Przesłuchane. Porządna muza, ale Morricone pewnie nawet jak nie będzie już pamiętał którędy do toalety to i tak dobrą muzę będzie umiał napisać.

Choć świeżości tutaj nie ma za dużo, a echa wcześniejszych prac Ennio są tu wyraźne, to jednak temat główny raczej nie jet bezczelną kalką niczego starszego no i brzmi całkiem nieźle (zwłaszcza z chórem), w ogóle trzy pierwsze utwory, to klasyczny, emocjonalnie piękny Ennio. Jak zwykle album zbudowany trochę na zasadzie - najprzyjemniejsze w odsłuchu na początek, a potem walimy trochę underscoru czy suspensu, ale i on brzmi tu całkiem znośnie, a momentami i bardzo fajnie ("I peggiori" wykorzystujące flet). Generalnie całość na takie 3,5-4, osoby które lubią brzmienie Morricone będą zadowolone, bo to jest jak zwykle bardzo jego muzyka. Końcowy "Rock" brzmi trochę jak skrzyżowanie tematu z "Nietykalnych" z tym orkiestrowym techno z "La Sconnoscuity" ale to też coś, co mógł napisać tylko Ennio.
Myślę, że jak na niemal 83-letniego dziadka to nie ma co tu narzekać. To wciąż poziom nieosiągalny dla większości współczesnych kompozytorów.
