Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.
Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Kaonashi
Joe Hisaishi
Posty: 13737
Rejestracja: pt sie 19, 2011 17:36 pm
Lokalizacja: Kraina Bogów

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#526 Post autor: Kaonashi » czw gru 22, 2016 20:44 pm

Lis znowu wali spoilerami.
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14453
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#527 Post autor: lis23 » czw gru 22, 2016 20:50 pm

Kurna, ktoś wyżej o
Spoiler:
pisał, więc uznałem, że już można. Zresztą, to już tydzień od premiery.
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
Kaonashi
Joe Hisaishi
Posty: 13737
Rejestracja: pt sie 19, 2011 17:36 pm
Lokalizacja: Kraina Bogów

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#528 Post autor: Kaonashi » czw gru 22, 2016 20:52 pm

Ok, jakoś tamtego nie wyłapałem, co nie zmienia faktu, że nigdy nie można walić spoilerami. :P
Gdyby nie piraci, byłbym jak Zbigniew Hołdys - Eric Clapton.

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9895
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#529 Post autor: Wojteł » pt gru 23, 2016 03:19 am

To nie powinienem pisać, że
Spoiler:
:mrgreen:


Dzisiaj byłem na tym w kinie drugi raz. Score Michaela podszedł mi bardziej, chociaż w większości miejsc, gdzie mi kiksowało, tam kiksuje dalej. Za to teraz wyłapałem, że użył motywu Gwiazdy Śmierci i to nawet dwa razy, ale jakoś tak dziwnie zaaranżowany (a co gorsza zmiksowany), że dało się nie rozpoznać. Temat Jyn z kolei dobrze mi się sprawdzał, jako taki spójnik między kolejnymi scenami, np. przylotu na jakąś planetę itd, ale tak poza tym, to dalej jest cienki. Co więcej, coraz bardziej mnie gryzło, że ten fragment na obój wydaje mi się znajomy. I dzisiaj w kinie ogarnąłem, że przecież to jest serenada Schuberta. Nie no kuwa świetny pomysł Majkiel.
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Wawrzyniec
Hans Zimmer
Posty: 35042
Rejestracja: sob lip 12, 2008 02:00 am
Kontakt:

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#530 Post autor: Wawrzyniec » pt gru 23, 2016 04:16 am

Film widziałem w poniedziałek. Znajomi zrobili mi prezent świąteczny, gdyż wiedzieli, że lubię "Gwiezdne wojny"... No cóż nie wypadało więc odmówić, ale z opinią musiałem się wstrzymać. Nawet zaraz po pojawieniu się napisów końcowych film stał się drugorzędny zważywszy, że paręset metrów dalej był zamach terrorystyczny. Ale teraz już trochę przerobiłem to wydarzenie i mogę też zająć się omawianym tutaj filmem.


Właściwie to już pierwsze minuty były dla mnie znamienne. Mamy ujęcie domu Ersów i nagle kamera zatrzymuje się, aby pokazać "niebieskie mleko". I to nie jakoś tam widzimy w tle to niebieskie mleko. Oj, nie jest ono centralnie w kadrze i kamera zatrzymuje się odpowiednio długo, abyśmy dokładnie mogli je zobaczyć, "Member blue milk?". Widać jest to ulubiony napój w całej Galaktyce, nie tylko na Tatooine. W każdym razie po tej scenie już wiedziałem, że Disney jest w formie i raczej mnie nie zawiedzie. I tym samym nasuwa się podstawowe pytanie, czy "Rogue One" jest lepsze od "The Force Awakens"? Raczej tak, ale to nie czyni od razu R1 dobrym filmem i member berries mają tu ogromny udział. A tylko dlatego, że z fanservicem J.J. Abrams był subtelny jak radziecki czołg nie oznacza, że twórcy R1 też go nie wykorzystują. Oj, wykorzystują, wykorzystuję i to wielokrotnie, tylko czasami są leciutko bardziej subtelniejsi od J.J.'a. Tylko to co TFA w miarę trzymało, a mianowicie historia zerżnięta z "A New Hope" w przypadku "Rogue One" już takiego szkieletu nie ma. Dlatego też tytuł "Rogue One: A Star Wars Story" uważam, za niezwykle znamienny, wręcz ironiczny, gdyż trudno tutaj mówić o jakiejś historii. I tak o ile oglądanie TFA mnie złościło i denerwowało, tak "Rogue One" mnie po prostu nudziło.


