Strona 1 z 6

A. DESPLAT - czy ten koleś czuje kino? (dyskusja ogólna)

: wt gru 07, 2010 23:25 pm
autor: Koper
Nie chcę tu przenosić offtopów z tematu "The Kings Speech", żeby nie zrobić na wstępie bajzlu, ale tamtejsza dysputa przyczyniła się do powstania niniejszego tematu. :)

Alexandre Desplat - kompozytor na pewno zdolny, wykształcony, pomysłowy... itd. itp. pochwały można by mnożyć, ale...

ale...

ale czy on czuje kino? Czy jego muzyka dobrze radzi sobie w filmach? Czytając recenzję nowego Pottera autorstwa Łukasza Wudarskiego można by zapytać: znowu Desplat ma jakiś problem w kinie? W "Special Relationship" Marek Łach też ocenia go za ten aspekt na 3. I nie są to odosobnione przypadki niestety. Z drugiej strony nie można powiedzieć, że tak jest zawsze. Choćby "Ghost Writer" pokazał, że Desplat potrafi w filmie zabrzmieć bardzo dobrze.
Pytanie brzmi zatem: czy te trójczyny za film, te kiepskie oddziaływania, to jest wina współczesnych tendencji i reżyserów, montażystów, producentów...? Czy to oni nie umieją wykorzystać talentu Desplata? Polański jakoś umiał. A może to Desplat nie czuje tego kina hollywoodzkiego? Może po prostu jest stworzony tylko do intelektualnego kina europejskiego i gdy kazać mu napisać prostą, ale emocjonalną partyturkę z chwytliwymi tematami to chłop się drapie po głowie i błagalnym wzrokiem prosi "wyrzućcie mnie z tego filmu"?

Jakie jest wasze zdanie?

: śr gru 08, 2010 00:00 am
autor: Marek Łach
Wydaje mi się, że to będzie kopia dyskusji z tematu zbiorczego o Desplacie, w którym rozmawialiśmy o tej kwestii przed rokiem... ale od tego czasu mamy paru nowych użytkowników, więc może usłyszymy coś nowego. Ja do starych argumentów nie chcę już wracać, odniosę się tylko do mojej oceny The Special Relationship, żeby nie była zbyt pochopnie traktowana jako argument przeciw Francuzowi.

To nie jest do końca tak, że moim zdaniem Desplat tego filmu nie poczuł. Desplata tam słychać, jego muzyka nie ginie, jest jednym z motorów napędowych filmu... Prawdopodobnie gdyby mniej więcej taką samą ścieżkę napisał inny kompozytor, dla którego muzyka nie byłaby nośnikiem tak rozbudowanych "intelektualnych" interpretacji, koniec końców dałbym za film czwórkę. Ale tak się składa, że od Desplata wymagam trochę więcej i w momencie gdy widzę, że zamysł miał ambitniejszy, a w filmie słychać tylko część tego zamysłu, to stawiam surowszą ocenę. Oczywiście TSR nie jest jakąś superinteligentną ścieżką pokroju Alexa Northa - broń Boże, niemniej jest ilustracją na tyle odbiegającą od muzycznego kanonu kina politycznego, że stanowi autorską interpretację, na którą nie każdy kompozytor by wpadł i która ma pewne "intelektualne" (z braku lepszego określenia) tropy.

Dlatego w kategorii "nośnika emocji" (czyli tej zdaniem wielu podstawowej funkcji muzyki filmowej) score do The Special Relationship mógłbym przy odrobinie łagodności ocenić na czwórkę w filmie. Nie jest wybitny, ale jest solidną robotą, której Desplat nie musi się wstydzić. Natomiast w kategorii bardziej rozbudowanej interpretacji filmu (którą to kategorię z reguły w muzyce Francuza dostrzegam), score ten nie realizuje moim zdaniem wszystkich zamierzeń, jakie Desplat sobie postawił - i stąd ocena 3. Z tym że tak jak mówię, wynika to trochę z faktu, że do muzyki Desplata w filmie - każdym - przykładam nieco (ale nie do przesady) inną metodologię niż dajmy na to do Giacchino czy Powella.

: śr gru 08, 2010 01:13 am
autor: lis23
Nie przepadam za Desplatem ale nie odmawiam mu talentu i umiejętności
czegoś mi jednak w Jego muzyce brakuje ...
oprócz słuchalności brakuje mi pewnego ... ciepła - chyba Koper w innym temacie napisał że muzyka Desplata to takie " zimne plumkanie ' i to chyba dobrze obrazuje mój stosunek do Jego muzyki - po prostu jej nie czuję,nie budzi ona we mnie tych uczuć,których od muzyki filmowej oczekuję,jest taka ... wyobcowana,odległa.

