Jest to mój pierwszy post, więc proszę się na razie wstrzymać z falą krytyki

"Water for Elephants" JNH mnie nie zachwyciła, nie miała w sobie takiej siły, jak zeszłoroczny "The Last Airbender". Słychać w niej tę malutką cyrkową magię, podobną odrobinę do "Benjamina Buttona", jednak jest to jedynie nikła część tego, co Howard mógł pokazać. Zapowiada się ciekawie, jednak już po drugim utworze zaczyna się tworzyć nastrój nudy, który ciągnie się i ciągnie, aż do ostatniego utworu. Finalnie tylko
Did I Miss It?, The Circus Sets Up, Jacob Returns oraz
The Stampede / I’m Coming Home zasługują na uwagę, reszta to tylko dodatki, którymi nie trzeba sobie zaplątać głowy.
Filmu nie oglądałem, jednak niedawno dane mi było przeczytać książkę, i mam co do niej mieszane uczucia. Fabuła opiera się na miłości, która nie może mieć miejsca, temat oklepany. Jeśli scenariusz wyglądał tak jak powieść, to JNH nie miał zbytniego pola do popisu, jednak nie z takiej sytuacji wychodził obronną ręką. Tutaj udało mu się to tylko połowicznie.
3/5