Pragnę oczywiście zaznaczyć, że sam nie mam nic do Jerry'ego Goldsmitha. Choć wiele osób mi zarzuca, że powinien on być moim ulubionym kompozytorem No.2, to mimo, że nim nie jest bardzo go szanuję. Mam Deluxe Edition "Omena" i "Total Recall", które uwielbiam. Mimo wszystko problem widzę.
Oczywiście gdybanie i porównywanie nie jest złe i jest częścią życia miłośnika muzyki filmowej. Mimo to jednak dostrzegam coś niepokojącego w zbyt częstym porównywaniu i przywoływaniu Jerry'ego Goldsmitha. Przede wszystkim niepotrzebnie tworzymy sztuczne podziały w stylu "Jerry Goldsmith vs. Others Film Composers". Zatracamy możliwość cieszenia się muzyką filmową, oczekując aby wszystko było na poziomie i brzmiało jak Jerry Goldsmith. Spoglądamy na innych kompozytorów przez pryzmat Jerry'ego Goldsmitha, odbierając im własny głos. I najważniejsze zagrożenie: robi się to trochę wnerwiająco-upierdliwe

Na razie można nie dostrzegać zagrożenia i je bagatelizować. Ale pierwsze symptomy są już dostrzegalne. I nie chodzi mi jakieś tam wspominanie Goldsmitha przy "Prometeuszu", ale naprawdę w tym na zagranicznych stronach i recenzjach, przywoływanie Goldsmitha stało się popularniejsze. Nie jeszcze na wielką skalę, ale wiedz, że co się dzieje!
Czy mamy do czynienia z nowym trendem? A może jest to objaw buntu na współczesny stan muzyki filmowej, objawiający się w podważaniu jej prawa do istnienia, gdyż i tak nie dorasta do pięt muzyce filmowej Jerry'ego Goldsmitha?
Niektórzy naukowcy mówią wręcz o chorobie, łacińska nazwa jerrus townsonus upierdlivus, która sprawia, że postrzegamy muzykę filmową wyłącznie przez pryzmat Jerry'ego Goldsmitha. W zależności od zaawansowania choroby różne są objawy.
Wczesne objawy:
Oglądając filmy z Sylvestrem Stallonem, myślimy o muzyce z "Rambo", nucimy ją sobie.
W sumie nie jest to nic jeszcze groźnego. Sytuacja robi się jednak alarmująca, kiedy oglądamy "Rocky'ego" i myślimy i chcemy muzyki z "Rambo".

Późniejsze objawy:
Negowanie wszystkiego Goldsmithem, przykład:
Po seansie filmu "Tron:Legacy"
- Fajny film. Szczególnie muzyka Daft Punku było spoko.
- Phi, Jerry Goldsmith skomponowałby lepszą muzykę.
Jeszcze późniejsze objawy (stan niepokojący):
Oglądając "Króla Lwa" dochodzisz do wniosku, że muzyka z "Duch i Mrok" (The Ghost and the Darkness), lepiej by pasowała do obrazu.
Jeszcze jeszcze późniejsze objawy (stan alarmujący):
Podkładasz do "Gwiezdnych wojen" muzykę ze "Star Treka".

Ostatni stan (krytyczny)
- Hej, stary zobacz, laska nie ubrała majtek!
- Phi, bez muzyki Jerry'ego nie chce mi się patrzeć.
Hm, czy coś jest na rzeczy



Powyższy tekst nie ma na celu obrazić nikogo, ani tym bardziej samego Jerry'ego Goldsmitha i jego twórczości.
Zaleca się nie mylenie jerrus townsonus upierdlivus z laurencius zimmerus fanboius, gdyż to dwa zupełnie inne zjawiska.

