The Last Airbender - James Newton Howard

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
muaddib_dw
Zdobywca Oscara
Posty: 3237
Rejestracja: wt lis 24, 2009 16:40 pm
Lokalizacja: Kargowa

#586 Post autor: muaddib_dw » wt sty 11, 2011 20:28 pm

czoug pisze:Wstyd przyznać, ale prawie w ogóle Williamsa nie słucham. Jego tematy nie tylko główne są tak zniewalające i chwytliwe i na dodatek mocno eksponowane w filmie, że znam je na pamięć. Lecą wszędzie i później ciężko mi sięgnąć po takie np. Star Wars(nigdy nie słuchałem) bo tyle razy słyszałem to w filmach, że ... przemilczę to.

w końcu :arrow: co za dużo to niezdrowo

może podajcie jakieś mniej komercyjne ścieżki, aż także obowiązkowe dla muzykomanów.
To może spróbuj takiego Williamsa:
Rosewood
http://www.youtube.com/watch?v=M34XrHSI6_Y
Sleepers
http://www.youtube.com/watch?v=R0sisRT1 ... re=related
Amistad
http://www.youtube.com/watch?v=R0sisRT1 ... re=related
Miłego słuchania

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#587 Post autor: Koper » wt sty 11, 2011 20:36 pm

"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
muaddib_dw
Zdobywca Oscara
Posty: 3237
Rejestracja: wt lis 24, 2009 16:40 pm
Lokalizacja: Kargowa

#588 Post autor: muaddib_dw » wt sty 11, 2011 20:39 pm

Bardzo dobrze Koprze moje ulubione. To ja zaproponuję moje zgniatacze gardła z lat wcześniejszych i trochę innego Williamsa;
The Eiger Sanction
http://www.youtube.com/watch?v=rO03ZljL ... re=related
Cinderella Liberty
http://www.youtube.com/watch?v=joGlRiGj ... re=related
The Long Goodbye
http://www.youtube.com/watch?v=dkKHp4nOU3E
Przyjemności.
Ostatnio zmieniony wt sty 11, 2011 20:47 pm przez muaddib_dw, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#589 Post autor: Wawrzyniec » wt sty 11, 2011 20:46 pm

Chwila, chwila, a dlaczego nagle rozmawiamy o Johnie Williamsie :? Nie, żeby mi to przeszkadzało, gdyż o Williamsie należy i trzeba rozmawia, ale jesteśmy w temacie o Jamesie Newtonie Howardzie, więc lepiej trzymajmy się jakiś zasad i porządku. :)

A oczywiście jak ktoś chce jakiejś mojej dobrej rady co do Williamsa to zawsze można zorganizować nowy temat, w którym ja nowicjuszom jestem w stanie polecić tak z 30 soundtracków Johna Williamsa, które należy znać, na dobry początek :D
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Arthur
Nominacja do odkrycia roku
Posty: 1135
Rejestracja: śr paź 20, 2010 21:16 pm
Lokalizacja: Pzn

#590 Post autor: Arthur » wt sty 11, 2011 21:05 pm

o dobry pomysł, zacznę od takiego Williamsa i skończę akurat na sesję Lord Vaderem :twisted:
Szczęście to jedyna rzecz, która się mnoży, gdy się ją dzieli. - Albert Schweitzer

Mefisto

#591 Post autor: Mefisto » wt sty 11, 2011 22:54 pm

Wawrzyniec pisze:Et tu Mefisto, contra me? :)
co Ty pieprzysz? :?

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#592 Post autor: Wawrzyniec » wt sty 11, 2011 23:31 pm

A nic, przeminęło z nowymi wiadomościami i offtopami :)
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#593 Post autor: Tomek » śr sty 12, 2011 14:03 pm

Marek Łach pisze:Tomku, to co pisałem o niekontrowersyjności Howarda odnosiło się do obserwacji Wawrzyńca - po prostu wypisałem cechy muzyki JNH, dzięki którym (według mnie) nie ma on tak naprawdę jakichś wrogów, jakich nabawili się Zimmer czy Horner w ostatnich powiedzmy 10 latach. :)
Choć oczywiście to że Howard pisze tak często do drugorzędnych filmów odbiera jednak jego muzyce wpływy, jakie mogłaby mieć na gatunek.


