BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Tomek - nie trzeba szukać u mistrzów sprzed lat. Weźmy Ultimatum Bourne'a. Film to jedna wielka bieganina i spokojnie można by do niego napisać muzykę, której rola będzie ograniczona do "metronomu". A jak pokazał Powell, z takim przeładowanym testosteronem materiałem filmowym (którego ambicje "intelektualne" są ograniczone do minimum, jest to kino akcji w stanie czystym) można zrobić coś naprawdę znakomitego, na swój sposób wyjątkowego i wyznaczającego pewien nowy standard. A przecież Powell nie jest jakimś wielkim mistrzem i soundtrackowym bożyszczem. Liczy się pomysł i umiejętność jego realizacji. Niestety metronom z Expendables jest na każdym polu o kilka kroków wstecz za metronomem z Bourne'a.
I nie ma co bronić Expendables tym, że za 20 lat Djawadi napisze coś gorszego. Napisze gniota, to dostanie 1/5. Przy 3/5 Tylera będzie czuć różnicę!
I nie ma co bronić Expendables tym, że za 20 lat Djawadi napisze coś gorszego. Napisze gniota, to dostanie 1/5. Przy 3/5 Tylera będzie czuć różnicę!
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26567
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
No i Al znów nagina rzeczywistość byle tylko było, że Brian jest fajny.
I o zgrozo, nawet już "Rambo" deprecjonuje byle tylko pokazać, że nie taki zły ten Tyler. A gdzież muzyczny "Rambo", a gdzie "Niezniszczalni". Przepaść jak między FC Barcelona a Śląskiem Wrocław.
Nikt po "Expendables 2" nie oczekiwał symfonicznej wirtuozerii, oryginalnych koncepcji, wielkich emocjonalnych poruszeń. Po score tego pokroju można oczekiwać jedynie żeby był fajny: z tematem, o którym się będzie pamiętało, którego się zanuci i tupnie do niego nóżką, z porywającą akcją, z przerywnikami w postaci jakiś bardziej lightowych motywików, z jakimiś ciekawymi aranżami: raz na elektronikę, raz może etnicznie, a innym razem może rockowo? A tu jedna miałka przez 80... o, sorry, tym razem niespodziewanie jedynie niespełna 60 minut, aczkolwiek męczy tak samo.
I o zgrozo, nawet już "Rambo" deprecjonuje byle tylko pokazać, że nie taki zły ten Tyler. A gdzież muzyczny "Rambo", a gdzie "Niezniszczalni". Przepaść jak między FC Barcelona a Śląskiem Wrocław.
Nikt po "Expendables 2" nie oczekiwał symfonicznej wirtuozerii, oryginalnych koncepcji, wielkich emocjonalnych poruszeń. Po score tego pokroju można oczekiwać jedynie żeby był fajny: z tematem, o którym się będzie pamiętało, którego się zanuci i tupnie do niego nóżką, z porywającą akcją, z przerywnikami w postaci jakiś bardziej lightowych motywików, z jakimiś ciekawymi aranżami: raz na elektronikę, raz może etnicznie, a innym razem może rockowo? A tu jedna miałka przez 80... o, sorry, tym razem niespodziewanie jedynie niespełna 60 minut, aczkolwiek męczy tak samo.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10478
