Znaczenie muzyki w filmie
-
- Parkingowy przed studiem nagrań
- Posty: 1
- Rejestracja: pt kwie 08, 2005 14:07 pm
- Lokalizacja: Gdańsk
Znaczenie muzyki w filmie
Nawet kiedy kino jeszcze było nieme muzyka okazała się niezbędna. Wtedy jeszcze grana na żywo podczas projekcji. Kiedy dzięki "Śpiewakowi jazzbandu" (1927; reż. Al Crosland) film przemówił do nasz ekranu, okazało się, że muzyka nadal jest potrzebna. Szczególnie dziś trudno sobie wyobrazić film bez soundtracku. Nawet twórcy offowi starają się umuzycznić swoje dzieła. Historia kina pokazuje, że muzyka jest nieodłącznym elementem filmu.
Stąd moja refleksja, jak daleko muzyka powinna ilustrować film? Gdzie jest granica miedzy muzycznym komentarzem a tworzeniem filmu poprzez muzykę?
Stąd moja refleksja, jak daleko muzyka powinna ilustrować film? Gdzie jest granica miedzy muzycznym komentarzem a tworzeniem filmu poprzez muzykę?
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9339
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
- Łukasz Waligórski
- Początkujący orkiestrator
- Posty: 617
- Rejestracja: śr maja 18, 2005 12:27 pm
- Kontakt:
W zasadzie pewnie się ze mną zgodzicie, że są dwa typy muzyki filmowej: taka, która żywo komentuje wszystkie wydarzenia na ekranie (kontrapunkt) i taka, która tylko tworzy nastrój. Rzadko się zdarza, że w filmie jest tylko jeden z tych rodzajów muzyki. Chociaż pewnie takim wyjątkiem jest Quatsi Trilogy Glassa i Reggio.
Trudno jest w kilku słowach określić rolę muzyki w filmie. W końcu zgodzicie się, że nasza pasja - muzyka filmowa - to bardzo złożone zjawisko i jak dla mnie ta jej złożoność jest taka fascynująca. Tylko na to czekam żeby kolejna ścieżka mnie czymś zaskoczyła i pokazała swoje nowe oblicze. Co prawda jest to coraz trudniejsze z czasem ale ciągle możliwe.
Poza tym zgodziecie się chyba że najlepsza muzyka to taka która przekona nas że "...there's no spoon...", czyli taka która genialnie nami manipuluje. To właśnie jest główna funkcja muzyki filmowej. Manipulować nami tak, abyśmy uwierzyli w to czego chce reżyser/kompozytor. I to jest właśnie piękne...
Trudno jest w kilku słowach określić rolę muzyki w filmie. W końcu zgodzicie się, że nasza pasja - muzyka filmowa - to bardzo złożone zjawisko i jak dla mnie ta jej złożoność jest taka fascynująca. Tylko na to czekam żeby kolejna ścieżka mnie czymś zaskoczyła i pokazała swoje nowe oblicze. Co prawda jest to coraz trudniejsze z czasem ale ciągle możliwe.
Poza tym zgodziecie się chyba że najlepsza muzyka to taka która przekona nas że "...there's no spoon...", czyli taka która genialnie nami manipuluje. To właśnie jest główna funkcja muzyki filmowej. Manipulować nami tak, abyśmy uwierzyli w to czego chce reżyser/kompozytor. I to jest właśnie piękne...
-
- Gość od wnoszenia fortepianu
- Posty: 97
- Rejestracja: wt maja 31, 2005 12:20 pm
Wypada mi się tylko zgodzić z Łukaszem. To co jest najpiękniejsze w muzyce filmowej, to sposób w jaki potrafi ona na nas oddziaływać. I to nie tylko w trakcie oglądania filmu, ale także w trakcie jej późniejszego przesłuchiwania na domowym sprzęcie audio.
