Brian Tyler - Battle: Los Angeles

Tutaj dyskutujemy o poszczególnych ścieżkach dźwiękowych napisanych na potrzeby kina.

Jak oceniasz score?

1
1
6%
2
2
13%
3
5
31%
4
7
44%
5
1
6%
 
Liczba głosów: 16

Wiadomość
Autor
Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#301 Post autor: Adam » ndz cze 05, 2011 17:38 pm

Brian rocks! 8) po tym badziewnym filmie i potraktowaniu muzyki w nim, nabrałem większego szacuna do płyty!
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10445
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#302 Post autor: Ghostek » ndz cze 05, 2011 17:57 pm

Adam Krysiński pisze:Brian rocks! 8) po tym badziewnym filmie i potraktowaniu muzyki w nim, nabrałem większego szacuna do płyty!
No ja też. Aż sobie kupię jak wypłatę dostanę :D
Obrazek

Awatar użytkownika
Marek Łach
+ Jerry Goldsmith +
Posty: 5671
Rejestracja: śr maja 04, 2005 16:30 pm
Lokalizacja: Kraków

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#303 Post autor: Marek Łach » ndz cze 05, 2011 18:57 pm

Tomasz Goska pisze:Trzeba jeszcze dodać, że oglądając film tej muzyki prawie nie słychać. Komponuje się z tłem nie robiąc absolutnie żadnego większego wrażenia, tak jak na albumie. Wyjątkiem są tu Redemption oraz Command and Control Center, które jednak sprawiają, że uśmieszek pojawia się na twarzy oglądając te sceny. :)
I Koper dał za to aż tróję? Jakiś litościwy nastrój musiał mieć. ;)

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#304 Post autor: Koper » ndz cze 05, 2011 20:31 pm

Bo nie przeszkadzała w seansie :D
A chłopaki płaczą bo ich ukochanego Brajana w filmie poćwiartowali i pozagłuszali niemiłosiernie, ale to może i lepiej :P
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10445
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#305 Post autor: Ghostek » ndz cze 05, 2011 20:57 pm

W tym rzecz, że nie poćwiartowali za bardzo, tylko układ muzyki na albumie nie odzwierciedla tego, co jest w filmie. Ale faktem jest, że ta ginie bardzo pod naporem SFX :)
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#306 Post autor: Adam » wt cze 14, 2011 19:49 pm

#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#307 Post autor: Adam » pt cze 17, 2011 09:03 am

Goldi wrzucił wczoraj relację z sesji.. EPIC 8)

http://www.scoringsessions.com/sessions/29881

Nie wiem tylko czemu ostatnio każdą sesję wrzuca z półrocznym lub rocznym opóźnieniem ;-)
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#308 Post autor: Tomek » wt cze 28, 2011 14:16 pm

Uwaga, naczelny Tylero-hater chwali Briana 8)

Nawet nieźle się słucha. Oczywiście, jak z większością pozycji Tylera, album "zabija" 80 minut długości. Większość highlightów jest z początku, i te pierwsze 30-40 minut to kawałek niezłej muzyki filmowej, bo potem sporo powtórek i muzyka zaczyna się lekko 'zlewać'. Tematy są raczej takie 'generic' i chyba robione po najmniejszej linii oporu, no ale ten film nie wymagał raczej nic bardziej ambitnego ;-) Gitarki zimmerowskie są nieco drażniące, ale z drugiej strony miły przerywnik od bombastu. Również kilka spokojniejszych emocjonalnych utworów (żeński wokal w Elegy, czy "For Home, Country and Family"). Nie jest to ten typ rąbanki spod znaku "Expendables" i nawet muzyka patriotyczno-akcyjna jest niezła, choć na jedno kopytko pisana. Najlepszy moment na płycie to wejście chóru w "Command and Control Center" - epickie i zalatujące magią. Szkoda, że więcej czegoś takiego nie było, bo widać Briana stać. Tu zasługuje na ***1/2
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#309 Post autor: Adam » wt cze 28, 2011 14:48 pm

szkoda że na starcie skazali ten score na tempy z incepcji i transów , jak wszędzie teraz w takich filmach.. ale i tak aż dziw bierze że taki spoko score wyszedł.
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Koper
Ennio Morricone
Posty: 26547
Rejestracja: pn mar 06, 2006 22:16 pm
Lokalizacja: Zielona Góra
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#310 Post autor: Koper » wt cze 28, 2011 20:42 pm