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Gdzie Bourne, a gdzie Expendables? Toż to dwa różne światy. I podejście do gatunku inne i podejście do muzyki także inne. Nie stawiajmy Goldsmitha, Powella i Tylera w jednym szeregu, bo każdy z tych panów ma (miał) co innego do powiedzenia.
Nie zrozumcie mnie źle. Ja tutaj nie urabiam Ex2 i tworów Tylera do miana geniuszu. Chcę tylko zwrócić uwagę, że zbyt łatwo ulegacie modzie wciskania Tylera w ciasną szufladkę beztalencia, chyba tylko po to, aby wyjść naprzeciw panującej na zachodzie modzie na chwalenie tego pana za jego luźne podejście do muzyki filmowej. Jest to niesprawiedliwe tym bardziej, że wbrew waszym opiniom BT rozwija się z roku na rok. Pokazał się świetnie skomponowanym Battle: LA, potem jeszcze wyprowadził kilka nowych pomysłów w Fast 5. Teraz pokazuje, że choć talentu do sfery tematycznej nie ma za grosz, to jednak potrafi zbudować solidną ścieżkę, która trzyma się kupy i jak najbardziej przynależy do świata filmowego. A że Tyler gustuje w kinie akcji...
Nie rozliczajcie go z gatunków, do których nie tworzy. Nie rozliczajcie go z jego specyficznego podejścia do kina akcji.
I tak, Koper, Brian jest fajny. Jest fajny, bo się nie spina i ma wywalone jajca na cały przemysł. Nie pieprzy, że pół roku szuka brzmienia, że czerpie pomysły z kosmosu, czy tym podobne. Po prostu siada i robi swoje. A jak nie może, to rzuca wpizdu, wsiada w porsche i leci rwać laski. Pokazuje, że muzyka filmowa poza aspektem funkcjonalnym ma przynosić również radość. A niewątpliwie to co robi sprawia mu radość. Tak się składa że mi również, więc będę go bronił i tyle.
Nie zrozumcie mnie źle. Ja tutaj nie urabiam Ex2 i tworów Tylera do miana geniuszu. Chcę tylko zwrócić uwagę, że zbyt łatwo ulegacie modzie wciskania Tylera w ciasną szufladkę beztalencia, chyba tylko po to, aby wyjść naprzeciw panującej na zachodzie modzie na chwalenie tego pana za jego luźne podejście do muzyki filmowej. Jest to niesprawiedliwe tym bardziej, że wbrew waszym opiniom BT rozwija się z roku na rok. Pokazał się świetnie skomponowanym Battle: LA, potem jeszcze wyprowadził kilka nowych pomysłów w Fast 5. Teraz pokazuje, że choć talentu do sfery tematycznej nie ma za grosz, to jednak potrafi zbudować solidną ścieżkę, która trzyma się kupy i jak najbardziej przynależy do świata filmowego. A że Tyler gustuje w kinie akcji...
Nie rozliczajcie go z gatunków, do których nie tworzy. Nie rozliczajcie go z jego specyficznego podejścia do kina akcji.
I tak, Koper, Brian jest fajny. Jest fajny, bo się nie spina i ma wywalone jajca na cały przemysł. Nie pieprzy, że pół roku szuka brzmienia, że czerpie pomysły z kosmosu, czy tym podobne. Po prostu siada i robi swoje. A jak nie może, to rzuca wpizdu, wsiada w porsche i leci rwać laski. Pokazuje, że muzyka filmowa poza aspektem funkcjonalnym ma przynosić również radość. A niewątpliwie to co robi sprawia mu radość. Tak się składa że mi również, więc będę go bronił i tyle.


- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9370
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Rambo 1 to score psychologiczny, a nie typowy akcyjniak.
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26567
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Ghostek pisze:Pokazał się świetnie skomponowanym Battle: LA

Briana pamietam, jak był młody, wchodził do branży, jak mi zaimponował może i przewidywalnym ale klimatycznym i świetnie działającym w obrazie "Frailty". Wtedy też wiązałem z nim nadzieje... Ale to było ponad 10 lat temu, a od tamtej pory, z paroma wyjątkami, głównie jakieś młócki bez finezji i fantazji. Trójkowe prace, solidne ale nic ponadto, nie wiem gdzie ten jego rozwój wielki? Z jakich gatunków mamy go nie rozliczać? Poza pornosami to chyba wszystkie inne obskoczył w mniejszym, bądź większym stopniu?
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9370
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Męczy mniej, nie dlatego, że album krótszy, ale dlatego, że jest po prostu lepiej skomponowane niż zwykle, ale generalnie się zgadzam.Koper pisze:No i Al znów nagina rzeczywistość byle tylko było, że Brian jest fajny.
I o zgrozo, nawet już "Rambo" deprecjonuje byle tylko pokazać, że nie taki zły ten Tyler. A gdzież muzyczny "Rambo", a gdzie "Niezniszczalni". Przepaść jak między FC Barcelona a Śląskiem Wrocław.
Nikt po "Expendables 2" nie oczekiwał symfonicznej wirtuozerii, oryginalnych koncepcji, wielkich emocjonalnych poruszeń. Po score tego pokroju można oczekiwać jedynie żeby był fajny: z tematem, o którym się będzie pamiętało, którego się zanuci i tupnie do niego nóżką, z porywającą akcją, z przerywnikami w postaci jakiś bardziej lightowych motywików, z jakimiś ciekawymi aranżami: raz na elektronikę, raz może etnicznie, a innym razem może rockowo? A tu jedna miałka przez 80... o, sorry, tym razem niespodziewanie jedynie niespełna 60 minut, aczkolwiek męczy tak samo.
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Nie, nie, nie. Robisz teraz tysiąc szufladek w ramach jednego gatunku, w rezultacie czego niczego z niczym nie będzie można porównać. OCZYWIŚCIE, że Bourne i Expendables to różne podejścia do kina akcji. Ale zarówno Ultimatum, jak i Niezniszczalni mają jedną wspólną ( i kluczową) cechę: są czystym kinem akcji. I nieistotne jest, czy Expendables to hołd dla lat 80-tych, bo i tak tego de facto w muzyce niespecjalnie czuć.Ghostek pisze:Gdzie Bourne, a gdzie Expendables? Toż to dwa różne światy. I podejście do gatunku inne i podejście do muzyki także inne. Nie stawiajmy Goldsmitha, Powella i Tylera w jednym szeregu, bo każdy z tych panów ma (miał) co innego do powiedzenia.
Przykład Bourne'a (czy nawet durnego akcyjniaka klasy B, Red Canvas) pokazuje, że na ekranie biegają, dają sobie po mordach, strzelają do siebie, ale można z tego wykrzesać muzykę, KTÓRA NIE JEST OD LINIJKI. Która szuka swojego brzmienia. Która w najlepszych przypadkach próbuje redefiniować w jakiś sposób gatunek. A przecież Bourne nie jest filmem, który by takiej muzyki wymagał! I co, nie działa?
Idąc Twoim tokiem rozumowania, trzeba by uznać, że Snow White Howarda to elegancki score, którego nie należy krytykować za to, że jest bladym odbiciem innych muzycznych produkcji spod szyldu fantasy. Efektem takiego rozumowania będzie permanentne zaniżenie standardów: najpierw do poziomu metronomu, potem do poziomu nieinwazyjnej tapety, a na końcu do poziomu SFX.
- Koper
- Ennio Morricone
- Posty: 26567
- Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
- Lokalizacja: Zielona Góra
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
I to właśnie ból. Lepiej by było zamiast zatrudniać Tylera czy kogokolwiek podłożyć trochę zapomnianych kawałków (zarówno instrumentalnych, jak i piosenek) na podobnej zasadzie, jak to robi Tarantino, albo jak zrobili twórcy "Hobo with a Shotgun". Ewentualnie to, co nie dałoby się w ten sposób Brian mógłby zapełnić jakimś "additional score" i by grało.Marek Łach pisze:I nieistotne jest, czy Expendables to hołd dla lat 80-tych, bo i tak tego de facto w muzyce niespecjalnie czuć.

"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński
- Paweł Stroiński
- Ridley Scott
- Posty: 9370
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 21:45 pm
- Lokalizacja: Spod Warszawy
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
A ja właśnie słucham Total Recall. Tak też można ilustrować kino akcji "klasy B."
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Dla mnie Tyler wsławił się tylko dwoma rzeczami: Dziećmi Diuny i najbardziej cool momentem ze wszystkich Rambo - wejściem tematu Goldsmitha wraz z napisami końcowymiKoper pisze:Ghostek pisze:Pokazał się świetnie skomponowanym Battle: LA![]()
Briana pamietam, jak był młody, wchodził do branży, jak mi zaimponował może i przewidywalnym ale klimatycznym i świetnie działającym w obrazie "Frailty". Wtedy też wiązałem z nim nadzieje... Ale to było ponad 10 lat temu, a od tamtej pory, z paroma wyjątkami, głównie jakieś młócki bez finezji i fantazji. Trójkowe prace, solidne ale nic ponadto, nie wiem gdzie ten jego rozwój wielki? Z jakich gatunków mamy go nie rozliczać? Poza pornosami to chyba wszystkie inne obskoczył w mniejszym, bądź większym stopniu?

http://www.youtube.com/watch?v=EXy7DdJ9S_M
Choć tak po prawdzie to nie wiem czy to był jego pomysł, no ale nie wdawajmy się w szczegóły

Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.
- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Przecież na dobre, pomysłowe ilustracje durnych akcyjniaków są dziesiątki przykładów, i to niekoniecznie Goldsmithów i Hornerów. Nie wiem jak to się dzieje, że co niektórzy w kontakcie z Tylerem nagle o tych wszystkich ścieżkach zapominają.
Tak na koniec mojej krótkiej wizyty w tym wątku - tak naprawdę Tyler niespecjalnie mnie obchodzi, słucham go mało i tylko z recenzenckiego obowiązku, mógłby sobie istnieć i pisać co chce, nie robi mi to problemu. Tylko drażni mnie, kiedy jego obrońcy próbują całemu światu wmówić, że tacy Expendables to idealny przykład muzyki do kina tego typu, podczas gdy dziesiątki kompozytorów w przeszłości robiły to lepiej, ciekawiej, bardziej ekscytująco, i bez tych wszystkich ograniczeń, które fani Tylera nakładają na gatunek. Finito.
Tak na koniec mojej krótkiej wizyty w tym wątku - tak naprawdę Tyler niespecjalnie mnie obchodzi, słucham go mało i tylko z recenzenckiego obowiązku, mógłby sobie istnieć i pisać co chce, nie robi mi to problemu. Tylko drażni mnie, kiedy jego obrońcy próbują całemu światu wmówić, że tacy Expendables to idealny przykład muzyki do kina tego typu, podczas gdy dziesiątki kompozytorów w przeszłości robiły to lepiej, ciekawiej, bardziej ekscytująco, i bez tych wszystkich ograniczeń, które fani Tylera nakładają na gatunek. Finito.

- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10478
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Kurde, ja nie wybielam Ex2, bo wiem, że ma swoje oczywiste wady o których już wcześniej wspominałem. Nie podoba mi się natomiast odgórne traktowanie takich ludzi jak Tyler.
Brak pomysłów? Pod względem tematycznym owszem. Pod względem brzmienia - nie. Czy ktoś się przysłuchiwał elektronice w Ex2? Nie jest to typowe wykorzystanie syntetycznego brzmienia u Tylera. Coś zmieniał, coś kombinował, czegoś szukał. Że nie wyszedł z tego geniusz na miarę pierwszego Bourne'a... To co z tego? Swoją ocenę za to dostanie i wcale nie będzie to festiwal piątek - mogę to zagwarantować.
Swoją drogą, jeżeli tak bardzo męczy was Ex2, to co powiecie o nowym Total Recall?
Co postawicie na piedestale i powiecie, że to standard?
Tak na dobrą sprawę we współczesnej muzyce filmowej nie ma standardów. Żyjecie mentalnie jeszcze w latach 80 i 90 kiedy gatunkiem rządziły pewne prawidłowości i stale wszystko porównujecie do tych epok. To tak jakby porównywał muzykę Hansa Zimmera do Alfreda Newmana i miał pretensję do tego pierwszego, że gwałci gatunek. Czemu to ma służyć? Przecież współczesna muzyka filmowa jest bardzo zróżnicowana. Opiera się na miliardach stylów i rozwiązań. Z drugiej strony cyfryzacja i popularyzacja tworzenia muzyki w domu dają duże pole do popisu dla eksperymentatorów. Nie można każdego muzyka postawić w jednym szeregu i oczekiwać od niego, że będzie postępował według z góry nakreślonych reguł. Tyler odciął się od poszukiwania nowych melodii, ale poszedł za to w brzmienie - takie jakie można się było po nim spodziewać, ale z drobną subtelną korektą na płaszczyźnie orkiestracji i korzystania z syntetycznych środków wyrazu. Czy to jest zaniżanie poziomu? Czy Tyler jest kimś pokroju Williamsa, Jamesa Newtona Howarda, czy Hornera, że zejście poniżej pewnych oczekiwań miałoby stanowić zaniżanie poziomu gatunku? Czy wypowiadanie się o takich kompozycji pochlebnie to przejaw akceptowania tego zaniżania poziomu? Prawdą jest, że Tylera albo się lubi, albo traktuje jak wybryk cudem utrzymujący się na powierzchni i nie warty zbytniej uwagi. Ale wystarczy tylko zmienić punkt siedzenia, aby zmienił się punkt widzenia. Proponuję dotrzeć do źródeł i popytać samych reżyserów co popycha ich do zatrudniania Tylera? Co sprawia, że właśnie w jego ręce najczęściej lądują tego typu projekty?
Tyler to kolejny chłopak z Hollywood, który bawi się tym co robi. Nie ma ambicji podbijać rynku - to widać już od pewnego czasu. Po prostu robi to co lubi i ma w nosie zaniżanie czy zawyżanie poziomu gatunku. A na spinki fanów patrzy pewnie z góry śmiejąc się tylko pod nosem.

