Tak się akurat składa, że miałem okazję bliżej zapoznać się z muzyką do najnowszego "Harry'ego Pottera". I przesłuchałem ją naprawdę wiele razy, dlatego też jestem skory napisać nawet parę pozytywnych słów na temat tej muzyki, ale na temat filmu, dalej nie.
W sumie chyba do wymienionych przez Ciebie utworów trudno mi znaleźć jakieś inne, które mi się również spodobały.
"Opening" niestety mimo, że dalej dobrze się słucha, nie mogę zaakceptować. Mini mini mini mini motyw Hedwigi to jakaś kpina. Ja rozumiem, że Hooper nie chce kopiować Williamsa i chcę podążać swoją drogą, ale jako, że to jest część pewnej serii to nie można tak byle jak potraktować głównego motywu

Muzyka akcji może być, wpada dobrze w ucho, ale jest niestety strasznie schematyczna. Same smyczki brzmią dobrze, ale gdzie im do orkiestracji Williamsa.
"In Noctem" racja ładny kawałek o mądrym tekście, chociaż stylem chyba rzeczywiście za bardzo pasuje do "Królestwa Niebieskiego" i "Kodu Da Vinci", ale i tak utwór ładny. Chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdyby jednak się bardziej rozkręcił.
"Ginny" może być, ale to wykorzystanie Williamsa to i tak za mało, aby ostudzić mój gniew za "Opening".
"Ron's Victory" jednak trochę odstaje od Williamsa, dalej to nie są te orkiestracje, ale utwór w sumie może być. Chociaż jak to u Hoopera bywa, strasznie krótki.
"Malfoy's Mission" za pierwszym razem nie zwróciłem na ten utwór uwagi, ale z czasem zacząłem go doceniać. Dobry utwór.
"Farawell Aragog" też jest utworem dobrym, może nie jakimś wybitnym, ale na pewno dobrym.
"Journey to the Cave" to najlepszy utwór na płycie. Szkoda, tylko że ten jeden naprawdę porywający fragment ze świetnymi smyczkami, trwa tak krótko, a pod koniec utwór znowu schodzi do ambientu i tapety.
Podobni jest zresztą z "Inferi in the Firestorm", gdzie fragment z chórem jest naprawdę dobry.
"Wesley Stomp" jest miłym utworem, chociaż mógłbym Hooperowi zarzucić brak oryginalności, gdyż jest to w sumie wariacja na temat "Fireworks", ale na szczęście bez tej wydzierającej się gitary elektrycznej.
Po za tym lubię w sumie kawałek "Harry & Hermione", którego przyjemnie się słucha. Reszta utwór niestety tworzy już bardziej za tło. A i są takie, których po prostu nie znoszę jak chociażby "Living Death".
Po paru przesłuchaniach jestem nawet skory trochę zrehabilitować Nicholasa Hoopera za tę pracę. Gdyż im częściej tej muzyki słucham tym bardziej zaczynam jakieś zalety i walory muzyczne w niej dostrzegać. Niestety ile razy po słuchaniu pracy Hoopera włączam sobie Williamsa, czy też innego kompozytora to dostrzegam, jak wiele temu score'owi jednak brakuje...