Myślę, że prawdziwa muzyka filmowa, która od wielu już lat jest nagrywana z pomocą orkiestry symfonicznej, nie zniknie ze świata filmu. Nie zaszkodziła jej także ekspansja muzyki nowoczesnej. Mam tutaj na myśli głównie filmy, gdzie rolę podkładu muzycznego pełnią jedynie piosenki różnych wykonawców. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie iż muzyka i film są jednym, spójnym ciałem. Najlepszym na to dowodem jest obejrzenie pierwszego lepszego filmu wyłaczając w trakcie seansu podkład muzyczny. Wówczas taki film staje się blady, szary, wręcz nudny. Tylko dzięki muzyce oraz odpowiedniej grze aktorskiej, reżyser jest w stanie wycisnąć z nas uczucia towarzyszące danym scenom.
Myślę, że prawdziwa muzyka filmowa, która od wielu już lat jest nagrywana z pomocą orkiestry symfonicznej, nie zniknie ze świata filmu. Nie zaszkodziła jej także ekspansja muzyki nowoczesnej. Mam tutaj na myśli głównie filmy, gdzie rolę podkładu muzycznego pełnią jedynie piosenki różnych wykonawców. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie iż muzyka i film są jednym, spójnym ciałem. Najlepszym na to dowodem jest obejrzenie pierwszego lepszego filmu wyłaczając w trakcie seansu podkład muzyczny. Wówczas taki film staje się blady, szary, wręcz nudny. Tylko dzięki muzyce oraz odpowiedniej grze aktorskiej, reżyser jest w stanie wycisnąć z nas uczucia towarzyszące danym scenom.
- Łukasz Wudarski
- + Sergiusz Prokofiew +
- Posty: 1326
- Rejestracja: czw kwie 07, 2005 19:41 pm
- Lokalizacja: Toruń
- Kontakt:
A ja postawie sprawę inaczej. Czy rzeczywiście muzyka w filmie ma tak ogromne znaczenie jak uważa każdy szanujący się miłośnik soundtrcaków? Niestety mam poważne wątpliwości czy w filmie Hollywoodzkim to co kompozytor stworzy na potrzebę obrazu odgrywa rolę. Oglądając coraz to nowe amerykańskie produkcję nieustannie dostrzegamy zmianę muzycznego stylu. Dopasowanie do mody. Wielu krytyków psioczyło, że gdy weszły syntezatory muzyka stała się pusta i zupełnie pozbawiona wartości ilustracyjnych. Zamiast opisywać stała się po prostu produktem marketingowym (stąd tworzenie pewnego rodzaju popo-rocko- klasycznych, popo-klasyczno-folkowych płyt (większa twórczość MVT –Twierdza, Braveheart Hornera).-> Oczywiście powyższe zdania tyczą się jedynie płyt gdzie elektronika stanowi modny wymóg, a nie próbę stworzenia nowej jakości. Wiec może muzyka przestała mieć znaczenie takie jakie miała kiedyś? W rzemieślniczych dziełach zza oceanu w większości chodzi o to żeby coś grało, żeby muzyka była w sumie taka bezbarwna, bezpłciowa. I to jest jedyne zadanie kompozytora: „zhermafrodytować” podkład. Gdy ktoś próbuje stworzyć zbyt ambitne dzieło, naszpikowane symboliką i nawiązaniami istnieje niebezpieczeństwo, że testowa publiczność powie NIE. Boje się więc, że to wielkie znaczenie (przede wszystkim symboliczne) które wszyscy zgodnie widzimy w muzyce filmowej, zostało obecnie zbarbaryzowane. Zresztą trudno mówić o symbolice muzycznej. Wszak żeby czytać symbole (a już w szczególności skomplikowane symbole muzyczne) trzeba mieć wiedzę, a tej bardzo często nie ma obżerający się popcornem widz, oczekującej cyrkowej ekwilibrystyki kinowych bohaterów. Nawet muzyka pisana do horrorów bardzo się zaszufladkowała. Wciąż te same odgrzewane posthermannwoskie niedopieczone kotlety utkane z włókna nerwowych skrzypków. Wydaje mi się, że choć muzyka ma pewne znaczenie w kinie hollywoodzkim, to coraz częściej spychane jest ono jedynie do owego budowania modnego klimatu, podczas gdy ów symboliczny często kontrapunkt zamiera. Ale chciałbym się mylić w swych spostrzeżeniach
Why So Serious !?
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9339
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Powiem tak. Łukasz ma rację coraz częściej. Score pisany jest często teraz po to, aby tylko był. Nie można jednak nie doceniać roli underscore, ale nie na to teraz czas. Chciałbym nawiązać do problemu kontrapunktu.
