ravaell pisze:MoS tragicznym filmem nie jest tylko dlatego, że widać włożone w niego te nieskończone miliony dolców i przynajmniej nie pozostawia wrażenia kina klasy C. Ale poza tym i kilkoma drobnymi zaletami (jak momentalnie Shannon) to porażka totalna. Już taki John Carter przynajmniej nie udawał czegoś, czym ewidentnie nie jest - i na gruncie konwencji sprawdził się bardzo dobrze.
A dla mnie John Carter był filmem piekielnie nudnym i jałowym, w dodatku spóźnionym o dobre pół wieku. Niby nie był zły, ale pozostawił mnie tak obojętnym wobec siebie, że to aż przykre, bo w końcu kino to niby sztuka, a ta jakieś emocje powinna wywoływać.
I myślę, że John Carter udawał coś, czym nie jest. Wciągającą przygodę. Tym na pewno nie był. Przynajmniej dla mnie.
MoS trochę właśnie jest jak takie kino klasy B, zrobione za kupę szmalu, gdzie fajne rzeczy przeplatają się z idiotyzmami. Nie bronię tego obrazu w tym sensie, że uważam, by było to jakieś szczególnie ciekawe dzieło (do Watchmen się przecież w niczym nie umywa a to ten sam reżyser), bym miał chęć do niego wracać (acz prędzej do niego, jak do STID), ale pisanie że to jakiś najgorszy blockbuster ostatnich lat to jakieś skrajne hejterstwo albo nieznajomość tematu.
PS: Większe coelhizmy niż w Supermanie padały chyba w TDKR i nikt jakoś nie mówił o tragicznym filmie.