Brak pomysłów? Pod względem tematycznym owszem. Pod względem brzmienia - nie. Czy ktoś się przysłuchiwał elektronice w Ex2? Nie jest to typowe wykorzystanie syntetycznego brzmienia u Tylera. Coś zmieniał, coś kombinował, czegoś szukał. Że nie wyszedł z tego geniusz na miarę pierwszego Bourne'a... To co z tego? Swoją ocenę za to dostanie i wcale nie będzie to festiwal piątek - mogę to zagwarantować.
Czemu nie można? Skoro muzyka prawie nie podejmuje interakcji ze słuchaczem, to jest coś nie tak. Zobacz jak mało emocji wywołuje taki od czapy napisany score? Tak szybko jak tylko pojawi się jakiś nius o najnowszych pracach JNH, tak szybko nikną one pod natłokiem wrażeń z odsłuchów innych ścieżek. Przykład nowego Bourne'a również to potwierdza. Skoro Ex2 wywołuje zainteresowanie znaczy, że ma coś w sobie. I pewnie, ma prawo się to nie podobać, bo każdy czego innego oczekuje od muzyki, tylko nie sprzedawajcie mi tu tekstów, że po przesłuchaniu wasze IQ spadło o ileśtam procent. Takie teksty rozumiałbym pod tematem muzyki Batesa, Thomasa Gouski & Lucasa Wudarsky'ego, ale nie człowieka, który jednak pojęcie o muzyce pewne ma. Nawet Paweł przyznaje, że kompozycyjnie nie jest źle...Marek Łach pisze: Idąc Twoim tokiem rozumowania, trzeba by uznać, że Snow White Howarda to elegancki score, którego nie należy krytykować za to, że jest bladym odbiciem innych muzycznych produkcji spod szyldu fantasy.
Swoją drogą, jeżeli tak bardzo męczy was Ex2, to co powiecie o nowym Total Recall?
Ciągle mówicie o tym zaniżaniu standardów. Jakich standardów, ja się pytam?Marek Łach pisze: Efektem takiego rozumowania będzie permanentne zaniżenie standardów: najpierw do poziomu metronomu, potem do poziomu nieinwazyjnej tapety, a na końcu do poziomu SFX.
Co postawicie na piedestale i powiecie, że to standard?
Tak na dobrą sprawę we współczesnej muzyce filmowej nie ma standardów. Żyjecie mentalnie jeszcze w latach 80 i 90 kiedy gatunkiem rządziły pewne prawidłowości i stale wszystko porównujecie do tych epok. To tak jakby porównywał muzykę Hansa Zimmera do Alfreda Newmana i miał pretensję do tego pierwszego, że gwałci gatunek. Czemu to ma służyć? Przecież współczesna muzyka filmowa jest bardzo zróżnicowana. Opiera się na miliardach stylów i rozwiązań. Z drugiej strony cyfryzacja i popularyzacja tworzenia muzyki w domu dają duże pole do popisu dla eksperymentatorów. Nie można każdego muzyka postawić w jednym szeregu i oczekiwać od niego, że będzie postępował według z góry nakreślonych reguł. Tyler odciął się od poszukiwania nowych melodii, ale poszedł za to w brzmienie - takie jakie można się było po nim spodziewać, ale z drobną subtelną korektą na płaszczyźnie orkiestracji i korzystania z syntetycznych środków wyrazu. Czy to jest zaniżanie poziomu? Czy Tyler jest kimś pokroju Williamsa, Jamesa Newtona Howarda, czy Hornera, że zejście poniżej pewnych oczekiwań miałoby stanowić zaniżanie poziomu gatunku? Czy wypowiadanie się o takich kompozycji pochlebnie to przejaw akceptowania tego zaniżania poziomu? Prawdą jest, że Tylera albo się lubi, albo traktuje jak wybryk cudem utrzymujący się na powierzchni i nie warty zbytniej uwagi. Ale wystarczy tylko zmienić punkt siedzenia, aby zmienił się punkt widzenia. Proponuję dotrzeć do źródeł i popytać samych reżyserów co popycha ich do zatrudniania Tylera? Co sprawia, że właśnie w jego ręce najczęściej lądują tego typu projekty?
Tyler to kolejny chłopak z Hollywood, który bawi się tym co robi. Nie ma ambicji podbijać rynku - to widać już od pewnego czasu. Po prostu robi to co lubi i ma w nosie zaniżanie czy zawyżanie poziomu gatunku. A na spinki fanów patrzy pewnie z góry śmiejąc się tylko pod nosem.
Tak, Battle: LA jest świetnie skomponowane. Nie mylić tego z kwestią oryginalności, bo tutaj Tyler dał ciała na całej linii. Ale wszystkie cechy świetnie skomponowanej ilustracji zachowuje. Mamy temat przewodni, który interferuje ze słuchaczem i widzem. Mamy pięknie rozwijającą się muzykę, którą album soundtrackowy perfidnie przekłamał. Wystarczy sięgnąć po complete score by się o tym przekonać. No ale nie będę nakłaniał do słuchania, bo większość już na samą myśl skręca w żołądku.Koper pisze:Ghostek pisze:Pokazał się świetnie skomponowanym Battle: LA![]()