Kontrapunkt jest dość ważnym elementem działania muzyki w filmie. Iść naprzeciw temu co widzimy na ekranie. Mówił dzisiaj o tym (w Kinomaniaku na TV4) Jan Kaczmarek. Czy zapomina się o tym dzisiaj? Zastanawiam się, czy nie przeżywamy właśnie w dzisiejszych czasach renesansu takiego podejścia. John Debney mówi, że do sceny samego krzyżowania Chrystusa Gibson kazał mu skomponować najpiękniejszą muszykę jaką tylko mógł. To nie jest przypadkowe. Pewnego rodzaju rewolucją jest score, który zrobił niespodziewaną furorę w 1998 roku i był przełomem w karierze samego kompozytora. Mówię oczywiście o The Thin Red Line Zimmera. Muzyka batalistyczna nie różni się niczym od muzyki lirycznej. Można wręcz powiedzieć, że muzyki batalistycznej (czyt. muzyki akcji) tam wcale nie ma. Należy pamiętać, że doskonale w filmie wypada Journey to the Line. W filmie właściwie nie ma efektów dźwiękowych, Malick zawierzył do końca Zimmerowi. Samego kompozytora wielokrotnie potem proszono o pisaniu w formie kontrapunktu. Zwróćmy chociażby uwagę na dramatyczną muzykę w Łzach słońca.
Symbolika. Tu niestety muszę się zgodzić. Muzyka coraz rzadziej pełni funkcję interpretacyjną. Obwiniać o to należy reżyserów. Chcociaż z drugiej ciekawie jest, kiedy po wejściu kogoś do domu w filmie, nagle słyszymy mroczną muzykę. Oho, coś się zaraz stanie. Coraz częściej natomiast muzyka pełni funkcję psychologiczną. Najlepszym przykładem od paru lat jest chyba scena, w której Morgan Freeman dowiaduje się, że na stadionie w Baltimore (mecz Superbowl, na widowni jest prezydent) jest bomba atomowa (Sum of All Fears). Jerry Goldsmith podszedł do sprawy bardzo prosto. Kiedy Freeman odkłada słuchawkę i przerażony zaczyna rozglądać się po stadionie, słychać mocne kotły, z bardzo prostym motywem. Muzyka często wyraża wściekłość głównego bohatera, często przerażenie (w muzyce akcji, w tym pierwszym specjalizował się Goldsmith). Dobrze użyta muzyka może szokować. I to nie tylko score. Pamiętajmy, że szokiem może być także odpowiednia piosenka i to nie tylko w swojej zawartości tekstowej. Pamiętacie Con Air i seryjnego mordercę nucącego He's Got the Whole World in His Hands? Może dzisiaj trzeba tak podchodzić do filmu?
Kontrapunkt jest dość ważnym elementem działania muzyki w filmie. Iść naprzeciw temu co widzimy na ekranie. Mówił dzisiaj o tym (w Kinomaniaku na TV4) Jan Kaczmarek. Czy zapomina się o tym dzisiaj? Zastanawiam się, czy nie przeżywamy właśnie w dzisiejszych czasach renesansu takiego podejścia. John Debney mówi, że do sceny samego krzyżowania Chrystusa Gibson kazał mu skomponować najpiękniejszą muszykę jaką tylko mógł. To nie jest przypadkowe. Pewnego rodzaju rewolucją jest score, który zrobił niespodziewaną furorę w 1998 roku i był przełomem w karierze samego kompozytora. Mówię oczywiście o The Thin Red Line Zimmera. Muzyka batalistyczna nie różni się niczym od muzyki lirycznej. Można wręcz powiedzieć, że muzyki batalistycznej (czyt. muzyki akcji) tam wcale nie ma. Należy pamiętać, że doskonale w filmie wypada Journey to the Line. W filmie właściwie nie ma efektów dźwiękowych, Malick zawierzył do końca Zimmerowi. Samego kompozytora wielokrotnie potem proszono o pisaniu w formie kontrapunktu. Zwróćmy chociażby uwagę na dramatyczną muzykę w Łzach słońca.
