Tak, mam wrażenie, ze nawet bez akredytki by się dało wejść. Swoją drogą, rozwaliła mnie jedna wolontariuszka, która mnie pomyliła z tym długowłosym Szwajcarem z Young Talents Award i do mnie podbiła:
-You won the third place award, didn't you?
odpowiadam po polsku:
-nie
na co ona
-second?

No cóż mogę powiedzieć, na gali kawałki Briana były chyba najlepiej zadyrygowane, ale wiesz, to wciąż muza Briana...

Z całego festiwalu najlepiej wypadło Never Ending Story i widać było po Doldingerze wzruszenie. Koncert Titanica miał za głośne dialogi i efekty, do tego sam film to średnio pomysł, bo tam w pewnym momencie przez godzinę grane są może 3 kawałki. Ale tak poza tym, to myślę, że Horner byłby z tego dumny, bo synchro perfekcyjne, a i samo wykonanie było bardzo bliskie jego filozofii - np. chór intonacyjnie brzmiał dokładnie jak u niego, co więcej, zupełnie inaczej brzmiał w miejscach, w których śpiewał partie żywego chóru, a inaczej tam, gdzie imitował syntezator, za co podwójny szacun.
Koncert Abla - jak ktoś był 4 lata temu, to słyszał na żywo wszystkie najważniejsze kawałki. Reszta była wtórna względem nich. Ale bardzo dobrze je wykonał (poza Sunset, które zaczął trochę za szybko i przy wejściu skrzypiec wszyscy nagle zwolnili), do tego bardzo dobrze prowadził własny występ i potrafił wybrnąć z wpadki (kiks nagłośnienia) z humorem, i to takim lekkim i niewymuszonym.
Pod tym względem świetnie też wypadł Jean Michelle Bernard, który jest nie tylko naprawdę światowej klasy wirtuozem, ale miał też świetny kontakt z publicznością i potrafił się bawić muzyką. Za to dużo gorzej wypadła jego żona - wprawdzie zaznaczył, że ona nie ma treningu w śpiewaniu, i miała ona swego rodzaju klubowo-jazzowy urok, ale nie do końca się to sprawdza na tego typu koncercie w sali ze specyficzną akustyką -po pierwsze, często ginęła pod fortepianem, po drugie, w wielu miejscach fałszowała, była pod dźwiękiem. Co nie zmienia faktu, że występ też bardzo udany, bo Bernard genialnie improwizował, potrafiąc osiągnąć najróżniejsze efekty - czasem wywoływał ciary na plecach, a czasem gromki śmiech (jak najbardziej z jego strony zamierzony).
Ogólnie to tak nie było w tym roku koncertu, na jakim by mi szczególnie zależało, więc myślałem, że będzie to jedno wielkie "meh", a okazało się, że to chyba najlepsza edycja na jakiej byłem

