Kwestia oceny utworów. Kto ma rację? Każdy ma jej po trochu?
: ndz sty 02, 2011 02:41 am
Weźmy na przykład utwór Hoopera to jednej z części Harrego Pottera,
Dumbledore's Farewell. Ogólnie rzecz biorąc nie jest on zbyt wysoko oceniany jeżeli chodzi o osoby bardziej znające się na rzeczy, krytyków muzyki filmowej, recenzentów etc.(http://www.muzykafilmowa.pl/recenzje/2009/hp6.htm - tutaj dostał 2/5).
Natomiast jeżeli spojrzeć na chociażby komentarze "masy" (You-Tube itp.) to okazuje się, że co u drugiej osoby wywołuje ogromne emocje -płacz, wzruszenie, smutek.
Moim zdaniem jeżeli muzyka potrafi wywołać tak konkretne emocje to zasługuje mimo wszystko na więcej niż na 2/5. W końcu wywoływanie różnych emocji wzmacniających przekaz samego obrazu to podstawowa funkcja muzyki filmowej. Osobiście do tego utworu nic nie mam, i wystawiłbym mu 3, może 3+/5. Wedle niektórych temat jest zbyt słaby, żeby opisywać tak ważne wydarzenie. Ale czym się właściwie ta słabość objawia (pytanie do przeciwników podanego utworku)? Prostotą (zbyt mało instrumentów, kilka nut na krzyż powtarzane w kółko), wtórnością (ale to już byłooo
) czy po prostu do was nie trafia? I z czego to wynika?
Może takie duże zapoznanie się z tematem muzyki filmowej sprawiło, że niektórzy stracili tę prostszą formę wrażliwości i ich takie utwory zwyczajnie nie ruszają? Potrzebują czegoś lepszego, bardziej złożonego i melodycznie oryginalnego? "Apetyt rośnie w miarę jedzenia"?
Utwór nie jest oczywiście wyjątkiem, setki tysięcy ludzi może uważać daną muzyką za świetną, natomiast krytycy obwieszczą, że jest fatalna. Oczywiście to trochę banalne i nieodkrywcze stwierdzenia, tak samo jest np. z filmami, jednakże nie widzę aż takiej rozbieżności w ocenach, jak w przypadku muzyki filmowej (chociaż jest sporo śmiałków oceniających idiotycznego Niepowstrzymanego na 8/10.
).
Kto ma więc rację. Tłum czy garstka krytyków i pasjonatów? Zdawałoby się, że tysiące osób, które czują pozytywne dreszcze na ciele przy słuchaniu danych utworów świadczą o wysokiej klasie utworu. Jednakże często opinia znawców tematu jest przytłaczająca i muzyka zostaje zmieszana z błotem.
Dlatego można pytać o sens recenzji muzyki w ogóle.
(bo IMO łatwiej obiektywnie spojrzeć na film niż na muzykę, dlatego tez recenzje filmowe mogą sobie istnieć
- chociaż też ich raczej nie czytam, znacznie lepszą formą 'researchingu' przed pójściem do kina są dla mnie opinie wielu, 'zwykłych' osób na forach)
Oj, zaplatałem trochę te swoje myśli, ale może ktoś się wypowie
.
Dumbledore's Farewell. Ogólnie rzecz biorąc nie jest on zbyt wysoko oceniany jeżeli chodzi o osoby bardziej znające się na rzeczy, krytyków muzyki filmowej, recenzentów etc.(http://www.muzykafilmowa.pl/recenzje/2009/hp6.htm - tutaj dostał 2/5).
Natomiast jeżeli spojrzeć na chociażby komentarze "masy" (You-Tube itp.) to okazuje się, że co u drugiej osoby wywołuje ogromne emocje -płacz, wzruszenie, smutek.
Moim zdaniem jeżeli muzyka potrafi wywołać tak konkretne emocje to zasługuje mimo wszystko na więcej niż na 2/5. W końcu wywoływanie różnych emocji wzmacniających przekaz samego obrazu to podstawowa funkcja muzyki filmowej. Osobiście do tego utworu nic nie mam, i wystawiłbym mu 3, może 3+/5. Wedle niektórych temat jest zbyt słaby, żeby opisywać tak ważne wydarzenie. Ale czym się właściwie ta słabość objawia (pytanie do przeciwników podanego utworku)? Prostotą (zbyt mało instrumentów, kilka nut na krzyż powtarzane w kółko), wtórnością (ale to już byłooo

Może takie duże zapoznanie się z tematem muzyki filmowej sprawiło, że niektórzy stracili tę prostszą formę wrażliwości i ich takie utwory zwyczajnie nie ruszają? Potrzebują czegoś lepszego, bardziej złożonego i melodycznie oryginalnego? "Apetyt rośnie w miarę jedzenia"?

Utwór nie jest oczywiście wyjątkiem, setki tysięcy ludzi może uważać daną muzyką za świetną, natomiast krytycy obwieszczą, że jest fatalna. Oczywiście to trochę banalne i nieodkrywcze stwierdzenia, tak samo jest np. z filmami, jednakże nie widzę aż takiej rozbieżności w ocenach, jak w przypadku muzyki filmowej (chociaż jest sporo śmiałków oceniających idiotycznego Niepowstrzymanego na 8/10.

Kto ma więc rację. Tłum czy garstka krytyków i pasjonatów? Zdawałoby się, że tysiące osób, które czują pozytywne dreszcze na ciele przy słuchaniu danych utworów świadczą o wysokiej klasie utworu. Jednakże często opinia znawców tematu jest przytłaczająca i muzyka zostaje zmieszana z błotem.
Dlatego można pytać o sens recenzji muzyki w ogóle.


Oj, zaplatałem trochę te swoje myśli, ale może ktoś się wypowie