Symbolika. Tu niestety muszę się zgodzić. Muzyka coraz rzadziej pełni funkcję interpretacyjną. Obwiniać o to należy reżyserów. Chcociaż z drugiej ciekawie jest, kiedy po wejściu kogoś do domu w filmie, nagle słyszymy mroczną muzykę. Oho, coś się zaraz stanie. Coraz częściej natomiast muzyka pełni funkcję psychologiczną. Najlepszym przykładem od paru lat jest chyba scena, w której Morgan Freeman dowiaduje się, że na stadionie w Baltimore (mecz Superbowl, na widowni jest prezydent) jest bomba atomowa (Sum of All Fears). Jerry Goldsmith podszedł do sprawy bardzo prosto. Kiedy Freeman odkłada słuchawkę i przerażony zaczyna rozglądać się po stadionie, słychać mocne kotły, z bardzo prostym motywem. Muzyka często wyraża wściekłość głównego bohatera, często przerażenie (w muzyce akcji, w tym pierwszym specjalizował się Goldsmith). Dobrze użyta muzyka może szokować. I to nie tylko score. Pamiętajmy, że szokiem może być także odpowiednia piosenka i to nie tylko w swojej zawartości tekstowej. Pamiętacie Con Air i seryjnego mordercę nucącego He's Got the Whole World in His Hands? Może dzisiaj trzeba tak podchodzić do filmu?
.A ja postawie sprawę inaczej. Czy rzeczywiście muzyka w filmie ma tak ogromne znaczenie jak uważa każdy szanujący się miłośnik soundtrcaków? Niestety mam poważne wątpliwości czy w filmie Hollywoodzkim to co kompozytor stworzy na potrzebę obrazu odgrywa rolę. Oglądając coraz to nowe amerykańskie produkcję nieustannie dostrzegamy zmianę muzycznego stylu. Dopasowanie do mody. Wielu krytyków psioczyło, że gdy weszły syntezatory muzyka stała się pusta i zupełnie pozbawiona wartości ilustracyjnych. Zamiast opisywać stała się po prostu produktem marketingowym (stąd tworzenie pewnego rodzaju popo-rocko- klasycznych, popo-klasyczno-folkowych płyt (większa twórczość MVT –Twierdza, Braveheart Hornera).-> Oczywiście powyższe zdania tyczą się jedynie płyt gdzie elektronika stanowi modny wymóg, a nie próbę stworzenia nowej jakości
Myślę Łukasz, że kiedyś, nie wiem lata jeszcze 80te odgrywała rolę, od jakiegoś czasu tak jak mówisz coś się "popsuło", wciąż te same rozwiażania kompozycyjne, ciągłe dopasowanie do obrazu, dopasowanie tak jak mówisz do trendów (dzisiaj np. masywne chóry, żeńskie lamenty, ambient, minimalizm). Z jednej strony powstają dziełka nieszablonowe oparte właśnie o te "trendy", z drugiej strony człowiek tęskni za wspaniałym tematem, który wbiłby mu się na lata do głowy


-
- Parkingowy przed studiem nagrań
- Posty: 42
- Rejestracja: ndz lis 18, 2007 02:15 am
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Odświeżam temat i pragnę dodać swoją opinię.
Moim zdaniem znaczenie Muzyki w filmie jest ogromne, już nie ze względu na to, iż dopełnia obraz, lecz ze względu na fakt, że często zdarza się, iż Muzyka w filmie przewyższa sam film.
Muzyka w filmie jest często wspaniale wkomponowana i prawie nie zwraca się na nią uwagi w czasie oglądania filmu.
Prawdziwi pasjonaci jednak na Muzykę w nim zawartą zwracają szczególną uwagę.
Myślę, że wspaniale byłoby tworzyć film samą już Muzyką, a przynajmniej jego duże fragmenty - co czasem się zdarza. Świadczy to oczywiście o niespotykanym talencie autora Muzyki.
Nic dodać, nic ująć.
Dzieje się tak, gdyż ambicja powoli upada i zaczyna panować totalne bezguście, totalna komercja.
Myśle, że już najwyższa pora, aby ogromne ilości młodych ludzi zmieniły myślenie i zaczęły uznawać karierę jako sukces na bazie solidnej pracy, a nie jako szybką, łatwą kase i rozgłos na miesiąć lub trzy.