To dość nudny i nieciekawy film z nudnymi i nieciekawymi bohaterami. Ale w sumie czego się dziwić jeżeli chce się zrobić film w oparciu o napisy początkowe "Nowej Nadziei". I niestety widać, że nad "wymyśleniem" tej "historii" pracowało aż tyle osób i było tyle dokrętek i zmian. I tu nawet nie chodzi oto, że film jest dość niechlujny, ale głównie chodzi o samą "historię" skoro w tytule pojawia się słowo "Story". A ta "Story" przypomina stereotypowe postrzeganie gier wideo. Czyli udaj się z punktu A do punktu B, aby zdobyć informację i otworzyć wiadomość, dzięki której będziesz się mógł udać do punktu C, zaś będąc w punkcie C znajdziesz odpowiednie informacje, aby udać się do punktu D. Oczywiście w każdym z tych punktów musi być odpowiednia walka i potyczka. Dlatego też te wszystkie planety, te wszystkie potyczki to trochę takie zapchajdziury, aby dojść do głównego motywu, czyli wykradnięcia planów Gwiazdy Śmierci. Tylko ze względu na tą powtarzalność, to niestety i końcowa wielka walka niczym nie zaskakuje, nie angażuje, pomijając, że wiadomo z góry jak się ona zakończa.


Najlepszym przykładem, że twórcy nie za bardzo wiedzą co zrobić z tą historią jest postać głównego czarnego charakter Directora Kreninca aka Złego Białego Mężczyzny. Muszę przyznać, że jest on naprawdę dobrze zagrany przez Bena Mendelsohna, ale jednocześnie została zmarnowana okazja na ciekawe ukazanie tej postaci. Gdyż w ostateczności jego rola ogranicza się do kosmicznego listonosza i latania po Galaktyce. Tak naprawdę to przez większość filmu nie robi on niczego ważnego, czy ciekawego. Nie wspominając, że całkowitą zagadką pozostaje dla mnie jego ranga w Imperium. OK, jest niżej Moffów, niżej Vadera (chyba), ale jednak ma swój własny oddział czarnych szturmowców i jak się pojawia na tej hawajskiej planecie, to wydaje rozkazy i zachowuje się jakby był tam głównym szefem. To jest on wyżej, czy niżej od Admirałów, czy Generałów?


Od czarnego charakteru przejdźmy do postaci pozytywnych...

...

...

...

...

A tak trudno powiedzieć, czy w tym filmie mamy tych "dobrych" więc przejdźmy do tych "szarych".

I tu też się pojawia mój kolejny problem, gdyż jednak wolałem ten klasyczny podział na walkę dobra ze złem - Dobra Rebelia vs. Złe Imperium. Tutaj jednak widzę wolimy się bawić w bardziej "realistyczne podejście" do wojny i chaosu wojny itd. "Realizm" w świecie Gwiezdnych wojen, kosmicznej baśni i space opery - seems legit.

Ale przynajmniej dla mnie właśnie przez to też główni bohaterowie stali się dość nieciekawi. Skoncentrujmy się najpierw na postaci, która zajmuje 2/3 plakau - Jynn Erso. W sumie muszę przyznać, że moje obawy otrzymania Rey 2.0 i kolejnej Mary Sue okazały się bezpodstawne. Oczywiście jak na disneyowską bohaterkę Gwiezdnych wojen Jynn oczywiście ma jaja i mimo 1.60 metrów wzrostu potrafi spokojnie pokonać grupę szturmowców, kiedy inny bohater patrzy ze zdumieniem, jaka ona jest badassowa. Ale muszę przyznać, że było to jeszcze znośne, tak samo jak i widać wiele "bitch face" widzianych w trailerach jak i twardzielskich, zawadiackich tekstów ze słynnym "I Rebel!" zostało wyciętych z filmu. Tak też w sumie mnie ta postać nie irytowała tak jak Rey, a więc chyba na plus. Chociaż to jak załatwiła własnego ojca podchodzi pod nagrodę Darwina.