Być może masz tu troszkę racji Marek :). Rozumiem, że chodziło Ci tu nie o ogólnie to co przedstawia ze sobą twórca, tylko jego wpływ na gatunek i schedę jaką pozostawi po sobie. Tylko trzeba sobie zadać pytanie: czy wszystko należy analizować w konteksćie historycznym? Często rzeczy ważne i przełomowe pod względem historycznym mają znaczenie, ale...tylko dla historyków? ;-)
Marek Łach pisze:Brak szumu medialnego to jedna kwestia (co można JNH policzyć in plus, tak jak piszesz), natomiast brak nowatorstwa to trochę inna bajka (to już oceniać można wedle tego, kto czego oczekuje od muzyki filmowej na takim poziomie, dla mnie na przykład to zawsze był pewien minus Howarda, ale nie minus z gatunku "deklasujących").
Ja akurat w jego muzyce i dostrzegam głębię (tak, także intelektulną), wcale nie gorszą od Desplata. Wystarczy wsłuchać się w to co robi w takich pozycjach jak Cedry, Defiance, Lady czy nie wspomnę - bo to oczywista oczywistość - o Osadzie. I nowatorstwo również - np. techniki minimalistyczne, specyficzne pisanie na różne sekcje - dęte, perkusje, kreatywna rola elektroniki, tylko i wyłącznie specyficzne dla niego partie chórów...
Marek Łach pisze:No i oczywiście ma swój styl, niczego przeciwnego nie napisałem - choć na tle tych nazwisk, które się w powyższych postach przewijały, ten styl nie jest może aż tak wyrazisty dla przeciętnego słuchacza; ale znowu, to po części też bierze się z faktu, że Howard potrafi być muzycznym kameleonem i to też można uznać za jego zaletę. Trudno też mi stwierdzić, dlaczego Howardowi często zdarza się brzmieć "generic" - czy to Howarda niechęć do eksperymentowania, czy po prostu to inni wzorowali się na nim, i teraz pewne cechy jego brzmienia się upowszechniły. Pewnie prawda leży gdzieś pośrodku. ;)
Bycie "generic" wydaje mi się, zaznacza się w jakichś pomniejszych, mnie być może zainspirowanych projektach, być może wynika to z ogranicznie czasowego, do pewnych projektów być może jest to podejście głównie finansowe (typu Niania McPhee). Ale nie można mu zarzucić, że nawet w uważanych powszechnie za najgorsze ścieżki - jak Michael Clayton - potrafi przemycić pewną inteligencję i subtelność w muzyce, nie wspominając już o genialnym wyczuciu filmu (muzyka pod finał w taksówce). Zgadzam się co do łatki "kameleona" jednak bardzo :)
dziekan pisze: Rozumiem,że z technicznego punktu widzenia nie dostrzegasz w jego pracach kreatywnosci?
Bo według mnie on potrafi w sposob tworczy wykorzystac to co już było podając w nowej,atrakcyjniejszej formie.Tak przedstawia sie sytuacja z takim Airbenderem :wink:
Bardzo podobnie uważam. Na tym tkwi ta atrakcyjność (świeżość), że bierze takiego Airbendera, score z zewnątrz niby klasycznie epicko-fantasy, ale robi to na swoją modłę, dodaje sporo ciekawych ozdobników, modernistycznych zabawek, technik. Czyż nie to samo Marku zrobił Desplat w "Złotym kompasie"? :)
Marek Łach pisze:W epice większej kreatywności u niego raczej nie dostrzegam. W dramatach owszem, choć nie jest to kreatywność na miarę "nowatorstwa" i też nie wykazuje się tą kreatywnością jakoś wyjątkowo regularnie (np. przeciętne Defiance - ale z drugiej strony, czy kogoś poza Williamsem cechuje taka regularność? chyba nie). Nie da się ukryć, że najwięcej kreatywności wykazuje u Shyamalana i tam potrafi zaimponować. :) Aczkolwiek pamiętajmy - to że np. w Lady in the Water
pojawia się tyle minimalizmu, to nie jest nagły wymysł Howarda, tylko to też jest odpowiednie wyczucie aktualnych tendencji w Hollywoodzie - inna sprawa, że obok Elfmana Howard ten minimalizm robi chyba obecnie najlepiej. Howard jest po prostu na tyle inteligentnym kompozytorem, że potrafi łączyć różne brzmienia z klasą. :) A że ma świetny warsztat, to czasami potrafi wynieść swoją muzykę ponad zwykłe rzemiosło.
Widzę, że mamy zupełnie inne zdania na temat "Defiance", no ale to nie miejsce na ten score :) Cieszą mnie dwa ostatnie zdania w Twojej wypowiedzi - dokładnie takie samo mam zdanie i w sumie świetne podsumowanie jego osoby :) Pytanie tylko czy nie wymagamy za dużo (porównania rzemiosło - artyzm). Czy taki Elfman w każdej ścieżce wynosi się ponad rzemiosło? Tylko w części moim zdaniem. Elfman ma jedną natomiast przewagę - dużo większą grupę fanów i fanatyków, którzy "zakrzyczą" resztę, próbując przekonać, że to jednak tylko artyzm :D
Wawrzyniec pisze: Skoro tak, to czekam na tę listę tych dziesięciu:) Żeby było jasno ja nie jestem z tych, którzy rzucają słowa na wiatr. I tak sobie popatrzmy wśród tych najgłośniejszych

