I jeszcze mieć 3 fakultety i 40 doktoratówhp_gof pisze: Idealny recenzent muzyki filmowej powinien orientować się w tematyce:
-dziennikarskiej
-muzycznej
-filmowej
Oprócz tego powinien oceniając daną ścieżkę dźwiękową znać:
-całą twórczość danego kompozytora
-całą twórczość pozostałych kompozytorów
aby w pełni ocenić nowe dzieło w kontekście dorobku autora i innych kompozytorów.

co do tego pogrubionego - znajdź mi takiego człowieka, to Cię ozłocę

Dokładnie - pieprzenie. Tak jak w każdej większej gazecie nikt nie ma bóg wie jakiej wiedzy, tak i trudno wymagać tego od (tak na dobrą sprawę) pasjonatów, którzy prócz własnej satysfakcji gówno mają z tego, co robią. Jasne, że trzeba być choć trochę rozeznanym w temacie w jakim się pisze, żeby nie walić faili, jak wyżej bladu, ale bez przesady - żadne wykształcenia nie są tu wymagane. Zresztą wystarczy przywołać tu choćby Olka, od którego wszystko się zaczęło - ma gość wykształcenie muzyczne, ale jego oceny muzyki i recenzje jako takie, to śmiech na sali jest. Koleś brnie w jakieś niezrozumiałe dla przeciętnego czytelnika technikalia, a na końcu stwierdza, że ta muzyka jest dobra, bo tak, a ta nie jest, bo nie. W dodatku żadnej krytyki nie jest w stanie przyjąć. To raz.bla
bla
bla
Dwa - muzyka filmowa, jak każda inna muzyka, którą wydają na płytach, jest dla ludzi. Więc pomijając oczywistą oczywistość, jaką jest działanie w filmie, to każdy może sobie ocenić taki album wg własnego uznania, a potem taką ocenę opublikować i nikt nie powinien się go czepiać, że nie ma wykształcenia (zresztą wystarczy sobie czasem poczytać recenzje filmówki w niektórych wydaniach prasowych albo na uznanych portalach - z reguły podpisują się pod nimi osoby, które niewiele lub nic wspólnego z danym gatunkiem nie mają albo nie wiedzą o nim więcej od przeciętnego Kowalskiego, a jednak ich 'praca' jest i publikowana i opłacana i, co więcej, stanowi dla danej grupy czytelników wytyczne). Najważniejsze, by recka nie miała byków językowych, miała ręce i nogi i była w miarę rzetelna. Tyle.