Zaś o reszcie tej ekipy ciężko mi coś powiedzieć poza tym, że była multikulturalna. Wiadomo robot fajny, ale też ogólnie jacyś tacy nijacy ci Rebelianci.

Madsa aż tak wiele nie ma, abym mógł coś więcej o nim pisać, zaś występ Foresta Whitackera i jego Talibów najlepiej przemilczę.


"Remember Star Wars?"

Jak na początku wspominałem z niebieskim mlekiem i tym razem otrzymujemy sporo typowego dla Disney'a Gwiezdnych wojen fanservice'u. I w sumie znowu na nim, a nie na ciekawej historii opiera się cały film. Tak też można mówić o oddzielnym filmie w uniwersum Gwiezdnych wojen, ale tak naprawdę jest to jak najbardziej klasyczny prequel. Coś jak jednak z tych części "Cube'a", gdzie dokładnie kończy się tam gdzie się piewszy "Cube zaczyna". I OK są różne rodzaje fanservice'u, puszczania oczka, itd. ale Disney robi tak mało subtelnie, tak oczywiście, że wręcz aż bezczelnie. Disney zachowuje się trochę jak puszczalska kobieta, która przy pierwszej okazji dobiera się facetowi do spodni, gdyż naturalnie ma w tym jakiś interes. Mnie coś akurat takiego nie pociąga i nie podoba mi się to nachalne dobieranie się do moich fanbojskich spodni. Dlatego też mnie w przeciwieństwie do większości osób, pewnie też tutaj na forum, nie stanął, kiedy pojawił się Darth Vader. Gdyż jego pojawienie się nie miało żadnego wpływu na fabułę, nie było nią podyktowane, a służyło jedynie zaspokojeni fanbojskich fantazji. I tym samym wracamy do Krennica latającego sobie po Galaktyce tu i tam świat swój pokazując nam. Nie wiem co się stało ze starym dobrym hologramem, z którego dawniej wszyscy korzystali. Teraz dochodzą geekowsko-nerdowskie uwagi. OK Pałac Vadera wygląda ciekawie, ale nie podali co to jest za planeta. Czyżby to była Mustafar? Zresztą nieważne, ale ważne że jest tam lawa. I oczywiście może to jest jakoś w książkach i komiksach uzasadnione, ale zważywszy, że Vader poniósł swą największą i najdotkliwszą porażkę na wulkanicznej planecie, to postawienie pałacu na środku rzeki lawy, jest trochę dziwne. Chociaż pojemnik w którym jest trzymany jest fajny, przy czym myślałem, że Imperialni Gwardziści służą jedynie Imperatorowi?

Zaś co do finałowego pojawienia się Vadera to wiadomo fajne to było, ale znowu czuję, że fabularnie to nie było ono w ogóle podyktowane. Ba, wręcz przeciwnie zważywszy, że akcja ta dzieje się na niewiele przed wydarzeniami z "Nowej nadziei", gdzie szturm na Tantive IV zaczynają Szturmowcy, a kiedy już wszystko jest załatwione pojawia się Vader. Tutaj zaś on zajmuje się wszystkim sam, gdyż... gdyż wygląda cool i tylko tyle. Tym samym rola Dartha Vadera przypomina trochę clowna na przyjęciu urodzinowym, gdzie dzieci z napięciem oczekują jego występu i chcą otrzymać jakieś fajne sztuczki.


Tak samo jak Vader, tak samo i pojawienie się Tarkina poza fanservicem było raczej zbędne. Ba, ja nawet nie wiedziałem, że będzie go aż tyle. I niestety wiadomo, że technika się rozwija, ale jednak dalej to nie wygląda jak prawdziwy żywy aktor. Dlatego też bez pokazywania Tarkina twarzy efekt byłby lepszy, pokazujący też jego stosunek do Krennica. A tak to Tarkina i inna wiadoma CGI-postać, jednak dalej pozostanie CGI-postacią. I w sumie jedyne co mi się podoba to hipokrycja hejterów prequeli, że CGI-CGI-CGI, a tutaj jakoś CGI i CGI postacie nie przeszkadzają. Gdyż tylko zaznaczę, że tutaj kalamariański dowódca był CGI, a nie kostium i maska - straszne! ;)

I jeszcze pytanie z kategorii geekowsko-nerdowskich: W "Nowej nadziei" testem Gwiazdy Śmierci był Alderaan, a tutaj nagle widzimy, że Gwiazda Śmierci już sobie dwa razy strzelała? No chyba, że zniszczenie planety to dopiero "prawdziwy test"?