Ten score był tak potrzebny w tym lichym filmie jak łyżwy na Saharze. Chyba, że chcieli coś zarobić na sprzedaży OSTa.
"Hans Zimmer w tej chwili nic nie potrzebuje. (...) Ciebie też nie potrzebuje." - Paweł Stroiński

Awatar użytkownika
Tomek
Redaktor Kaktus
Posty: 4257
Rejestracja: pn maja 02, 2005 21:43 pm
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#311 Post autor: Tomek » wt cze 28, 2011 20:52 pm

Ja w ogóle się dziwię, że tej muzyki aż tyle na płytę weszło, bo w filmie aż tak dużo jej nie było. Chyba, że część to odrzuty w stylu "I am Legend". Ktoś coś wie? Adam?
Obrazek

Awatar użytkownika
Adam
Jan Borysewicz
Posty: 60014
Rejestracja: wt lis 24, 2009 19:02 pm

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#312 Post autor: Adam » wt cze 28, 2011 20:53 pm

no bankowo.. ja w filmie to słyszałem tylko ze 3 utwory :D
#FUCKVINYL

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10445
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#313 Post autor: Ghostek » czw wrz 01, 2011 12:54 pm

Battle: LA (complete score)

Obrazek

Lista utworów:

01-Broadcast news (1m01) (2:17)
02-Shelf life (1m03) (1:52)
03-See you soon (1m04) (1:09)
04-Family ties (1m05) (0:54)
05-Mobilized (2m06) (7:00)
06-For home, country and family (2m07) (4:02)
07-For home, country and family (alternate) (2m07) (4:02)
08-War hymn (2m08) (2:31)
09-The world is at war (2m09) (1:42)
10-Ambush (2m10) (1:26)
11-Retreat (2m11) (2:25)
12-Separated (3m12-13) (3:15)
13-Scaling the street (3m14) (1:27)
14-Friendlies (3m15) (2:54)
15-Survivors (3m16) (1:03)
16-To hell and back (3m17-18) (7:57)
17-How do we kill it (3m19a) (3:09)
18-The bus (4m19b) (2:45)
19-The drone (4m20) (3:07)
20-Unmanned (4m21) (2:11)
21-Animals and aliens only (4m22) (0:52)
22-The freeway (4m23) (1:57)
23-Road rage (4m24) (8:25)
24-Casualty of war (4m25) (1:42)
25-Waiting for bombs (4m27) (2:55)
26-Regret (5m26) (1:32)
27-Alien objective (5m26a) (1:07)
28-Marines don't quit (5m28) (7:59)
29-Evac (5m29) (3:14)
30-Abandoning Los Angeles (5m30) (4:28)
31-Rebalance (6m30.5) (1:26)
32-Command and control center (6m31) (5:11)
33-Battle Los Angeles (6m32) (5:38)
34-We are still here (6m33) (3:13)

Czas całkowity: 1:46:47

Dzisiaj odsłucham i zdam relację :)
Obrazek

Awatar użytkownika
DanielosVK
Howardelis Vangeshore
Posty: 7893
Rejestracja: sob cze 26, 2010 13:43 pm

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#314 Post autor: DanielosVK » czw wrz 01, 2011 12:55 pm

Complete? Już normalna płyta męczy, a to chyba musi być katorga.
Fe.

Cóż za score, Howard Shore.