: śr gru 08, 2010 02:39 am
autor: Mefisto
Moim zdaniem sporo zależy od filmu, danego gatunku i reżysera. Jak dla mnie Desplat w fantastyce zupełnie się nie sprawdza, bo jest za ciężki i brak mu lekkości, finezji, polotu - jego prace są w większości niemal pod linijkę, wykalkulowane. Ale chłop ma talent i jest sporo tytułów, w których jego muzyka nawet potrafi film uratować (Button na ten przykład, czy słabo znana jego praca z Upside of Anger). W sumie tyle.

Re: A. DESPLAT - czy ten koleś czuje kino? (dyskusja ogólna)

: śr gru 08, 2010 10:38 am
autor: swordfish
Koper pisze:Nie chcę tu przenosić offtopów z tematu "The Kings Speech", żeby nie zrobić na wstępie bajzlu, ale tamtejsza dysputa przyczyniła się do powstania niniejszego tematu. :)

Alexandre Desplat - kompozytor na pewno zdolny, wykształcony, pomysłowy... itd. itp. pochwały można by mnożyć, ale...

ale...

ale czy on czuje kino?
Wydaje mi się, że krytkują go bezpodstawnie te osoby, które nie dorosły do jego inteligencji muzycznej.

Może odwróćmy temat i zapytajmy się, czego producenci hollywoodzcy oczekują od ścieżek dźwiękowych. Czy chcą ładnych melodii, które każdy może zaśpiewać i zanucić po wyjściu z kina, czy tylko hałaśliwych dopełniaczy do efektów dźwiękowych?

I jest jeszcze jedna sprawa. Czy to, że Desplata jest tak pełno przy każdej większej produkcji wynika z tego, że:

a) jest tani,
b) ma dobrego agenta, który go nieźle sprzedaje,
c) hollywood go pokochało?

: śr gru 08, 2010 11:24 am
autor: Turek
Oto moja reakcja na 95% muzyki Desplata:


Obrazek

Gość mnie po prostu strasznie nudzi, z paroma małymi wyjątkami oczywiście (Ghost Writer - pyszności). Ale miast katować się inteligentnym, artystycznym, głębokim myślowo, oryginalnym Alexandre wolę już Transformersy włączyć i nóżką potupać. Ale szanuje oczywiście poglądy Marka i wszystkich innych fanów Francuza bo każdy słucha co lubi. Kwestia gustu.

: śr gru 08, 2010 14:26 pm
autor: Wawrzyniec
Marek Łach pisze:Wydaje mi się, że to będzie kopia dyskusji z tematu zbiorczego o Desplacie, w którym rozmawialiśmy o tej kwestii przed rokiem... ale od tego czasu mamy paru nowych użytkowników, więc może usłyszymy coś nowego. Ja do starych argumentów nie chcę już wracać, .
Tutaj sie zgadzam i w sumie ja tez nie zamierzam sie powtarzac, zwlaszcza, ze moja opinia co do Desplata sie nie zmienila. Chociaz musze przyznac, ze np. ten nowy Potter lepiej prezentuje sie na plycie, niz w filmie, gdzie go nie slychac prawie wcale.
Tylko troche szkoda, ze aby dostrzec czasami walory tej muzyki, trzeba przesluchac jej na na plycie, gdyz w filmie nie za wiele zostaje. I niestety, nie tylko w przypadku tego filmu.

Re: A. DESPLAT - czy ten koleś czuje kino? (dyskusja ogólna)

: śr gru 08, 2010 17:33 pm
autor: Marek Łach
swordfish pisze:Czy to, że Desplata jest tak pełno przy każdej większej produkcji wynika z tego, że:

a) jest tani,
b) ma dobrego agenta, który go nieźle sprzedaje,
c) hollywood go pokochało?
Mam taką teoryjkę po przeczytaniu iluś tam wywiadów z Desplatem, że jest to kompozytor, którego bardzo lubią reżyserzy - Francuz często podkreśla, że lubi bardzo blisko współpracować z reżyserem, że uważnie wsłuchuje się w jego życzenia co do oprawy muzycznej. Być może jest więc tak, że reżyser/producent wybierając akurat Desplata wie już konkretnie czego chce od ścieżki dźwiękowej i że Francuz jest w stanie właśnie to mu dać. Może więc Desplat to kompozytor bardzo "bezpieczny", pomimo swoich artystowskich zapędów i stąd też płynie część sympatii, jaką cieszy się w Hollywood. No a poza tym nie każdy potrafi napisać dobrą muzę w takim tempie jak on.