Czy mogę powiedzieć coś dobrego? Tak, niektóre widoczki, zdjęcia były ładne. Edwards też nie gna na złamanie karku tak jak Abrams i czasami pozwala trochę bardziej się nacieszyć pewnym ujęciem.


Muzyka Michaela Giacchino była i w sumie za wiele nie mogę o niej powiedzieć. Przesłuchałem soundtrack i jestem teraz w stanie trochę więcej wyłapać niż podczas seansu, gdzie niestety ta ścieżka dla mnie nie wychodziła poza bycie przyzwoitą tapetą z drobnymi przebłyskami. Temat Jynn jeszcze jestem w stanie jakoś zapamiętać, ale poza tym to raczej solidna rzemieślnicza robota, ale nic więcej.


Tylko tak jak pisałem o ile TFA wyzwalało u mnie emocje, główne negatywne, tak Rogue One pozostawia mnie zupełnie obojętnym. Potwierdzając tym samym me największe obawy odnośnie tego uniwersum, że Gwiezdne wojny stanął się takie pospolite. Za dużo w tym wszystkim odcieni szarości i chłodnej kalkulacji. Nudne Gwiezdne wojny, to raczej nie dla mnie, a niestety taki Rogue One dla mnie właśnie jest. Dlatego też wątpię, abym wracał do tego filmu. Tak samo jak i pozostaje pytanie, co też wniósł ten film do całej Sagi i czy był potrzebny? Jak dla mnie odpowiedzi brzmią NIC i NIE. I coś czuję, że podobnie jak w przypadku The Force Awakens po początkowej euforii i nadmiernego spożywania member berries z czasem przyjdzie otrzeźwienie i średnia ocen zacznie spadać.

Meh/10


Wesołych Świąt, mimo pewnie sprzecznych i jakże różnych opinii ;)


P.S. Na razie soundtrack przesłuchałem raz i raczej nie zamierzam go słuchać na świętach. Ale z czasem postaram się napisać może więcej o muzyce.
#WinaHansa #IStandByDaenerys

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60155
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#531 Post autor: Adam » pt gru 23, 2016 07:39 am

Nie chce mi się czytać całego, ale tak, na pewno jesteś w ciąży. ;-) ;-)

A już tak bardziej serio - wczoraj wyszedł score cyfrowo w wersji 24-Bit / 96 kHz . <3
NO CD = NO SALE

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10478
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#532 Post autor: Ghostek » pt gru 23, 2016 08:59 am

Wawrzyniec pisze: Meh/10
O twojej ocenie widzieliśmy już mniej więcej 2 lata temu, kiedy wyszła informacja o szczegółach tej produkcji. I nawet nie trzeba było iść na seans. :P
Serio innego podejścia się nie spodziewałem, o muzyce nie wspominając. :D
Inną sprawą jest, że na wielu płaszczyznach R1 próbuje być "nolanowski", ale jak widać są podwójne standardy, bo Dunkierka zapewne jest już filmem roku 2017 i to też na pół roku przed premierą :D
Obrazek

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9895
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#533 Post autor: Wojteł » pt gru 23, 2016 09:01 am

Disney zachowuje się trochę jak puszczalska kobieta, która przy pierwszej okazji dobiera się facetowi do spodni, gdyż naturalnie ma w tym jakiś interes.
No a co ma mieć facet w spodniach, jak nie interes? :mrgreen:

Do reszty zarzutów odniosę się kiedy indziej, bo z niektórymi się zgadzam, niektóre są absurdalne, a niektóre były już wcześniej omawiane i dyskutowane.
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25350
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#534 Post autor: Mystery » pt gru 23, 2016 09:12 am