Muzyka w filmie to bezapelacyjnie nieodłączny, bardzo ważny element, bez którego film nie byłby tym czym jest, jednak do pełni szczęścia potrzebny jest ambitny artysta Muzyk lub Muzycy i równie ambitni twórca lub twórcy filmu.
Moim zdaniem znaczenie Muzyki w filmie jest ogromne, już nie ze względu na to, iż dopełnia obraz, lecz ze względu na fakt, że często zdarza się, iż Muzyka w filmie przewyższa sam film.
Muzyka w filmie jest często wspaniale wkomponowana i prawie nie zwraca się na nią uwagi w czasie oglądania filmu.
Prawdziwi pasjonaci jednak na Muzykę w nim zawartą zwracają szczególną uwagę.
Komentarz muzyczny do filmu czy tworzenie go przy pomocy Muzyki?Sebastian Wojdyło pisze: Stąd moja refleksja, jak daleko muzyka powinna ilustrować film? Gdzie jest granica miedzy muzycznym komentarzem a tworzeniem filmu poprzez muzykę?
Myślę, że wspaniale byłoby tworzyć film samą już Muzyką, a przynajmniej jego duże fragmenty - co czasem się zdarza. Świadczy to oczywiście o niespotykanym talencie autora Muzyki.
Myśle, że film Solaris jest jednym z tych filmów w których przez cały film Muzyka była utrzymywana w jednym tonie. Było to w dużym stopniu przejmujące.Łukasz Waligórski pisze:W zasadzie pewnie się ze mną zgodzicie, że są dwa typy muzyki filmowej: taka, która żywo komentuje wszystkie wydarzenia na ekranie (kontrapunkt) i taka, która tylko tworzy nastrój. Rzadko się zdarza, że w filmie jest tylko jeden z tych rodzajów muzyki. Chociaż pewnie takim wyjątkiem jest Quatsi Trilogy Glassa i Reggio.
Łukasz Wudarski pisze:A ja postawie sprawę inaczej. Czy rzeczywiście muzyka w filmie ma tak ogromne znaczenie jak uważa każdy szanujący się miłośnik soundtrcaków? Niestety mam poważne wątpliwości czy w filmie Hollywoodzkim to co kompozytor stworzy na potrzebę obrazu odgrywa rolę. Oglądając coraz to nowe amerykańskie produkcję nieustannie dostrzegamy zmianę muzycznego stylu. Dopasowanie do mody. Wielu krytyków psioczyło, że gdy weszły syntezatory muzyka stała się pusta i zupełnie pozbawiona wartości ilustracyjnych. Zamiast opisywać stała się po prostu produktem marketingowym
(...)
W rzemieślniczych dziełach zza oceanu w większości chodzi o to żeby coś grało, żeby muzyka była w sumie taka bezbarwna, bezpłciowa. I to jest jedyne zadanie kompozytora: „zhermafrodytować” podkład. Gdy ktoś próbuje stworzyć zbyt ambitne dzieło, naszpikowane symboliką i nawiązaniami istnieje niebezpieczeństwo, że testowa publiczność powie NIE.
Nic dodać, nic ująć.
Dzieje się tak, gdyż ambicja powoli upada i zaczyna panować totalne bezguście, totalna komercja.
Myśle, że już najwyższa pora, aby ogromne ilości młodych ludzi zmieniły myślenie i zaczęły uznawać karierę jako sukces na bazie solidnej pracy, a nie jako szybką, łatwą kase i rozgłos na miesiąć lub trzy.
Muzyka w filmie to bezapelacyjnie nieodłączny, bardzo ważny element, bez którego film nie byłby tym czym jest, jednak do pełni szczęścia potrzebny jest ambitny artysta Muzyk lub Muzycy i równie ambitni twórca lub twórcy filmu.
Matrix has you...
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26542
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Rola muzyki w filmie?
Oto jest rola muzyki w filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=DpVdMDnTNmg
a nie żadne tam tła, czy kontrapunkty.
:D
Oto jest rola muzyki w filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=DpVdMDnTNmg
a nie żadne tam tła, czy kontrapunkty.

Święta racjaKoper pisze:Rola muzyki w filmie?