Re: A. DESPLAT - czy ten koleś czuje kino? (dyskusja ogólna)

: śr gru 08, 2010 18:12 pm
autor: Tomek
swordfish pisze:Wydaje mi się, że krytkują go bezpodstawnie te osoby, które nie dorosły do jego inteligencji muzycznej.
A mnie się wydaje, że lepiej byś zrobił jakbyś pomyślał najpierw dwa razy co masz napisać, jak masz pierniczyć takie frazesy, OK? ;-)

Bo takie pierniczenie głównie powoduje, że Desplat wśród fanów jest tak kontrowersyjnie postrzegany...

To świetny kompozytor, ale czasami też niesamowity nudziarz i osobiście mam już po dziurki w nosie tekstów typu "nie rozumiesz jego muzyki bo jest za inteligentna i do niej nie dorosłeś", jeżeli coś się w muzyce Desplata nie podoba...

: śr gru 08, 2010 18:34 pm
autor: Marek Łach
Ech znowu dojdzie do tego, że obie strony będą się przerzucać mięchem. :? Ewakuuję się czasowo do innych tematów.

Może taka rada: po prostu niech każdy, jeśli ma ochotę brać udział w tej dyskusji, argumentuje konkretnie, z rozmysłem i nie rzuca luźnych haseł. Wtedy nikt nikomu nie zarzuci ani "braku dorosłości" ani wygłaszania napuszonych frazesów. Inaczej dojdzie do tego, że będzie tu taka sieczka jak z Zimmerem...

: śr gru 08, 2010 20:05 pm
autor: Tomek
Czytając tego typu wypowiedzi niektórych osób można odnieść mylne wrażenie, że Desplat to pierwszy w historii muzyki filmowej "inteligentny" kompozytor. Przed nim nikogo w ogóle takie nie było...

Nie wiem czy ma to na celu odwrócić uwagę od słabszych stron jego twórczości (bo przecież na każdy argument można odpowiedzieć, że "ale jego muzyka jest tak głęboka inteligentna") czy jego gwiazda aż tak mocno zaświeciła w dobie posuchy prawdziwych talentów na scenie muzyki filmowej, że zaślepia ludziom obiektywne osądy.

Żebyście nie myśleli, że jestem haterem Desplata, oto jakie ma notki w mojej książce:

Girl With a Pearl Earring ****1/2
Golden Compass, The ****1/2
Birth ****
Cheri ****
Coco Avant Chanel ****
Curious Case of Benjamin Button, The ****
Lust, Caution ****
Ghost Writer, The ***1/2
Hostage ***1/2
Prophète, Un ***1/2
Fantastic Mr. Fox ***
Harry Potter and the Deathly Hallows, Pt.1 ***
Largo Winch ***
Firewall **1/2

A jak Desplat sprawdza się w filmach? Porządnie, solidnie, takie przymiotniki przychodzą mi do głowy. Nie jest to jakiś tytan kina (pod kątem działania jego muzyki w filmie). Dużo ciekawiej prezentuje się chyba na płytach, gdzie subtelność jego muzyki można dużo bardziej docenić. Dobrze czuje się zdecydowanie w dramatach, melodramatach, obyczajówkach niż w akcji czy przygodzie (to zresztą można usłyszeć na samych soundtrackach). Niekiedy rola jego muzyki bywa zdecydowanie przeceniana - jak np. w "Proroku", muzyka minimalistyczna, którą dziś mogło stworzyć 15 innych kompozytorów i nikt by nawet nie zauważył.

No i ma chyba przede wszystkim świetne kontakty i pozycję w biznesie - stąd ilość filmów jakie robi i często wysoki ich prestiż.

: śr gru 08, 2010 20:09 pm
autor: bladerunner
uuu licho Potter tylko 3 a i Autor Widmo też 3 :shock: :?:

: śr gru 08, 2010 20:43 pm
autor: Koper
3 i pół dał Tomek, z tym się nie zgadzam, bo dla mnie jest to ciekawsza praca niż Button - przynajmniej w kontekście filmowym...

a właśnie...

emocje spore, ale panowie. Mnie tu nie chodzi o opinie na temat samego Olo Desplata i jego dzieł słyszanych na płytach, ale o rolę jego muzyki w filmie. Bo oglądałem kilka filmów z jego muzyką i najczęściej ona była wręcz ledwie słyszalna, gdzieś tam sobie plumkała w tle. Wyjątki to dla mnie Autor Widmo czy Fantastyczny Pan Lis, gdzie potrafiła działać wybornie (acz w Lisie było i parodiowanie Ennia, były piosenki, utwory nieodżałowanego Delerue...). I teraz cały czas ponawiam pytanie. Czyja to wina? Reżyserów czy kompozytora? Moim zdaniem z Desplatem jest coś nie tak. Facet próbuje wcisnąć ambitną muzykę niemal do każdego filmu. Weźmy taki Zmierzch. Nie oglądałem tego ale wyobrażam sobie jak pretensjonalnie musi tam brzmieć Desplat. Banalny film dla nastolatków wymagałby prościutkiej melodyjki na gitarkę albo fortepian - ot, taki temacik jaki wysmażyłby Edelman czy nasz Zieliński. A Olo płodzi do tego muzę, owszem fajną, elegancką, ale jak na taki film to cholernie przekombinowaną. Czy to reżyser takiej zażądał czy naprawdę Desplat czuje jakąś wewnętrzną misję pisania super ambitnej muzy do nawet największego gówna, jakie mu przyjdzie ilustrować? Niby taki inteligentny a nie czai prostej rzeczy? Ja tego pojąć nie mogę. To jakby Morricone chciał wpychać dzieła pokroju "Misji" do byle durnej komedyjki, którą ilustruje.