Fajna analiza scoru od tego gościa http://www.imdb.com/name/nm1637637/ , z klipami i fortepianem, takich fachowców, aż miło posłuchać ;)
https://secure-hwcdn.libsyn.com/p/a/3/a ... cceaaf78b5

Ciekawe spostrzeżenie o inspiracji "Dies irae" jako o temacie przewodnim filmu i wielu innych smaczkach, szczególnie w odniesieniu do "New Hope" jak np ten, że zalążek tematu Hope i nie tylko, był słyszany już tam. Ogólnie panowie są zachwyceni i pełni entuzjazmu, na pewno miła odskocznia od forumowego narzekania :P

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60155
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#535 Post autor: Adam » pt gru 23, 2016 09:19 am

No niektóre "zarzuty" Wawrzyńca są rzeczywiście tutaj tak absurdalne, że jedyne co się ciśnie na usta to WTF.. Drobna ich część to prawda, ale nie ma to większego znaczenia dla produkcji i jej jakości (tak jakby stare Star Warsy nie były przewidywalne, tak jakby Bond zawsze nie wygrywał na końcu, tak jakby Titanik nie zatonął na końcu - są rzeczy które są jasne przed seansem i nie trzeba o tym czytać ani oglądać, ani tym bardziej po seansie się czepiać tych oczywistości).. No ale wiadomo, jak Nolan i Zimmer zrobią Star Warsy jakieś kolejne, to nagle okaże się, że to najlepszy film franczyzy i najlepszy score, choc Wawrzyniec napisze swoje słynne zdanie, że jest ma dylemat moralny 8)
NO CD = NO SALE

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9895
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#536 Post autor: Wojteł » pt gru 23, 2016 10:28 am

Mystery pisze:Fajna analiza scoru od tego gościa http://www.imdb.com/name/nm1637637/ , z klipami i fortepianem, takich fachowców, aż miło posłuchać ;)
https://secure-hwcdn.libsyn.com/p/a/3/a ... cceaaf78b5

Ciekawe spostrzeżenie o inspiracji "Dies irae" jako o temacie przewodnim filmu i wielu innych smaczkach, szczególnie w odniesieniu do "New Hope" jak np ten, że zalążek tematu Hope i nie tylko, był słyszany już tam. Ogólnie panowie są zachwyceni i pełni entuzjazmu, na pewno miła odskocznia od forumowego narzekania :P

Ja pierdolę, nie powinienem oceniać po przesluchaniu minuty wyrwanej z kontekstu, ale ludzie mają serio pierdolca z doszukiwaniem się tego dies irae wszędzie. To są 4 nuty, które są tak blisko siebie, że szansa, będąc muzykiem użyjesz ich przynajmniej raz w ciągu kariery wynosi jakieś 10 000 000%, ale ludzie wszędzie na siłę szukają powiązania z typem, który odkrył, że można z tych 4 dźwięków ułożyć fajną melodyjkę jakieś 700 lat temu. W Matrixie doszukiwanie się Dies Irae ma sens, ale w temacie Jyn to jest po prostu śmiech na sali.

No chyba, że w reszcie audycji zapoda jakiś superduper argument, którym mnie przekona, ale to przesłucham dopiero wieczorem.
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#537 Post autor: Marek Łach » pt gru 23, 2016 10:34 am

Wawrzyniec pisze: Meh/10
Wawrzek, pewnie się zdziwisz, ale w pewnym stopniu się z Tobą zgadzam. ;) Tzn. nie byłbym w argumentacji i ocenie tak radykalny, bo ogólnie moim zdaniem film jest ok, ale słabości dostrzegam w tych samych miejscach co Ty - zwłaszcza odnośnie postaci. Aczkolwiek zmiana podejścia do kosmicznej baśni na bardziej przyziemne nie jest według mnie wadą, wręcz przeciwnie (w tym konkretnym filmie).