nazwisk:
- Hans Zimmer - komentarz nie potrzebny, jeden z najbardziej dzielących kompozytorów muzyki filmowej na świecie! I mnie się to podoba, gdyż lepiej być gorącym, albo lodowatym niż letnim.

- Wielki John Williams - też nie. W sumie jak się popatrzy w internecie to znajdzie się spora liczba osób, która herezja Bladu popiera. "Świetne tematy, ale dalej nic", czy też częste zarzuty o zbyt ciężki, trudny, męski, heteroseksualny action-score.

- Danny Elfman - Też są wielcy miłośnicy i hatarzy. Zbyt oryginalny i zbyt specyficzny styl tego kompozytora dzieli słuchaczy.

- James Horner - kolejny co odpada. Niektórzy go bardzo lubią, ale "czteronutowiec" zawsze się pojawia w kontrargumentacjach. A z punktu widzenia Polskiego

Towarzystwa Muzyki Filmowej to taki Wojciech Kilar za nim nie przepada.

- Howard Shore - jak się pominie "Lord of the Rings" to już nie jest tak wesoło i zgodnie.

- Ennio Morricone - niby też wielki kult i szacunek, ale nie do końca, patrz Adam i jego często ironicznie powtarzane "Santo Subito Ennio" ;)

- Alexandre Desplat - to już w ogóle wystarczy przeglądnąć to forum, plus moje komentarze.

- Michael Giacchino - też nie i w zależności czy jesteś lub nie jesteś fanem "Lostów".

- Alan Silvestri - nie.

- Thomas Newman - też nie.

- John Powell - niedawno też odpadł;)

Ciężko, ciężko znaleźć takiego jednoczącego i powszechnie lubianego i nie budzącego negatywnych emocji kompozytora jak James Newton Howard. No może z Azji jest jeszcze Joe Hisaishi.
OK, zostałem wywołany do tablicy :) Rozumiem, że mówimy o tych kompozytorach, którzy nie wywołują przynajmniej negatywnych emocji, bo chodziło mi o takich, co do których stosunek jest pozytywny lub obojętny. Bez negatywów i skrajnych emocji.

1. Powell na pewno nie wywołuje negatywnych emocji - za skromny to człowiek :) Ja się raczej nie spotkałem z negatywnymi.
2. Newman - zarzuty o nudę. Ale czy to jest coś negatywnego. Howardowi zarzuca się wtorność i rzemiosło tylko. To nic negatywnego.
3. Silvestri - powszechnie lubiany
4. Craig Armstrong - w 90% pozytywne reakcje. Podziwiany za klasę, poziom.
5. Dario Marianelli - nie spotkałem się z opniami nigdy, że ktoś uważa, że jest beznadziejny, czy "dzieli"
6. Shore - akurat ja uważam, że ludzie go odbierają pozytywnie. Owszem, poza LOTR-ami może nie tworzył muzyki dla mas, ale też nie ma do niego stosunku takiego jak do np. Goldenthala, którego niektórzy po prostu nie lubią. Shore jest po prostu poważany.
7. Christopher Young - zawsze ma wysokie notowania. Ceniony za klasę, doświadczenie, poziom swoich ścieżek.
8. Gabriel Yared - jak powyżej
9. Patrick Doyle
10. Miejsce 10 zostawiam dla jakiegokolwiek kompozytora dobrze znanego w Europie czy Azji :)

