W większości się zgadzam, choć mi się właśnie tytułowa piosenka najbardziej podobała w filmie, poza tym jeszcze fajne było Nicaragua Jerry'ego, reszta spoko, ale też nie zachwyca, zawiodłem się trochę przy Ancora Qui, mój ulubiony utwór na płycie, w filmie wypadł tylko "dobrze"Koper pisze:W obrazie w sumie jakoś super szałowo nie jest. Nie wiem czy w przypadku któregokolwiek fragmentu można by rzec, że Tarantino wykorzystał go lepiej niż pierwotnie był użyty (choćby tytułowa piosenka w oryginalnym "Django" miała ciekawsze 'tło' na napisach początkowych). Niby wszystko (albo prawie wszystko) działa fajnie, ale jakoś nie ma to takiego efektu jak w "Bękartach...", utwory potrafią też być dość brutalnie urywane wraz ze sceną, niby w jakiś sensowny sposób, ale to raczej nie dodaje im roli w filmie. Tak samo jak fakt, że jest ich od cholery, zwłaszcza piosenek, które potrafią pojawiać się jedna po drugiej.Mystery pisze:Django Unchained- przyjemny odsłuch, świetny score ("Giorni Dell'ira" Ortolaniego!), fajne piosenki, zbędne monologi i bardzo jestem ciekaw występowania tego wszystkiego w obrazie, szczególnie "Nicaragua" Goldsmitha. Film trwa coś około 3 godzin, więc pewnie to tylko niewielka część całej użytej tam muzyki, więc tak jak w przypadku Bękartów, trzeba będzie poczekać na kompletną listę utworów i jakieś samoróbki. Piosenka Morricone cudna, znakomity wokal.
A sam film bardzo dobry, powinien zadowolić wszystkich fanów Quentina, choć nie jest to jego najlepszy obraz, ani na pewno nie jest to najlepszy western/spaghetti western (choć w kategorii western z głównym afroamerykańskim bohaterem, to chyba faktycznie nic lepszego nie było). Tylko jak Waltz w kolejnym filmie Tarantino znów będzie grał elokwentnego Niemca, to już się stanie nudne.

Co do filmu, bardzo mi się podobał, choć zgadzam się, że nie jest to najlepszy jego obraz, ale podobał mi się bardziej niż np. Bękarty. Waltz rewelacyjny, zasłużona nominacja do Oscara, Foxx również świetnie zagrał. Także polecam obejrzeć
