A nie ukrywajmy, że jednak jest pewna "moda" na wspominanie lat 80tych i próby realizacji filmów w tym stylu. Nawet czasami są to amatorskie komedie jak "Kung Fury" i widać jaką się cieszą popularnością. Tym bardziej ludzie się podniecają jak nagle syntezatory zabrzmią jak za dawnych czasów, a osoba na nich grająca ma wieśniacką fryzurę mullet i wąsa, a la gwiazda porno, czy osiedlowy pedofil.
Dlatego też ja jestem ostrożny, gdyż jednak sporo tych ścieżek wygląda, szczególnie jak się spojrzy na gry. Tylko, że często ogranicza się to do odpowiedniego brzmienia syntezatorów i to już było. Dlatego też jestem większym fanem "Nerve" Roba Simonsena, gdzie jednak nie mamy tylko pustą imitację, ale jednak kryje się coś więcej w tej muzyce.
Nie ukrywam, że tutaj chłopakiem przypisywały jak najlepsze chęci i mogą mieć serca po właściwej stronie. Ale i podejście jest dość proste, aby nie powiedzieć banalne i czy do końca trafione to też nie wiadomo. No i jeszcze ta nieszczęsna zrzynka z Martineza.