Elfman, Williams, Zimmer, Morricone, Desplat, Arnold, Giacchino, Badelt, Barry, Beltrami, Debney, Goldenthal, Gregson-Williams, Ottman, Portman, Tyler - Ci twórcy w jakiś tam sposób wywołują różnorakie opinie, często skrajne. Z różnych przyczyn. Czasami prozaicznych (nie podoba mi się jego muzyka, nie znoszę jej - bo to nie te gusta), albo logicznych (bo jest kiepskim kompozytorem). W obu przypadkach fani i fanatycy obu obozów toczą ze sobą wojny internetowe :P
Wawrzyniec pisze: Znaczy się ja przede wszystkim jestem fanem filmów. I jak spoglądam na moją skromną kolekcję soundtracków to jakieś 79% tytułów pochodzi z filmów, które mi się podobają, bardzo podobają, które uwielbiam. Zresztą tak też zacząłem się interesować muzyką filmową. Filmy mi się tak podobały,że i podobała mi muzyka w nich i tak kupowałem wszystko z nimi związanymi, czyli też soundtracki. Ja jednak wolę, kiedy muzyka jest z dobrego filmu, bo tak mogę się nią delektować jako osobnym dziełem, ale również oglądając film. Ale to tylko moje zdanie. :)
Też kocham filmy, ale muzykę filmową też :) I muzykę jako muzykę również - z bardziej analitycznego punktu widzenia :) Więc jeżeli np. poszukuję jakiejś płyty z gniotowego filmu, to poszukuję jej dla muzyki albo kompozytora. Gdy podoba mi się film - kupuję DVD. Zawsze jestem zdania, że jak komuś się podoba muzyka w filmie, niech słucha jej w filmie. Bo na płycie bardzo często to zupełnie inna para kaloszy.
lis23 pisze: John Williams jest jeden i nikt go nie przebije ;)
zgodzę się jednak z tym że James Newton Howard to najrówniejszy kompozytor obok Williamsa właśnie - tyle że Williams przez ostatnie pięć lat stworzył jeden soundtrack więc nie można porównać całej dekady obu kompozytorów.
Howarda słucham od " Waterworld " i choć miewa on prace lepsze i gorsze to nigdy nie schodzi poniżej jakiegoś poziomu - co nie udaje się Zimmerowi lub Hornerowi.
Lepiej bym tego nie napisał. Naprawdę, gdy się przyjrzymy tym topowym kompozytorom i ich "równej formie", to na pewno w ostatnich latach obok Howarda na pewno nie można postawić ani Zimmera ani Hornera. Jeden i drugi mimo jakichś tam jaskółek, przechodzą regres formy (albo w ogóle kariery). Williams stanowi trochę inny poziom i oczekiwania co do jego prac :) Więc on to w ogóle ma przekichane.
Obrazek

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#594 Post autor: Marek Łach » śr sty 12, 2011 15:10 pm

Tomek pisze: Tylko trzeba sobie zadać pytanie: czy wszystko należy analizować w konteksćie historycznym? Często rzeczy ważne i przełomowe pod względem historycznym mają znaczenie, ale...tylko dla historyków? ;-)
Nie wiem, można pewnie będzie dopiero odpowiedzieć na to za kilkadziesiąt lat, gdy wszyscy Zimmerzy, Elfmani i Howardzi będą już tylko nazwiskami z podręcznika do historii. :) Wiem natomiast, że jeśli w tym momencie popatrzeć kilkadziesiąt lat wstecz, to pamięta się tylko nazwiska tych twórców, którzy faktycznie wynieśli muzykę filmową na wyższy poziom. Herrmann, Newman, Rozsa, Steiner, Waxman - a o solidnych, pracowitych rzemieślnikach jak Webb, Young, Deutsch czy Raksin pamięta tylko wąska garstka zapaleńców (którzy najczęściej sami są już wiekowi ;) ). Z jednej strony jest to kwestia powszechnej świadomości, w której zapisała się Psychoza czy Ben-Hur, a nie zapisały się setki produkcyjniaków takiego Younga, ale z drugiej strony wiele z tych filmów było przecież hitami w swoim czasie, a dziś nikt o nich nie pamięta. No ale tak można sobie gdybać - zobaczymy. :)
Ja akurat w jego muzyce i dostrzegam głębię (tak, także intelektulną), wcale nie gorszą od Desplata. Wystarczy wsłuchać się w to co robi w takich pozycjach jak Cedry, Defiance, Lady czy nie wspomnę - bo to oczywista oczywistość - o Osadzie. I nowatorstwo również - np. techniki minimalistyczne, specyficzne pisanie na różne sekcje - dęte, perkusje, kreatywna rola elektroniki, tylko i wyłącznie specyficzne dla niego partie chórów...