- Marek Łach
- + Jerry Goldsmith +
- Posty: 5671
- Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
- Lokalizacja: Kraków
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
No popatrz, ale ja dokładnie takimi samymi określeniami mógłbym opisać Ex2. A następnie patrzę i podczas gdy zajadle bronisz tego niedoskonałego, ale stawianego przez Ciebie za wzór współczesnego akcyjniaka Ex2, to jednocześnie inny równie przeciętny, wyzuty z wyobraźni score - Snow White - oceniasz jako mechaniczny, surowy, jako "przykrą rutynę". A jednocześnie znacznie bardziej pomysłowy aranżacyjnie (choć równie mało ambitny) M:I4 traktujesz jako kuglarski, plastikowy. Mi to pachnie podwójnymi standardami i nie przeszkadzałoby mi gdybyś tak samo (i za to samo) krytykował JNH, Tylera i całą resztę soundtrackowego towarzystwa - tylko że tak nie robisz.Ghostek pisze: Czemu nie można? Skoro muzyka prawie nie podejmuje interakcji ze słuchaczem, to jest coś nie tak. Zobacz jak mało emocji wywołuje taki od czapy napisany score? Tak szybko jak tylko pojawi się jakiś nius o najnowszych pracach JNH, tak szybko nikną one pod natłokiem wrażeń z odsłuchów innych ścieżek.
Współcześnie - Powell w formie.Co postawicie na piedestale i powiecie, że to standard?
O, no to dokładnie jak muzyka filmowa gdzieś od lat 60-tych.Przecież współczesna muzyka filmowa jest bardzo zróżnicowana.

Niespecjalnie mnie interesują melodyjki do pogwizdania, cenię bardziej brzmienie - i to jest w Ex2 bardzo słabo dopracowane. A w każdym razie jest anonimowe. Naprawdę mam robić wielkie oczy, bo Tyler wprowadził tu trochę nowej (dla siebie) elektroniki? Tak samo nie dziwię się i nie zachwycam, gdy Zimmer po 20 latach wpadnie na jakiś ładny efekt orkiestrowy, którego używał już Herrmann.Tyler odciął się od poszukiwania nowych melodii, ale poszedł za to w brzmienie
"Zaniżanie poziomu" nie odnosi się do tego co pisze Tyler, tylko do recepcji, jaką muzyka pokroju Ex2 otrzymuje od jego fanów. A raczej kontekstu, w jakim pewne przeciętne rozwiązania stawiają oni za nowy wzór. I DLATEGO PONOWNIE ZAZNACZĘ, ŻE NIE CHODZI MI O MIESZANIE Z BŁOTEM TYLERA, KTÓRY MA SWOJĄ NISZĘ I ŻYCZĘ MU W NIEJ POWODZENIA, TYLKO O SPOSÓB JEGO OBRONY PRZEZ WAS, DRODZY TYLEROWCY.Czy to jest zaniżanie poziomu?

