#58
Post
autor: Ghostek » czw lut 13, 2020 08:17 am
Już po seansie.
Recenzja gotowa do wstawienia, ale czeka na swoją kolej, więc tylko tak rzucę kilkoma wrażeniami, które rozwijam w tekście...
Wpadasz na genialny pomysł, aby stworzyć reboot serii, która współczesnych widzów ni grzeje ni ziębi.
Tworzysz to wszystko pod szyldem feministycznego kina akcji, lansując się przy okazji jako wielka orędowniczka spraw kobiet w branży filmowej.
Mimo wszystko do procesu realizacji zatrudniasz setki mężczyzn, a główne bohaterki traktujesz na planie jak lalki stanowiące wabik na męską stronę popcornożerców.
Po premierze zbierasz ostre baty za, delikatnie rzecz ujmując, „słaby” efekt końcowy. A twoją jedyną formą obrony jest atak... Atak na mężczyzn-recenzentów, którzy nie rozumieją prawdziwego kobiecego kina.
Dziwisz się, że kina dalej świecą pustkami.
Dokładnie tyle „ugrała” Elizabeth Banks na swoim najnowszym filmowym przedsięwzięciu. Aktorka, która ostatnio próbuje swoich sił za kamerą ewidentnie się do tego nie nadaje. Raz, że tworzone przez nią historie są nieciekawe, a stawka o jaką toczy się walka, to jakiś żart (kostki energetyczne, które można wykorzystać jako broń EMP). No i na dokładkę Banksik ma problem z ogarnięciem tego, co dzieje się na planie.
I abstrahując od wielu różnych ułomności, jakimi grzeszy ten obraz chciałbym w tym miejscu napisać tylko jedno. Banks, nie daruję ci tego, co zrobiłaś z postacią graną przez Patricka Stewarta.
Właściwie to dwóch rzeczy ci nie daruję. Drugą jest to, co zrobiłaś z muzyką Tylera, która w tym teledyskowym widowisku jest tylko zapchajdziurą. Nawet tytułowe Charlie's Angels Theme upchnięte zostało na sam KONIEC napisów końcowych.
A, podobały wam się piosenki Madsonika? No to spoko, że sobie ich na płycie posłuchacie, bo w filmie nie.