Ale nie można mu zarzucić, że nawet w uważanych powszechnie za najgorsze ścieżki - jak Michael Clayton - potrafi przemycić pewną inteligencję i subtelność w muzyce, nie wspominając już o genialnym wyczuciu filmu (muzyka pod finał w taksówce).

(...)

Bardzo podobnie uważam. Na tym tkwi ta atrakcyjność (świeżość), że bierze takiego Airbendera, score z zewnątrz niby klasycznie epicko-fantasy, ale robi to na swoją modłę, dodaje sporo ciekawych ozdobników, modernistycznych zabawek, technik. Czyż nie to samo Marku zrobił Desplat w "Złotym kompasie"? :)
Widzę, że się od Desplata nie uwolnię, niezależnie na czyj temat dyskutujemy. ;) Powiem tak: są różne rodzaje głębi, są różne rodzaje muzycznej inteligencji. Inaczej to działa u Zimmera, inaczej u Desplata, inaczej u JNH. U Desplata ta głębia polega zwykle chyba na tym, że wyciąga on na pierwszy plan takie cechy postaci czy opowieści, które nie rzucają się w oczy, tak jakby omija to co oczywiste i podkreśla to co niezauważalne, a mimo wszystko istotne. No i na dodatek jest świetnym ironistą. Zimmer jest trochę bardziej takim filozofem-eksperymentatorem. U Howarda z kolei powiedziałbym że inteligencja muzyczna przejawia się najlepiej w wyczuciu nastroju filmu, w umiejętności takiego "wgryzienia się" w materiał, że jak gdyby wyciąga z niego esencję i w oparciu o to tworzy cały koncept muzyczny - może to trochę enigmatycznie napisałem, ale Znaki, Osada, Lady in the Water, Michael Clayton - wszystkie te ścieżki są mocno podporządkowane jednej koncepcji, która jak gdyby chwyta sedno filmu. I wokół niej Howard buduje całość. Czy robi z kolei często coś na modłę Desplata? Nie jestem pewien, ale czasami chyba coś zbliżonego występuje - np. Unbreakable, choć z drugiej strony JNH ma na koncie też takie dramaty, gdzie mam wrażenie "prześlizguje się" tylko po powierzchni (np. Great Debaters). W każdym razie inteligencja jak najbardziej jest, trochę inna niż u Desplata, ale nigdy nie mówiłem, że Francuz ma na to monopol ani że muzyczny intelekt wynalazł. ;)

A co do Airbendera i Kompasu. Wydaje mi się, że u Desplata jest to jednak dalej posunięte, dlatego że ma on bardziej niehollywoodzki styl i w związku z tym to przefiltrowanie przez jego język muzyczny jest nieco bardziej specyficzne. Zresztą nie bez przyczyny tyle było płaczów i rwania włosów z głowy, jak to niby Kompasowi brakuje magii i poczucia fantasy. Howard fantasy też filtruje przez swój język, ale ten język jest chyba bliższy czemuś, co rozumie się powszechnie jako "brzmienie fantasy". Tak mi się wydaje.
Pytanie tylko czy nie wymagamy za dużo (porównania rzemiosło - artyzm). Czy taki Elfman w każdej ścieżce wynosi się ponad rzemiosło? Tylko w części moim zdaniem.
Może za dużo... ale gdy wiem, że Zimmer mógł napisać TTRL, Elfman mógł napisać Batmana, to chciałbym żeby tak wysoko ceniony kompozytor jak JNH też mógł mi coś takiego dostarczyć. A jakoś nie wierzę, żeby akurat Howarda stać było na tak odważny score jak te dwa powyższe (Osada mimo wszystko takiej odwagi nie ma). Inna sprawa - kogo tak naprawdę stać?