- Ghostek
- Hardkorowy Koksu
- Posty: 10478
- Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
- Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Chyba mamy trochę inny sposób pojmowania tego brzmienia. Oczekiwania względem muzyki też mamy różne, ale to nie nowość. Na tym proponuję zakończyć tę dyskusję. 


- Wawrzyniec
- Hans Zimmer
- Posty: 35042
- Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
- Kontakt:
Re: BRIAN TYLER - THE EXPENDABLES 2 (2012)
Ha, chyba jednak moja wyśmiana teoria z Jerrym nie była taka całkowicie porąbana.
Gdyż naprawdę nie uwłaczając, ale niektórzy tutaj za dużo oczekuję od score'u do "Niezniszczalnych 2". Ja sam fanem Tylera nie jestem i jeżeli coś mogę zarzucić jego muzyce do tej serii, to brak wyrazistego tematu. A brzmienie, orkiestracje itd. schodzi dla mnie na dalszy plan.
Tutaj nagle pojawiają się w dyskusji "Rambo", Powell z "Bournem"
Akurat "Bourne" mi nie pasuje w tej dyskusji, gdyż to inny rodzaj kina akcji. Tak samo "Niezniszczalni" mają mało co wspólnego z "Rambo". I to jest chyba największy problem tego filmu, teraz już dwóch. Nie wiadomo czy jest on nawiązaniem do lat 80tych, czy też ich pastiszem, hołdem itd.
Czasami wręcz stara się parodiować stare filmy, ale czasami znowu robi się zbyt serio. I jeżeli mam być szczery to akurat muzyka Tylera, w pierwszej części robiła za przyzwoite tło.
Jak wspomniałem Tyler to nie moja bajka, ale tak samo i nie "Niezniszczalni". Więc w sumie jest mi obojętna muzyka do tego filmu i równie dobrze mógłby ją napisać Bates czy Wandmacher. Jeżeli Stallone'owi się podoba jak i fanom to nic mi do tego.
Nie oznacza to oczywiście, że nie można jej krytykować. Tylko dla mnie krytykowanie przez porównywanie ze ścieżkami Goldsmitha, czy też porównywanie z "Bournem", który nijak się ma do tego typu filmu, jest zbyt proste. Zawsze łatwo coś zjechać, porównując z czymś lepszym. Ja nie potrzebuję Goldsmitha, aby stwierdzić, że to co mi się nie podoba w pracy Briana to brak wyrazistego tematu. Ale z drugiej strony też nie oczekuję od muzyki do tego typu filmu, aby była nie wiadomo czym.

Tutaj nagle pojawiają się w dyskusji "Rambo", Powell z "Bournem"

Akurat "Bourne" mi nie pasuje w tej dyskusji, gdyż to inny rodzaj kina akcji. Tak samo "Niezniszczalni" mają mało co wspólnego z "Rambo". I to jest chyba największy problem tego filmu, teraz już dwóch. Nie wiadomo czy jest on nawiązaniem do lat 80tych, czy też ich pastiszem, hołdem itd.

Jak wspomniałem Tyler to nie moja bajka, ale tak samo i nie "Niezniszczalni". Więc w sumie jest mi obojętna muzyka do tego filmu i równie dobrze mógłby ją napisać Bates czy Wandmacher. Jeżeli Stallone'owi się podoba jak i fanom to nic mi do tego.
Nie oznacza to oczywiście, że nie można jej krytykować. Tylko dla mnie krytykowanie przez porównywanie ze ścieżkami Goldsmitha, czy też porównywanie z "Bournem", który nijak się ma do tego typu filmu, jest zbyt proste. Zawsze łatwo coś zjechać, porównując z czymś lepszym. Ja nie potrzebuję Goldsmitha, aby stwierdzić, że to co mi się nie podoba w pracy Briana to brak wyrazistego tematu. Ale z drugiej strony też nie oczekuję od muzyki do tego typu filmu, aby była nie wiadomo czym.
#WinaHansa #IStandByDaenerys