Awatar użytkownika
lis23
+ Ludvig van Beethoven +
Posty: 14453
Rejestracja: czw lis 12, 2009 03:50 am
Lokalizacja: Sosnowiec

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#538 Post autor: lis23 » pt gru 23, 2016 11:14 am

Najwięcej ludzi marudzi, że SW to prosta historyjka o walce dobra ze złem i że to dobro i to zło są tam jasno zdefiniowane i nie ma tu miejsca na odcienie szarości, co widzimy w RO.
Moim zdaniem, nawet w OT te odcienie szarości widać. Weźmy postać takiego Luke'a i chociażby dobór stroju:
- w ANH Luke ubiera się na biało, co ma symbolizować niewinność.
- w ESB ma już szary kolor ubioru, co odzwierciedla jego rozterki pod koniec filmu i stan ducha.
- w RotJ nosi się na czarno, co nawiązuje zapewne do ojca i mroku, który jest także w nim.

Tak więc, strój to symbolika, oraz forma odzwierciedlenia stanu ducha, umysłu głównego bohatera.
Są tu też postaci, które nie są do końca jednoznaczne. Na pierwszy ogień wysuwa się Vader, który najpierw budowany jest jako ten bezwzględnie zły, a wraz z rozwojem fabuły dowiadujemy się o nim więcej i jego osoba staje się bardziej skomplikowana i niejednoznaczna.
Także Obi Wan i Yoda nie są do końca szczerzy, zwłaszcza z Lukiem, nie mówiąc mu całej prawdy o jego rodzinie.

W RO fajne jest to, że widzimy jak rozproszona i mająca wiele różnych celów garstka buntowników przeistacza się w Rebelię z prawdziwego zdarzenia - choć widać to już w serialu "Rebelianci", ale tutaj jest to na większą skale.
Tylko On, Williams John ;)
Tylko on, Elton John ;) ;)

Awatar użytkownika
Wojteł
John Williams
Posty: 9895
Rejestracja: sob mar 15, 2008 23:50 pm
Lokalizacja: Chrząszczyżewoszyce powiat Łękołody

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#539 Post autor: Wojteł » pt gru 23, 2016 11:32 am

Inna sprawa, że ten podcast przyda mi się choćby do bashowania w magisterce, ma ktoś ten sprzed roku o muzie Williamsa, co był na spotifaju?
Haha Śląsk węgiel zadupie gwara

Awatar użytkownika
Mystery
James Horner
Posty: 25350
Rejestracja: pt gru 01, 2006 11:34 am

Re: Rogue One: A Star Wars Story - Michael Giacchino

#540 Post autor: Mystery » pt gru 23, 2016 12:01 pm

Wojtek pisze:
Mystery pisze:Fajna analiza scoru od tego gościa http://www.imdb.com/name/nm1637637/ , z klipami i fortepianem, takich fachowców, aż miło posłuchać ;)
https://secure-hwcdn.libsyn.com/p/a/3/a ... cceaaf78b5

Ciekawe spostrzeżenie o inspiracji "Dies irae" jako o temacie przewodnim filmu i wielu innych smaczkach, szczególnie w odniesieniu do "New Hope" jak np ten, że zalążek tematu Hope i nie tylko, był słyszany już tam. Ogólnie panowie są zachwyceni i pełni entuzjazmu, na pewno miła odskocznia od forumowego narzekania :P

Ja pierdolę, nie powinienem oceniać po przesluchaniu minuty wyrwanej z kontekstu, ale ludzie mają serio pierdolca z doszukiwaniem się tego dies irae wszędzie. To są 4 nuty, które są tak blisko siebie, że szansa, będąc muzykiem użyjesz ich przynajmniej raz w ciągu kariery wynosi jakieś 10 000 000%, ale ludzie wszędzie na siłę szukają powiązania z typem, który odkrył, że można z tych 4 dźwięków ułożyć fajną melodyjkę jakieś 700 lat temu. W Matrixie doszukiwanie się Dies Irae ma sens, ale w temacie Jyn to jest po prostu śmiech na sali.

No chyba, że w reszcie audycji zapoda jakiś superduper argument, którym mnie przekona, ale to przesłucham dopiero wieczorem.
Michael odpisał mu "Well, well, well - some darn good detective work @DavidWCollins . Impressive... most impressive." więc chyba niczego tam sobie nie zmyśla ;) Zresztą wstępnie umówili się na wywiad, także tam już go wszystkiego dopyta. Michael na pytanie o braki odpisał " Hopefully a more complete release to come someday"...

A i to tylko pierwsza część analizy, ciąg dalszy nastąpi.

ODPOWIEDZ