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

#595 Post autor: Tomek » śr sty 12, 2011 16:53 pm

Marek Łach pisze:Nie wiem, można pewnie będzie dopiero odpowiedzieć na to za kilkadziesiąt lat, gdy wszyscy Zimmerzy, Elfmani i Howardzi będą już tylko nazwiskami z podręcznika do historii. :) Wiem natomiast, że jeśli w tym momencie popatrzeć kilkadziesiąt lat wstecz, to pamięta się tylko nazwiska tych twórców, którzy faktycznie wynieśli muzykę filmową na wyższy poziom. Herrmann, Newman, Rozsa, Steiner, Waxman - a o solidnych, pracowitych rzemieślnikach jak Webb, Young, Deutsch czy Raksin pamięta tylko wąska garstka zapaleńców (którzy najczęściej sami są już wiekowi ;) ). Z jednej strony jest to kwestia powszechnej świadomości, w której zapisała się Psychoza czy Ben-Hur, a nie zapisały się setki produkcyjniaków takiego Younga, ale z drugiej strony wiele z tych filmów było przecież hitami w swoim czasie, a dziś nikt o nich nie pamięta. No ale tak można sobie gdybać - zobaczymy. :)
Oczywiście, ale to są nazwiska pamiętane przez ogół, mainstream, zwał to jak zwał. Gdy zapytasz się przeciętnego fana filmówki o nazwiska z golden age'u też odpowie Ci: Steiner, Rozsa, Korngold, Herrmann etc. Dopiero ktoś, kto w tym posiedział wskaże te inne nazwiska, które być może zasługują na takie samo uznanie i pamięć (ja się nie wypowiadam, bo moja wiedza o tym okresie jest dość ograniczona, szczególnie przy Tobie :). I pytanie czy Rozsa, Korngold czy Steiner byli zdecydowanie większymi nowatorami/geniuszami/mistrzami niż te inne postacie, tylko dlatego, że pisali do wielkich widowisk i oscarowych filmów?
Marek Łach pisze:Widzę, że się od Desplata nie uwolnię, niezależnie na czyj temat dyskutujemy. ;) Powiem tak: są różne rodzaje głębi, są różne rodzaje muzycznej inteligencji. Inaczej to działa u Zimmera, inaczej u Desplata, inaczej u JNH. U Desplata ta głębia polega zwykle chyba na tym, że wyciąga on na pierwszy plan takie cechy postaci czy opowieści, które nie rzucają się w oczy, tak jakby omija to co oczywiste i podkreśla to co niezauważalne, a mimo wszystko istotne. No i na dodatek jest świetnym ironistą. Zimmer jest trochę bardziej takim filozofem-eksperymentatorem. U Howarda z kolei powiedziałbym że inteligencja muzyczna przejawia się najlepiej w wyczuciu nastroju filmu, w umiejętności takiego "wgryzienia się" w materiał, że jak gdyby wyciąga z niego esencję i w oparciu o to tworzy cały koncept muzyczny - może to trochę enigmatycznie napisałem, ale Znaki, Osada, Lady in the Water, Michael Clayton - wszystkie te ścieżki są mocno podporządkowane jednej koncepcji, która jak gdyby chwyta sedno filmu. I wokół niej Howard buduje całość. Czy robi z kolei często coś na modłę Desplata? Nie jestem pewien, ale czasami chyba coś zbliżonego występuje - np. Unbreakable, choć z drugiej strony JNH ma na koncie też takie dramaty, gdzie mam wrażenie "prześlizguje się" tylko po powierzchni (np. Great Debaters). W każdym razie inteligencja jak najbardziej jest, trochę inna niż u Desplata, ale nigdy nie mówiłem, że Francuz ma na to monopol ani że muzyczny intelekt wynalazł. ;)
Trochę chyba tu się nie zrozumieliśmy, bo ja pisałem o inteligencji muzyki a Ty o inteligencji wyczucia filmowego medium :) Ale OK, możemy pociągnąć ten wątek, ciekawe spostrzeżenia zawarłeś :) Choć przyznam zdanie:
"tak jakby omija to co oczywiste i podkreśla to co niezauważalne, a mimo wszystko istotne" jest dla mnie dość niezrozumiałe i raczej chyba nie pojmę tego u Desplata :-) Bo chyba też nie uważam, by muzyka filmowa była aż tak metafizyczna i głęboka. Być może w taką metafizykę bawi się kompozytor, ale z punktu widzenia słuchacza jest to zwykłe wróżenie z fusów :) Ale dość o Desplacie, bo to nie jego temat :)
Marek Łach pisze:A co do Airbendera i Kompasu. Wydaje mi się, że u Desplata jest to jednak dalej posunięte, dlatego że ma on bardziej niehollywoodzki styl i w związku z tym to przefiltrowanie przez jego język muzyczny jest nieco bardziej specyficzne. Zresztą nie bez przyczyny tyle było płaczów i rwania włosów z głowy, jak to niby Kompasowi brakuje magii i poczucia fantasy. Howard fantasy też filtruje przez swój język, ale ten język jest chyba bliższy czemuś, co rozumie się powszechnie jako "brzmienie fantasy". Tak mi się wydaje.
Zgadzam się. Chciałem tylko wykazać, że oboje odeszli od typowości, wprowadzając do rutyny różne swoje ciekawe wynalazki kompozytorskie i techniczne.
Marek Łach pisze:Może za dużo... ale gdy wiem, że Zimmer mógł napisać TTRL, Elfman mógł napisać Batmana, to chciałbym żeby tak wysoko ceniony kompozytor jak JNH też mógł mi coś takiego dostarczyć. A jakoś nie wierzę, żeby akurat Howarda stać było na tak odważny score jak te dwa powyższe (Osada mimo wszystko takiej odwagi nie ma). Inna sprawa - kogo tak naprawdę stać?
Hmm... Zastanawia mnie dlaczego przywołałeś tu "Batmana" :) Według mnie powinno być tu np. "Sommersby" jeżeli chcemy porównywać do siebie dramatyczne magnum opusy tych twórców :) Czy "Osada" tej odwagi nie ma? Ja ją stawiam pod względem artyzmu na równi i z TTRL i Sommersby, muzyka emocjonalnie-dramatyczna na najwyższym poziomie. Uważam, że każdy z tych twórców ma na swoim koncie takie arcydzieło. Howard ma jeszcze rzeczone Cedry + Defiance :P
Obrazek