Oto jest rola muzyki w filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=DpVdMDnTNmg
a nie żadne tam tła, czy kontrapunkty.:D

http://www.youtube.com/watch?v=GdNh9f2Wwm0
http://www.youtube.com/watch?v=eCD7UZKPco0
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Wrzuciliście genialne sceny, ja dołożę jeszcze od siebie:
http://www.youtube.com/watch?v=pOvR2Wud ... re=related
Cóż dodać. MUZYKA FILMOWA
http://www.youtube.com/watch?v=pOvR2Wud ... re=related
Cóż dodać. MUZYKA FILMOWA

- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26542
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
No i trzeba było tak od razu, a nie jakieś "uczone" wywody...
:D
A skoro tak lubicie 'kontrapunkty'
http://www.youtube.com/watch?v=ltAgb4Hd ... re=related
Chyba niewiele jest równie przerażających (czy może porażających) scen z równie piękną muzyką...

A skoro tak lubicie 'kontrapunkty'
http://www.youtube.com/watch?v=ltAgb4Hd ... re=related
Chyba niewiele jest równie przerażających (czy może porażających) scen z równie piękną muzyką...
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Ta scena jest tak mocna w dużej mierze dlatego właśnie, że muzyka Morricone tak zaskakuje. MagiaKoper pisze:No i trzeba było tak od razu, a nie jakieś "uczone" wywody...:D
A skoro tak lubicie 'kontrapunkty'
http://www.youtube.com/watch?v=ltAgb4Hd ... re=related
Chyba niewiele jest równie przerażających (czy może porażających) scen z równie piękną muzyką...
I tutaj dwie kolejne scenki wyszperane na youtubie:
http://www.youtube.com/watch?v=VB0sjVN2 ... re=related - jedno z najpiękniejszych main titles w historii kina, genialnie nakręcone i zmontowane, z cudowną muzyką Bernsteina
http://www.youtube.com/watch?v=uUYJFSvVli8 - a tu rosnące do niebotycznych rozmiarów napięcie by mr.Rozsa

Dobra, widzę że festiwal jutjuba
:
http://www.youtube.com/watch?v=oNTha7uxUDA - napisy początkowe "Dinozaura" [J.N.Howard]
http://www.youtube.com/watch?v=hmVrSpq-isQ - majestatyczny finał "Obcego 3" [E.Goldenthal]
http://www.youtube.com/watch?v=yEwD6wYcbC0 - montaż z "Gwiezdnych wrót" z podłożoną muzyką z napisów początkowych [D.Arnold] - mniam
http://www.youtube.com/watch?v=cBABFpAk ... re=related - impresjonistyczno-agresywna ilustracja Johna Williamsa do rekonstrukcji sceny śmierci J.F.Kennedy'ego z filmu Stone'a. Kapitalne wyczucie ilustracyjne + fantastyczny montaż.
http://www.youtube.com/watch?v=1vW2ryP16Vk - i jeszcze napisy początkowe z tego filmu. Ponownie znakomity montaż i muzyka
PS. Marek dzięki za te napisy początkowe do "Zabić drozda". Wspaniały score Bernsteina, niestety znam go tylko spoza filmu :-/[/list]

http://www.youtube.com/watch?v=oNTha7uxUDA - napisy początkowe "Dinozaura" [J.N.Howard]
http://www.youtube.com/watch?v=hmVrSpq-isQ - majestatyczny finał "Obcego 3" [E.Goldenthal]
http://www.youtube.com/watch?v=yEwD6wYcbC0 - montaż z "Gwiezdnych wrót" z podłożoną muzyką z napisów początkowych [D.Arnold] - mniam

http://www.youtube.com/watch?v=cBABFpAk ... re=related - impresjonistyczno-agresywna ilustracja Johna Williamsa do rekonstrukcji sceny śmierci J.F.Kennedy'ego z filmu Stone'a. Kapitalne wyczucie ilustracyjne + fantastyczny montaż.
http://www.youtube.com/watch?v=1vW2ryP16Vk - i jeszcze napisy początkowe z tego filmu. Ponownie znakomity montaż i muzyka
PS. Marek dzięki za te napisy początkowe do "Zabić drozda". Wspaniały score Bernsteina, niestety znam go tylko spoza filmu :-/[/list]