: śr gru 08, 2010 20:51 pm
autor: lis23
Bo oglądałem kilka filmów z jego muzyką i najczęściej ona była wręcz ledwie słyszalna, gdzieś tam sobie plumkała w tle.
Ja oglądałem tylko nowego Pottera z muzyką Desplata i tak właśnie jest - jak zauważył sam recenzent:
Drugim minusem jest moim zdaniem nie do końca udane oddziaływanie muzyki w filmie. Owszem jak wspominałem jest tu kilka wyśmienitych momentów (bez dwóch zdań udało się Francuzowi stworzyć muzyczną wizytówkę utraconego dzieciństwa – motyw wymazywania wspomnień Obliviate), jednak w wielu miejscach muzyka nie odgrywa z obrazem niemal żadnej roli. Ot po prostu jest. Zwykły widz zupełnie jej nie dostrzega, bowiem ani nie jest wyeksponowana, ani nie zachwyca swoim efekciarstwem (to już motywy Hoppera były bardziej rzucające się w uszy).
http://www.filmmusic.pl/index.php?act=recki&id=1151

zgadzam się z tym i min. o tym pisałem w temacie HP,gdzie przypięto mi łatkę ' fanboya Williamsa ' który nie rozumie mega inteligentnej muzyki Francuza ;)

: śr gru 08, 2010 21:06 pm
autor: Marek Łach
Tomku, piszesz:
takie pierniczenie głównie powoduje, że Desplat wśród fanów jest tak kontrowersyjnie postrzegany...
mam już po dziurki w nosie tekstów typu "nie rozumiesz jego muzyki bo jest za inteligentna i do niej nie dorosłeś", jeżeli coś się w muzyce Desplata nie podoba...
Nie wiem czy ma to na celu odwrócić uwagę od słabszych stron jego twórczości (bo przecież na każdy argument można odpowiedzieć, że "ale jego muzyka jest tak głęboka inteligentna")
ale czy tym samym poniekąd nie przyznajesz, że cała ta kontrowersyjna otoczka, która jak rozumiem emocjonalnie również i Ciebie dotknęła, to kwestia tylko i wyłącznie niektórych przesadzonych wypowiedzi FANÓW? Bo ja co rusz mam wrażenie, że przez takie nakręcanie się emocjonalne obu stron dochodzi do tego, że jedna strona barykady próbuje zrobić na złość drugiej. I fani Williamsa nagle obierają sobie za główny cel dyskusji udowodnienie, czego to Desplatowi nie dostaje, a z kolei fani Desplata porywają się na to samo, tylko od przeciwnej strony. Rozumiem, że przez te emocjonalne dysputy sam zacząłeś kontrowersyjnie postrzegać Desplata (chyba zresztą to czuję w obu Twoich postach) - więc skoro wypowiedziami FANÓW wyprowadzamy się wszyscy z równowagi, to jak my tu w ogóle chcemy dojść do jakichś obiektywnych wniosków? Ja - jako sympatyk Desplata - też mam się obrazić na fanów Williamsa, że paru z nich krytykuje nowego Pottera na tle poprzednich części i zrobić im na złość zaniżając oceny Parku Jurajskiego albo SW? Bo mam wrażenie, że momentami do tego dyskusja zaczyna dążyć, do udowodnieniu że druga strona nie ma racji poprzez wbijanie szpilek na siłę.
Niekiedy rola jego muzyki bywa zdecydowanie przeceniana - jak np. w "Proroku"
Hmm ale przez kogo przeceniona? Ktoś to w ogóle poza mną recenzował? (przyjmijmy że z ważniejszych portali branżowych). Bo poza moją chłodną przecież recką nie kojarzę żadnej. A to że miał nominację do Cezara to przecież nic o co można się oburzać - oni, tak samo jak nasze krajowe gremia, nominują jak leci wszystko związane z najgłośniejszymi filmami (vide Katyń Pendereckiego).