Wszystkie te rozwiązania, nie kryję tego, są inspirowane zachodnimi portalami i tylko może troszkę inaczej "zaaranżowane", które chcąc nie chcąc, są wzorami do naśladowania. Ja się do tego przyznaję i nie widzę w tym nic złego
Ale co do Twoich "przemyśleń" dot. funkcji zdjęć czy cytatu to jak najbardziej się zgadzam i popieram
Prawdziwym przełomem byłoby jednak to, o czym kiedyś napomknął Babuch - możliwość wstawienia fragemntów filmów z muzyką. Na razie ze względów "logistycznych" jest to raczej nie mozliwe, ale technika i informatyzacja idzie tak daleko do przodu, że nie są to mrzonki
No dobra, koniec tego jałowego tematu
Sprawa długich recenzji. Hmmm... Podzielam opinię Łukasza, ale jednak tak jak Paweł pisze, jeżeli bogactwo materiału jest tak ogromne (biorąc pod uwagę te 2-3 płytowe wydania) to recenzja taka jest wskazana i naprawdę trudno się zmieścić w mniejszym obszarze słownym. Natomiast nie zgadzam się z opinią Łukasza, że skoro to taki archaizm, to trochę nie warto i chyba szkoda czasu się tym zajmować. Jest to trochę "ignorancyjna" postawa
według mnie. To prawda, że te recenzje nie trafią do każdego, ale przecież i one znajdą swoich odbiorców. Przecież fm.pl nie zajmuje się tylko Golden Age'm ale również obficie prezentuje nowości. Na wszystko jest czas i miejsce. A jak chłopaki potrafią się pochwalić garścią naprawdę ciekawych ciekawostek (jak np. recenzja Pawła Psycho) to tylko temu przyklasnąć! Bo co ciekawego można (takiego "kuluarowego") napsiać o nowościach? Figę właśnie z makiem
Ja jestem na tak z tą inicjatywą.
To by było na tyle na razie chyba... Ja również mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem czymkolwiek co napisałem powyżej
Pozdrawiam wszystkich.
PS. Al, niezły ten fotomontaż u dołu





Co do inicjatyw soundtracks.pl w związku z wydawaniem płyt. Myślę, że sukcesem jest już to że ta płyta została profesjonalnie wydana. Mówię jak Listkiewicz, który każe uznać za sukces fakt, że w ogóle na mistrzostwa żeśmy się wybrali i trza mu pomnik postawić

Co do tego nieszczęsnego plagiatowania to dajmy sobie wreszcie spokój... Rozumiem, że trochę nietędy to wygląda jak się przysłowiowo "zwali" newsa, którego przed chwilą miała konkurencja i można się zirytować (tym bardziej, jeżeli news nie był dość powszechny). Jednak te wszystkie uwagi o creditsach, zdjęciach i innych podpierdółkach są po prostu nie na miejscu. Nasze portale i strony naprawdę niczego nowego nie wymyśliły. Może się oburzycie, ale przecież pod względem formy (bo może nie treści), nasze strony to przecież kalki portali zagranicznych. Czy uważam to za jakąś skazę? Absolutnie nie, bo jak inaczej zrobić serwis o mzuyce filmowej? Inaczej nie można. Zdjęcia kompozytorów od dawna są na serwisach zagranicznych (Cinemusic, Filmtracks, MovieWave), tak więc drogi Łukaszu trochę nie rozumiem twoich uwag







Sprawa długich recenzji. Hmmm... Podzielam opinię Łukasza, ale jednak tak jak Paweł pisze, jeżeli bogactwo materiału jest tak ogromne (biorąc pod uwagę te 2-3 płytowe wydania) to recenzja taka jest wskazana i naprawdę trudno się zmieścić w mniejszym obszarze słownym. Natomiast nie zgadzam się z opinią Łukasza, że skoro to taki archaizm, to trochę nie warto i chyba szkoda czasu się tym zajmować. Jest to trochę "ignorancyjna" postawa


To by było na tyle na razie chyba... Ja również mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem czymkolwiek co napisałem powyżej

PS. Al, niezły ten fotomontaż u dołu