Awatar użytkownika
Ghostek
Hardkorowy Koksu
Posty: 10445
Rejestracja: śr kwie 06, 2005 23:17 pm
Lokalizacja: Wyłoniłem się z Nun
Kontakt:

Re: Brian Tyler - Battle: Los Angeles

#315 Post autor: Ghostek » czw wrz 01, 2011 15:07 pm

Więc...

Jest zupełnie tak, jak przewidywałem.
Natłok materiału nuży, to fakt. Sporu tu niepotrzebnego underscore'u, ale chyba nie ma co się dziwić przy ścieżkach takich gabarytów. Pomijam więc ten fakt. Tak samo jak sprawy techniczne.

Oczywiście największym plusem tego kompletnego wydania jest jego "chronologiczność". Nawet nie macie pojęcia jak bardzo producenci zniszczyli oryginalny album tym bombastycznym początkiem i stopniowym spowalnianiem tempa w trakcie dalszego odsłuchu. Utwór "Broadcast news" to moim zdaniem prawidłowe budowanie napięcia i tak powinno się rozpoczynać przygodę z albumem "Battle: LA". Potem następuję nienawidzony przez wszystkich moment odprężenia, pierdółowatych plumkadeł, które spływają po słuchaczu tak na dobrą sprawę. "Mobilized" jest z kolei czymś, czego na początku płyty właśnie zabrakło (po cholerę to w środku na oryginalnym albumie???). Przy odpowiedniej edycji byłby to świetny materiał na wypełnienie luki pomiędzy wspomnianym wcześniej "Broadcast news", a patetycznym "For home, country and family", które na wydaniu complete możemy odsłuchać w dwóch wersjach - pierwotnej (gdzie Tyler rżnie Transformerowy temp track jak się patrzy) i alternatywnej znanej nam z płyty.

W miarę rozkręcania się akcji, muzyka też daje radę. Wbrew powszechnym wyobrażeniom niewiele tam tępego walenia w bębny, dęciaki i ogólnie rzecz biorąc ilustracyjnego hałasu. Tyler skupia się na rytmice ścieżki. Dba jednak, aby nie mówiła sama za siebie, temperując nieco swoje melodyjne zapędy. Natomiast tam, gdzie akurat była potrzeba, aby przypierdolić patosem, Brajan właśnie to czyni. Wśród całej masy mniej absorbującego materiału zdarzają się również ciekawe akcenty, jak ten w postaci "Separated". Trochę przypomina mi on ilustrację z sekcji alienów z ID4. Potrafi więc solidnie wkręcić klimatem.

Apropos klimatu. To, czego wydaniu complete odmówić nie można, to właśnie specyficznej atmosfery. Zdecydowanie nie ma tu pośpiechu, tematy mają więc szansę zaistnieć w momencie, w którym powinny, po czym następuje dłuższy okres odprężenia. Album nie gniecie również tak bardzo patosem. Warto przecież zwrócić uwagę na to, że wszystkie utwory z największą ilością mdłego patosu pojawiają się w środku, albo pod koniec wydania (Road rage, Evac, Command and control center, Battle Los Angeles). Słuchacz ma zatem szansę nabrać apetytu na bardziej zdecydowane brzmienia zanim je dostanie, a nie tak jak w przypadku oryginalnego albumu rzygać już nimi w połowie jego długości.

Trudno ocenić, które wydanie (oryginalne, czy complete) jest lepsze. Każde pokazuje ścieżkę z innej perspektywy i każde ma swoje zalety i wady. Myślę, że osoby, które bardzo sceptycznie podchodzą do albumu Varese nie mają czego szukać na tym komplecie. Dla reszty jest to na pewno ciekawy eksperyment pokazujący, że producenci oficjalnych albumów potrafią spartolić wydawać by się mogło prostą sprawę. Bo przecież odpowiednia selekcja, montaż i sposób zaprezentowania ścieżki również w pewnym stopniu wystawiają o niej świadectwo.
Obrazek

ODPOWIEDZ