Mefisto

#596 Post autor: Mefisto » śr sty 12, 2011 17:09 pm

Jezus maria - pierwsza, poważna, autentycznie fascynująca i produktywna dyskusja na forum (i na temat) od dawien dawna :shock: Zapisać ten temat gdzieś!

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#597 Post autor: Marek Łach » śr sty 12, 2011 17:21 pm

Tomek pisze:pytanie czy Rozsa, Korngold czy Steiner byli zdecydowanie większymi nowatorami/geniuszami/mistrzami niż te inne postacie, tylko dlatego, że pisali do wielkich widowisk i oscarowych filmów?
Myślę, że nie tylko. :)
Trochę chyba tu się nie zrozumieliśmy, bo ja pisałem o inteligencji muzyki a Ty o inteligencji wyczucia filmowego medium :)
A co rozumiesz przez inteligencję muzyki?
chyba też nie uważam, by muzyka filmowa była aż tak metafizyczna i głęboka. Być może w taką metafizykę bawi się kompozytor, ale z punktu widzenia słuchacza jest to zwykłe wróżenie z fusów
Nie chodziło mi akurat o metafizykę, bo tego się faktycznie w filmówce raczej nie uświadcza - ale to innym razem, bo tak jak piszesz, to nie temat na takie dywagacje. ;)
Hmm... Zastanawia mnie dlaczego przywołałeś tu "Batmana" :) Według mnie powinno być tu np. "Sommersby" jeżeli chcemy porównywać do siebie dramatyczne magnum opusy tych twórców :) Czy "Osada" tej odwagi nie ma? Ja ją stawiam pod względem artyzmu na równi i z TTRL i Sommersby, muzyka emocjonalnie-dramatyczna na najwyższym poziomie. Uważam, że każdy z tych twórców ma na swoim koncie takie arcydzieło. Howard ma jeszcze rzeczone Cedry + Defiance :P
Batmana - ze względu na duże nowatorstwo i odwagę. Poza Goldenthalem i Davisem w ostatnich 20 latach chyba nikt nie napisał tak awangardowej, postmodernistycznej muzyki do - pamiętajmy - komercyjnego blockbustera. Oczywiście Sommersby to też dobry przykład, ale mimo wszystko trochę mniej eksperymentatorski (w tym ujęciu, w jakim wyrażałem wątpliwości co do Howarda). Akurat Sommersby - wydaje mi się - jest jeszcze ścieżką, której po dramacie tego typu można by się spodziewać. Oczywiście lepszą niż 99,9% innych ścieżek dramatycznych, ale jednak niosącą pewne piętno "gatunkowości". TTRL to już inna bajka, łamiąca schematy i w ogóle idąca na przekór klasycznej muzyce filmowej; no a Batman jak wspomniałem, to jazda bez trzymanki, na którą przy takim projekcie mógł wpaść tylko ktoś, kto myśli zupełnie niekonwencjonalnie o muzyce filmowej. ;)

Chodzi mi o to, że nie oczekuję po Howardzie arcydzieła, które przełamywałoby bariery gatunkowe. Muzyki, której nie spodziewalibyśmy się w dramacie, filmie wojennym, filmie przygodowym. Howard oczywiście jest w stanie napisać wybitną muzykę gatunkową (która z założenia nie jest oczywiście czymś gorszym) - ale wydaje mi się, że mimo wszystko jest to pewne ograniczenie. Choć może po prostu nie trafił jeszcze na odpowiedniego reżysera.
Mefisto pisze:Jezus maria - pierwsza, poważna, autentycznie fascynująca i produktywna dyskusja na forum (i na temat) od dawien dawna Shocked Zapisać ten temat gdzieś!
W sumie to fakt. :) Można by kiedyś tego typu dyskusje (gdyby komuś się chciało) skompilować w formie jakiegoś fajnego artykułu. ;)

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 34961
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

#598 Post autor: Wawrzyniec » śr sty 12, 2011 18:48 pm

Marek Łach pisze:
Mefisto pisze:Jezus maria - pierwsza, poważna, autentycznie fascynująca i produktywna dyskusja na forum (i na temat) od dawien dawna Shocked Zapisać ten temat gdzieś!
W sumie to fakt. :) Można by kiedyś tego typu dyskusje (gdyby komuś się chciało) skompilować w formie jakiegoś fajnego artykułu. ;)
I proszę nie zapominać, kto tę rozmowę sprowokował :wink: Mimo, że na początku zostałem oskarżony o kolejne teorie spiskowe itd. :)

A co do samego Jamesa Newtona Howarda to ja zawsze jestem bardzo ostrożny z używaniem słowa "inteligentna muzyka". Po pierwsze też brakuje mi takiej wiedzy i takiej siły analitycznej jaką posiadają Marek czy Tomek, aby analizować muzykę. Chociaż "The Village" na pewno określiłbym mianem inteligentnego score'u. Ba! To mój ulubiony score Howarda, chociaż na równi z "The Thin Red Line" bym nie stawał (błagam co niektóre osoby, aby się powstrzymały od zgryźliwych komentarzy).
I w sumie Tomek twierdzi, że nie ważne czy film dobry, ważne aby była muzyka dobra. Nie do końca tak uważam :? Howardowi na pewno przydałby się tak wybitny, czy też charakterystyczny film, który każdy zna i kojarzy Williamsa wiele filmów od "Jaws" zaczynając, a kończąc na "Liście Schindlera", czy też "The Thin Red Line" i "Gladiator" Zimmera, czy też "Batmany" "Edward Scisorhands" i "Nightmare Before Christmas" Elfmana. Świetne, znaczące filmy, plus świetne, wybitne score'y.
A na 2011 Howard skomponuje do "The Green Lantern", które po zwiastunach wygląda "kupowato", "Green Hornet" (rozrywkowo), "Gnomeo and Juliet" (animacja) i "Water for Elephants".
I pewnie będzie tradycyjnie dobra muzyka, ale czy z tego wybrną jakieś wielkie dyskusje ja szczerze wątpię. :?
Nie chcę zostać źle zrozumiany, ja bardzo lubię i cenię Howarda, ale trudno mi go zaliczyć do grona tak według mnie znaczących kompozytorów jak Williams, Zimmer, Elfman czy też Horner.
Mam nadzieję, że nie zostanę zagryziony :wink:

A co do "The Last Airbendera" to oczywiście sekcja perkusyjna stoi na bardzo wysokim poziomie i robi wrażenie, ale niestety mnie aż tak nie poraża i wbija w ziemię, gdyż jestem także fanem Kenji Kawaia i po jego "Ghost in the Shell 2: Innocence" i jego japońskim koncercie, ciężko mi teraz sekcją perkusyjną zaimponować :wink:
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

#599 Post autor: Koper » śr sty 12, 2011 23:46 pm

Marek Łach pisze:A co rozumiesz przez inteligencję muzyki?
Dziwne pytanie zadajesz Marku, przecież sam ciągle wypisujesz o inteligencji muzyki, zwłaszcza w kontekście jednego kompozytora. :D
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

#600 Post autor: Marek Łach » śr sty 12, 2011 23:58 pm

Ech i po co prowokujesz. :P Każdy może ten termin rozumieć na swój sposób, bo jak napisałem w postach wyżej, inteligencja w tworzeniu muzyki może się przejawiać na wiele sposobów i na różnych płaszczyznach. Po prostu jestem ciekaw, jak Tomek to rozumie, skoro przywołał takie hasło. Skoro już postanowiłeś się tutaj Koprze udzielić, to może coś merytorycznego zamiast docinek? ;)

ODPOWIEDZ